Arturo Perez-Reverte - Terytorium Komanczów

Здесь есть возможность читать онлайн «Arturo Perez-Reverte - Terytorium Komanczów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Terytorium Komanczów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Terytorium Komanczów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Autor opowiada o prawdziwej wojnie. Kreśli barwne postaci dziennikarzy, operatorów, tłumaczy i dźwiękowców, pracujących dla prasy i telewizji na frontach. Zmusza do refleksji nad etyką na granicy życia i śmierci, na terytorium Komanczów.
"gdzie instynkt każe zatrzymać samochód i zawrócić. Gdzie drogi są puste, a domy obrócone w ruiny, i zawsze wydaje się, że zaraz zapadnie zmrok; idziesz przyklejony do muru, w kierunku padających w oddali strzałów i słyszysz chrzęst swoich kroków na potłuczonym szkle. (…) i choć nikogo nie widzisz, wiesz, że jesteś obserwowany. To tam, gdzie nie widzisz luf, ale lufy widza ciebie".

Terytorium Komanczów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Terytorium Komanczów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Usłyszał wystrzał z moździerza kalibru 60 mm umieszczonego na obrzeżach wsi, w odległości kilometra od mostu, i rozejrzał się w poszukiwaniu miejsca, gdzie mógłby się schować. Miał około dwudziestu sekund do wybuchu, jeśli pocisk leciał w ich kierunku, postanowił więc zapomnieć o kewlarowym hełmie leżącym na ziemi zbyt daleko, obok Marqueza. Podszedł bez pośpiechu do skarpy i położył się twarzą do ziemi, patrząc na kolegę, który choć nadal klęczał przy zabitym, też usłyszał moździerz i patrzył na niebo, jakby spodziewał się, że zobaczy, jak nadlatuje pocisk.

Przez wiele lat jeździli razem na różne wojny i Barles doskonale wiedział, o czym myśli kamerzysta. Bardzo trudno jest sfilmować wybuch bomby, bo nigdy dokładnie nie wiadomo, gdzie ona spadnie. Na wojnach bomby spadają jak chcą, a prawa prawdopodobieństwa sumują się z prawami balistyki. Nie ma rzeczy bardziej kapryśnej niż pocisk przypadkowo wystrzelony z moździerza, i można całe życie filmować rozmaite bombardowania i nie zrobić ani jednego porządnego ujęcia wybuchu. Tak samo z żołnierzami podczas walki – nigdy nie wiesz, którego trafią, i jeśli sfilmujesz taki moment, zawsze jest to czysty przypadek, tak jak udało się to Enrique del Viso w Bejrucie w osiemdziesiątym dziewiątym. Filmował grupę szyitów, niespodziewanie ostrzelanych ogniem z broni automatycznej, no i – bingo! Później na stop-klatkach można było zobaczyć pomarańczowe punkty, partyzanta z Amalu [2]z nagłym skurczem twarzy podnoszącego dłoń do piersi i równocześnie wypuszczającego broń, wykrzywioną twarz Barlesa i jego usta otwarte w krzyku: filmuj, filmuj! Ludziom się wydaje, że człowiek przyjeżdża na wojnę, od razu kręci takie zdjęcia, i gotowe. Ale kule i bomby robią bang-zaka-bum i nikt nie wie, gdzie polecą. Barles widział, jak Marquez nadal klęcząc, zarzucił na ramię kamerę i znów filmował zabitego. Jeśli pocisk moździerza padnie blisko, szybkim ruchem kamery przejdzie z jego twarzy na słup dymu i kurzu po wybuchu, zanim się on rozwieje. Barles miał nadzieję, że przynajmniej jedna ścieżka dźwiękowa została przestawiona na ręczną manipulację. Jeśli jest nastawiona na automat, filtr wycisza odgłosy strzałów i eksplozji bomb, które potem brzmią fałszywie, jakby przytłumione, tak jak w kinie.

