Obejrzał się przez ramię.
– No to chodźmy do mojego hotelu – rzekł. – Może
mają tam jakiś bar.
Poszli razem w milczeniu ciemnymi i cichymi ulicami, cztery przecznice na południe. Ominęli plac od wschodu i przeszli obok budynku sądu. Reacher spojrzał na gmach.
– Jak się udała kolacja? – zapytał.
– Ojciec próbował coś ze mnie wyciągnąć. Nadal sądzi, że jesteś moim świadkiem.
– Wyjaśniłaś mu, że nie?
– Nie mogę mu powiedzieć. Twoje informacje są zastrzeżone. Dzięki Bogu.
– Chcesz, żeby się denerwował.
– On się nie denerwuje. Jest całkowicie pewien wygranej.
– Ma rację.
– Zatem jutro wyjeżdżasz?
– Możesz być tego pewna. To dziwne miasto.
– Jakaś dziewczyna przystawia się do ciebie, czy to zaraz musi być spisek?
Reacher nie odpowiedział.
– Takie rzeczy się zdarzają – ciągnęła. – No nie? Bar,
obcy facet, sam w mieście, dlaczego jakaś dziewczyna nie miałaby się zainteresować? No wiesz, nie jesteś odrażający. Reacher szedł, nie odzywając się.
– Co jej powiedziałeś, że cię spoliczkowała?
– Nie okazywałem zainteresowania, ona nie rezygnowała, zapytałem, czy jest dziwką. Mniej więcej.
– Dziwką? Za coś takiego w Indianie możesz zostać spoliczkowany. A jej braciom może się to nie podobać.
– To było ukartowane, Helen. Bądźmy realistami. Miło z twojej strony, że tak mówisz, ale nie jestem facetem, za którym uganiają się kobiety. Wiem o tym, jasne? Tak więc to była zasadzka.
– Żadna kobieta jeszcze się za tobą nie uganiała?
– Ona uśmiechnęła się triumfalnie. Jakby znalazła okazję, żeby mnie wrobić. Jakby coś jej się udało.
Helen Rodin nic nie powiedziała.
– A ci faceci nie byli jej braćmi – dodał Reacher. – Wszyscy byli mniej więcej w tym samym wieku, a w ich prawach jazdy widniały różne nazwiska.
– Och!
– Tak więc to zostało zaaranżowane. I to jest dziwne. Coś takiego robi się tylko z dwóch powodów. Dla zabawy lub dla pieniędzy. Gość w barze może mieć kilka dolarów, ale niewiele. Tak więc zrobili to dla zabawy. A to jest dziwne. Podwójnie dziwne, bo dlaczego wybrali akurat mnie? Musieli zdawać sobie sprawę z tego, że mogę im dokopać.
– Było ich pięciu. Pięciu facetów nie mogło się spodziewać, że jeden gość skopie im tyłki. Szczególnie w Indianie.
– Może byłem jedynym obcym w barze.
Popatrzyła przed siebie.
– Zatrzymałeś się w Metropole Palace?
Skinął głową.
– Ja i kilka innych osób.
– Przecież dzwoniłam tam i usłyszałam, że cię tam nie ma. Obdzwoniłam wszystkie hotele, kiedy szukałam cię po południu.
– W hotelach podaję przybrane nazwiska.
– Dlaczego?
– Po prostu zły nawyk. Już ci mówiłem. To odruchowe.
Razem weszli po frontowych schodach i przez grube mosiężne drzwi. Pomimo wczesnej pory w hotelu panowała cisza. W holu nie było nikogo. W jednej z bocznych sal mieścił się bar. Był pusty, tylko senny barman opierał się o kasę.
– Piwo – powiedziała Helen Rodin.
– Dwa – dorzucił Reacher.
Zajęli stolik przy zasłoniętym oknie, a barman przyniósł im dwie butelki piwa, dwie serwetki, dwie oszronione szklanki i miseczkę z orzechami. Reacher podpisał rachunek i podał numer swojego pokoju.
Helen Rodin uśmiechnęła się.
– Zatem za kogo biorą cię w Metropole?
– Za Jimmy'ego Reese'a – odparł Reacher.
– Kto to taki?
– Chwileczkę – powiedział Reacher.
Błysk zdziwienia w jej oczach. Nie wiedział dlaczego
Miło mi cię poznać, Jimmy Reese.
– Ta dziewczyna mnie szukała – powiedział. – Nie
przypadkowego samotnego faceta.
– Naprawdę?
Skinął głową.
