A Reacher nie chciał, żeby wszystko wyszło na jaw. Przynajmniej dopóki nie jest to absolutnie konieczne. Weterani wojny w Zatoce i tak wiele przecierpieli, pozatruwani toksycznymi substancjami i uranem. Jedyne, co im pozostało, to zaszczyt udziału w zwyczajnej, czystej wojnie. Nie zasługiwali na to, aby ich łączono z takimi jak Barr i jego ofiary. Ludzie powiedzieliby: „O rany, oni wszyscy tak robili”. A Reacher wiedział, że to nieprawda. Służyli tam dobrzy żołnierze. Dlatego nie chciał ujawniać tej historii, dopóki nie jest to absolutnie konieczne i tylko jeśli sam uzna, że tak trzeba.
Dlatego nic nie należy sugerować Alexowi Rodinowi. Ani dzwonić na wszelki wypadek.
Zatem… Właściwie co?
Postanowił zostać jeszcze dwadzieścia cztery godziny. Może w tym czasie lekarze będą w stanie podać dokładniejsze rokowania. Pewnie porozmawia z Emersonem i zapozna się z dowodami. A wtedy przypuszczalnie będzie mógł spokojnie pozostawić sprawę w rękach Rodina jako sądowniczy samograj. A gdyby w jakiejś odległej przyszłości znów pojawiły się
problemy, przeczyta o nich w gazecie na jakiejś plaży lub w barze, po czym znowu tu wróci.
Miał więc spędzić dwadzieścia cztery godziny w prowincjonalnym miasteczku.
Postanowił sprawdzić, czy jest tu rzeka.
***
Była. Szeroka, o leniwym nurcie, płynąca z zachodu na wschód przez południową część miasta. Domyślił się, że to jakiś dopływ Ohio. Jej północny brzeg był wyrównany i wzmocniony potężnymi kamiennymi blokami na odcinku około trzystu jardów. Każdy z tych głazów ważył około pięćdziesięciu ton. Były idealnie ociosane i dobrze dopasowane. Tworzyły osłonę. Nabrzeże. Osadzono w nich grube żelazne grzyby pachołków do mocowania cum. Nabrzeże z kamiennych bloków wznosiło się trzydzieści stóp nad poziomem wody. Wzdłuż niego stały drewniane wiaty, otwarte od strony rzeki i ulicy. Ulica była brukowana. Przed stu laty cumowały tu wielkie barki. Tłumy ludzi uwijały się przy ich rozładunku. Wozy z łoskotem przejeżdżały po bruku. Teraz było tu pusto. W głębokiej ciszy słychać było tylko szum wody. Rdza porastała żelazne grzyby pachołków, a kępy wodorostów sterczały między kamiennymi głazami.
Na niektórych szopach pozostały wyblakłe napisy. Suszone owoce McGinty'ego. Centrala Nasienna Allentown. Hurtownia Parkera . Reacher przeszedł całe trzystujardowe nabrzeże, oglądając te magazyny. Wciąż stały, mocne i solidne. Przygotowane do remontu, domyślił się. Miasto, które stawia fontannę na miejskim placu, odnowi także nabrzeże. To nieuniknione. W całym mieście trwały prace budowlane. Miasto rozrośnie się na południe. Dadzą komuś ulgi podatkowe, żeby otworzył kawiarnię nad rzeką. Albo bar. Może z muzyką na żywo, od czwartku do soboty. Może z małym muzeum tutejszego rzecznego handlu.
Odwrócił się, żeby odejść, i stanął oko w oko z Helen Rodin.
– Nie jest pana aż tak trudno znaleźć – powiedziała.
– Najwyraźniej – odparł.
– Turyści zawsze przychodzą do doków. Miała w ręku dyplomatkę.
– Mogę postawić panu lunch?
***
Poprowadziła go z powrotem na północ, na skraj dawnej dzielnicy nędzy. Tutaj na odcinku jednego kwartału miasto zmieniało się ze starego i podupadłego w nowe i odrestaurowane. W miejscu familijnych sklepików, z wystawami eksponującymi worki do odkurzaczy i węże do zmywarek, pojawiały się nowe butiki z sukienkami za sto dolarów. A także kafejki z kawą po cztery dolary, sklepy z butami i wyrobami z tytanu. Przeszli obok kilku z nich, a potem Helen Rodin wprowadziła go do jadłodajni. Widywał już tego rodzaju lokale. Zazwyczaj ich unikał. Białe ściany, trochę odsłoniętych cegieł, błyszczące chromem stoliki i krzesła, przedziwne sałatki. Przypadkowy dobór składników nazywany inwencją.