Pocisk moździerzowy upadł daleko, na granicy lasu, a Barles uśmiechnął się w duchu, wyobrażając sobie przerażenie chorwackich saperów. Marquez nie poruszył się podczas wybuchu, drgnął jedynie na obiektywie pierścień ostrości, gubiącej się teraz w przestrzeni. Podniósł się powoli i podszedł do miejsca, gdzie nadal leżał

Barles. Kiedyś w Sarajewie, gdy Miguel de la Fuente robił to samo, co teraz Marquez, to znaczy polował na wybuch, spadł na niego odłamek pocisku z serbskiego moździerza. Odłamek i żwir, i asfalt z połowy ulicy. Uratowała go kuloodporna kamizelka i hełm, a kiedy schylił się, żeby podnieść kawałek odłamka na pamiątkę tego, że był tak blisko wybuchu, metal oparzył mu rękę. W najgorszych czasach w Sarajewie to się nazywało shop-ping. Zakładali hełmy i kamizelki, przywierali do muru na ulicy starego miasta i słuchali, skąd nadlatują kule i pociski. Kiedy coś spadało blisko, biegli i filmowali dym, płomienie, gruzy. Ochotników wydobywających ofiary. Marquez nie lubił, jak Barles pomagał ekipom ratunkowym, bo właził w kadr i psuł całe ujęcie.

– Było zostać pielęgniarką, kretynie!

Marquezowi łzy nie pozwalały dobrze złapać ostrości, dlatego nigdy nie płakał, kiedy spod gruzów wyciągano dzieci ze zmiażdżonymi głowami, chociaż potem przez długie godziny siedział w kącie, nie otwierając ust. Paco Custodio owszem, popłakał się pewnego razu w kostnicy w Sarajewie, któregoś z tych dni, kiedy zdarzało się po dwudziestu, trzydziestu zabitych i przeszło pół setki rannych; nagle odłożył kamerę i zaczął płakać, choć przez ponad miesiąc znosił to bez mrugnięcia okiem. Potem wrócił do Madrytu, a na jego miejsce przyjechał inny kamerzysta, który po pierwszym dziecku zmasakrowanym przez moździerz upił się i stwierdził, że jest mu wszystko jedno. No i Miguel de la Fuente tak samo trzymał swój betacam na ramieniu, kiedy spadł na niego żwir i odłamek podczas shoppingu w Dobrinji, to jest w takiej dzielnicy Sarajewa, gdzie strzelano do ciebie bez przerwy i ze wszystkich stron i gdzie ściany budynków w najlepszym stanie mierzyły najwyżej półtora metra. Miguel był twardym facetem, tak samo jak Custodio i tak samo jak twardzi byli Josemi Diaz Gil w Kuwejcie, Salwadorze i Bukareszcie albo Del Viso w Bejrucie, Kabulu, Chorramszahr i Managui. Wszyscy to byli twardzi faceci, ale Marquez był z nich najtwardszy. Barles tak myślał, patrząc, jak do niego podchodzi, kulejąc. Marquez kulał od piętnastu lat, od czasu, kiedy idąc z Miguelem de la Cuadra pewnej bezksiężycowej nocy spadł w przepaść razem z dwoma Erytrejczykami, niedaleko Asmary. Obydwaj partyzanci zginęli, a on przez pół roku leżał sparaliżowany w szpitalu, z kręgosłupem przerobionym na grzechotkę, nie ruszając nogami i robiąc pod siebie w spodnie piżamy. Wyszedł z tego – choć nikt już nie dawał za niego złamanego grosza – tylko dzięki sile woli i energii życiowej. Teraz, zawsze kiedy się pojawiał w redakcji, ludzie odsuwali się i patrzyli na niego w milczeniu. Marquez nie tylko jeździł na wojnę. Jego zdjęcia to była wojna.

– Zmarnowała mi się bomba.

– Widziałem.

– Za daleko spadła.

– Lepiej za daleko niż za blisko.