– Zapytała, jak się nazywam. Powiedziałem, że Jimmy Reese. To na moment zbiło ją z tropu. Była wyraźnie zaskoczona. Jakby chciała powiedzieć: Ktoś przed chwilą mi mówił, że ty jesteś Jack Reacher, a nie Jimmy Reese. Zamilkła, ale zaraz doszła do siebie.
– Pierwsze litery są takie same. Jimmy Reese, Jack Reacher. Ludzie często tak robią.
– Była bystra – powiedział. – Wcale nie taka głupia, na jaką wyglądała. Ktoś jej mnie wskazał i nie dała się zwieść. Jack Reacher miał oberwać dziś wieczorem, a ona miała tego dopilnować.
– Kim oni byli?
– A kto zna moje nazwisko?
– Policja. Dopiero co tu przyjechałeś.
Reacher tego nie skomentował.
– No co? – nalegała Helen. – Policjanci? Chcieli bronić swojej sprawy?
– Nie przyjechałem tu atakować ich sprawy.
– Jednak oni o tym nie wiedzą. Myślą, że przyjechałeś tu właśnie po to.
– Ta sprawa nie potrzebuje takiej obrony. Jest murowana. A ponadto nie wyglądali na policjantów.
– A kto jeszcze jest zainteresowany?
– Rosemary Barr. Jest zainteresowana. Zna moje nazwisko. I wie, dlaczego tu jestem.
– To śmieszne – orzekła Helen.
Reacher milczał.
– To śmieszne – powtórzyła. – Rosemary Barr to zwyczajna myszowata sekretarka. Nie wymyśliłaby czegoś takiego. Nie wiedziałaby, jak to zrobić. Nigdy w życiu.
– To była czysta amatorszczyzna.
– W porównaniu z czym? Tamtych było pięciu. Na większość facetów by wystarczyło.
Reacher znów nic nie powiedział.
– Rosemary Barr była w szpitalu – ciągnęła Helen. – Poszła do niego po naradzie w moim biurze, siedziała tam przez większość popołudnia i założę się, że wciąż tam jest. Ponieważ jej brat odzyskuje przytomność. Ona chce być przy nim.
– Zakład o dziesięć dolców, że ma telefon komórkowy.
– Na intensywnej terapii nie można używać komórek. Powodują zakłócenia.
– No to z automatu.
Jest zbyt zajęta.
– Ratowaniem brata.
Teraz Helen Rodin nie odpowiedziała.
– To twoja klientka – rzekł Reacher. – Jesteś pewna swojej bezstronności?
– Nie myślisz jasno. James Barr prosił, żeby cię sprowadzić. Chciał, żebyś tu był. Tak więc jego siostra również sobie tego życzy. Chce, żebyś został tutaj, dopóki nie wyjaśni się, w jaki
sposób możesz mu pomóc. I jest pewna, że możesz pomóc, bo czy w innym wypadku brat prosiłby, żeby cię tu ściągnąć? Reacher milczał.
– Przyjmij to do wiadomości – powiedziała Helen. – To
nie była Rosemary Barr. W jej najlepszym interesie leży, żebyś
był tutaj, cały, zdrowy i przytomny.
Pociągnął długi łyk piwa. Potem kiwnął głową.
– Najwidoczniej ktoś szedł za mną dziś do tego baru. Od tego hotelu. Zatem byłem śledzony od lunchu. Jeśli Rosemary zaraz po naradzie poszła do szpitala, nie miała czasu, aby to zorganizować.
– Czyli wracamy do kogoś, kto uważa, że możesz podważyć dowody. Dlaczego nie policja? Policjanci mogli cię śledzić. Jest ich wielu i mają radiostacje.
– Policjanci stawiają czoło kłopotom. Nie wyręczają się dziewczynami.
– Ona też mogła być policjantką.
Reacher pokręcił głową.
– Za młoda. Zbyt roztrzepana. Za długie włosy.
Helen wyjęła z torebki długopis i napisała coś na serwetce. Podsunęła mu ją.
– To mój numer telefonu komórkowego – powiedziała. – Może ci się przydać.
– Nie sądzę, żeby ktoś chciał dochodzić ode mnie odszkodowania.
– Nie tego się obawiam. Boję się, że możesz zostać aresztowany. Nawet jeśli to nie była sprawka policjantów, mogli zajrzeć do tego baru. Mógł ich wezwać właściciel. Albo szpital. Bo ci trzej chłopcy na pewno wylądowali w szpitalu. A dziewczyna zna teraz twoje przybrane nazwisko. Tak więc możesz mieć kłopoty. Gdybyś miał, wysłuchaj, jak odczytają ci prawa, a potem zadzwoń do mnie.
Читать дальше