Zaprowadziła go do stolika w kącie. Tryskająca energią dziewczyna przyniosła jadłospis. Helen Rodin zamówiła coś z pomarańczami, włoskimi orzechami i serem gorgonzola. Oraz filiżankę ziołowej herbaty. Reacher zrezygnował ze studiowania menu i zamówił to samo, tylko z kawą, zwykłą, czarną.
– To mój ulubiony lokal – oznajmiła Helen.
Skinął głową. Wierzył jej. Wyglądała tu jak w domu. Rozpuszczone długie włosy, czarny strój. Młodzieńczy entuzjazm. On był starszy, z innych czasów i innego świata.
– Chciałabym, żeby mi pan coś wyjaśnił – powiedziała.
Pochyliła się i otworzyła teczkę. Wyjęła ten stary magnetofon
kasetowy. Ostrożnie postawiła go na stoliku. Nacisnęła klawisz odtwarzania. Reacher usłyszał głos pierwszego adwokata Jamesa Barra, mówiący: Nie ma sensu zaprzeczać . A potem głos Barra, mówiącego: Sprowadźcie mi Jacka Reachera .
– Już mi to pani puszczała – przypomniał.
– Dlaczego tak powiedział? – zapytała Helen.
– To właśnie mam pani wyjaśnić?
Kiwnęła głową.
– Nie potrafię.
– Logicznie rzecz biorąc, jest pan ostatnią osobą, z którą chciałby się widzieć.
– Racja.
– Czy mógł mieć jakieś wątpliwości co do pańskich emocji? Przed czternastoma laty?
– Nie sądzę. Wyraziłem się wystarczająco jasno.
– Dlaczego więc prosił teraz, żeby pana sprowadzić?
Reacher nie odpowiedział. Kelnerka przyniosła posiłek i zaczęli jeść. Pomarańcze, orzechy włoskie, ser gorgonzola, rozmaite liście i warzywa oraz winny sos z jeżyn. Całkiem niezłe. A kawa była w porządku.
– Chcę przesłuchać całą taśmę.
Odłożyła widelec i wcisnęła klawisz powrotnego przewijania. Trzymała rękę jak pianistka, każdy palec na innym klawiszu. Miała długie palce. Nie nosiła pierścionków. Umalowane paznokcie, równo przycięte. Nacisnęła klawisz odtwarzania i podniosła widelec. Reacher przez chwilę nie słyszał żadnego dźwięku, dopóki nie skończyła się taśma rozbiegowa. Potem usłyszał więzienne odgłosy. Echa, brzęk metalu w oddali. Ludzki oddech. Odgłos otwierania drzwi i siadania na krześle. Nie było chrobotu przesuwania. Więzienne krzesło, przyśrubowane do podłogi. Adwokat zaczął mówić. Był stary i znudzony. Nie miał ochoty tam być. Wiedział, że Barr jest winny. Przez chwilę wygłaszał komunały. Zirytował się milczeniem Barra. Potem rzekł ze zniechęceniem: Nie pomogę panu, jeśli pan sam nie chce sobie pomóc. Zapadła bardzo długa cisza, a później znów rozległ się głos Barra, poruszonego, mówiącego prosto do mikrofonu: Mają niewłaściwego faceta. Barr powtórzył to. Potem prawnik zaczął od nowa, nie wierząc mu, mówiąc, że mają wszystkie dowody, szukając jakiegoś sensu tej wypowiedzi. Potem Barr poprosił o sprowadzenie Reachera, dwukrotnie, a adwokat też dwa razy spytał, czy Reacher jest lekarzem. Następnie Barr wstał i odszedł. Słychać było łomotanie w drzwi, a potem zapadła cisza.
Helen Rodin wcisnęła klawisz „Stop”.
– Zatem dlaczego? – zapytała. – Dlaczego powiedział,
że tego nie zrobił, a potem zażądał sprowadzenia faceta, który
na pewno wie, że on to już kiedyś zrobił?
Reacher tylko wzruszył ramionami. Mimo to po minie Helen poznał, że ona zna już odpowiedź.
– Pan coś wie. Może sam pan nie zdaje sobie z tego sprawy. Jednak musi pan coś wiedzieć. Coś, co jego zdaniem może mu pomóc.
– Czy to ma teraz jakieś znaczenie? On jest w śpiączce. Może nigdy się nie wybudzi.
– To ma ogromne znaczenie. Mógłby być lepiej traktowany.
– Ja nic nie wiem.
– Na pewno? Czy przed laty przeszedł badania psychiatryczne?
– Sprawy nie zaszły aż tak daleko.
– Czy twierdził, że był niepoczytalny?
Читать дальше