To jedna z zasad zawodowych, podobnie jak ta, że lepiej, jeżeli trafi w ciebie niż we mnie. Marquez powoli kiwał głową. Odwieczny dylemat na terytorium Komanczów polega na tym, że jeśli jesteś zbyt daleko, nie wychodzą ci zdjęcia, a jeśli jesteś zbyt blisko, tracisz zdrowie i życie i nie możesz o tym opowiedzieć. Najgorsze w robieniu shoppingu pod ogniem moździerzy jest nie to, że pociski spadną za blisko, ale że trafią prosto w ciebie. Marquez położył kamerę na ziemi i patrzył na most zmrużonymi oczyma. Wkurzał się, gdy Barles albo inni włazili mu w kadr, kiedy filmował zabite dzieci między gruzami, choć czasem, kiedy już nie wytrzymywał, odkładał kamerę i też brał się do odrzucania gruzów – ale dopiero wtedy, gdy miał dość zdjęć na półtoraminutowy materiał do wiadomości. Marquez był niskim i żylastym blondynem o jasnych oczach, dziewczyny uważały, że jest atrakcyjny. Byli tacy, co mówili, że przeleciał Ninę Rodicio podczas bombardowania Bagdadu, ale to bzdura. Podczas bombardowania, gdyby tylko miał kamerę pod ręką, Marquez nie szepnąłby jednego czułego słówka nawet Orianie Fallaci w jej najlepszych czasach

Meksyku, Sajgonu i tak dalej. A Nina Rodicio bynajmniej nie jest Orianą Fallaci.

– Chcę mieć ten most – powiedział Marquez swoim chrapliwym głosem, brzmiącym jak stara kołatka.

Obydwaj chcieli go mieć, ale on przede wszystkim. Dlatego właśnie siedzieli tutaj, zamiast uciekać razem ze wszystkimi, mimo że już się robiło późno: zostały niecałe trzy godziny do drugiego wydania wiadomości, a trzeba jeszcze liczyć pięćdziesiąt minut na jazdę złymi drogami do miejsca, skąd nadawali. Ale Marquez bardzo chciał mieć ten most i był człowiekiem upartym. Prawie nigdy nie zakładał kamizelki kuloodpornej ani hełmu, bo przeszkadzały mu w pracy z kamerą. Codziennie mieli awantury na ten temat.

– Nie żeby mi jakoś specjalnie zależało – mawiał Barles – ale jak cię trafią, zostanę bez kamerzysty.

W ramach zemsty Marquez kazał stawać mu podczas kręcenia materiałów w miejscach trudnych, gdzie nie można się skoncentrować, kiedy trzeba mówić do mikrofonu, bo bardziej uważasz na to, co się dzieje, niż na to, co chcesz powiedzieć. Jesteśmy właśnie w… bang-bang. Poczekaj, zacznę od początku. Jesteśmy tutaj. No popatrz, teraz to sukinsyny nie strzelają. Jesteśmy w… bang-bang. Udało się? Trzy lata wcześniej, w Borovo Naseije, Marquez trzymał go przez pięć minut bez żadnej osłony w odległości stu metrów od serbskich linii, każąc mu trzykrotnie powtarzać nagranie, które, swoją drogą, już przy pierwszym podejściu było całkiem udane. Jadranka, chorwacka tłumaczka, zrobiła im wtedy zdjęcie: na drodze pełno gruzu, wypatroszony serbski czołg w tle, Barles krzyczy ze wściekłą miną, a obok niego Marquez, z kamerą na ramieniu, pęka ze śmiechu. Mimo wszystko lubili razem pracować. Obydwaj lubili żyć w ten sposób, łączyło ich wspólne poczucie humoru – szyderczego, szorstkiego i cierpkiego.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Terytorium Komanczów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Terytorium Komanczów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arturo Pérez-Reverte - La Carta Esférica
Arturo Pérez-Reverte
Arturo Perez-Reverte - The Flanders Panel
Arturo Perez-Reverte
libcat.ru: книга без обложки
Arturo Pérez-Reverte
Arturo Pérez-Reverte - The King's Gold
Arturo Pérez-Reverte
Arturo Pérez-Reverte - Purity of Blood
Arturo Pérez-Reverte
Arturo Perez-Reverte - Captain Alatriste
Arturo Perez-Reverte
Arturo Pérez-Reverte - Der Club Dumas
Arturo Pérez-Reverte
libcat.ru: книга без обложки
Pérez-Reverte, Arturo
Arturo Perez-Reverte - Queen of the South
Arturo Perez-Reverte
Arturo Perez-Reverte - The Seville Communion
Arturo Perez-Reverte
Arturo Perez-Reverte - Szachownica Flamandzka
Arturo Perez-Reverte
Отзывы о книге «Terytorium Komanczów»

Обсуждение, отзывы о книге «Terytorium Komanczów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x