Przeor Gotfryd przybył zaś, aby ratować ich dusze. To było szlachetne z jego strony, zważywszy na niechęć panującą między nim a przeoryszą. Stanowiło też akt odwagi. Ksiądz, który zazwyczaj wysłuchiwał spowiedzi sióstr, odmówił wizyty, bojąc się zarazy, i wysłał zamiast tego list zawierający odpuszczenie wszelkich grzechów, jakie tylko mniszki mogły popełnić.
Padało. Gargulce wypluwały wodę z dachu nad krużgankami prosto na zaniedbany ogród pośrodku dziedzińca. Przeorysza Joanna powitała zakonnika, dziękując mu ze sztywną uprzejmością. Adelia zabrała mokry płaszcz Gotfryda, aby wysechł w kuchni.
Do czasu jak wróciła, przeor Gotfryd był już sam.
– Niech Bóg strzeże tę kobietę – powiedział. – Myślę, że ona podejrzewa, iż przyjechałem, aby ukraść jej kości świętego Piotrusia, teraz, kiedy jest w takiej niedoli.
Adelia ucieszyła się, że go widzi.
– Wszystko u ciebie w porządku, przeorze?
– Całkiem nieźle. – Mrugnął do niej. – Na razie, on działa dobrze. Był szczuplejszy, niż kiedy spotkała go po raz ostatni, zdawał się też mniej ociężały. Uradowało ja to, podobnie jak posługa, z którą przybył.
– Ich grzechy zdają się niewielkie, tyle że nie w ich mniemaniu – powiedziała o mniszkach.
Siostry, w chwilach największej męki, kiedy sądziły już, że są bliskie zgonu, wyznały większość win, przez które obawiały się ognia piekielnego.
– Siostra Walburga zjadła trochę kiełbasy, jaką wiozła w górę rzeki dla pustelniczek, ale sądząc z jej wyrzutów sumienia, to można by sądzić, że była jeźdźcem Apokalipsy i nierządnicą babilońską w jednym.
W rzeczy samej, medyczka już zdążyła przekonać się o niesłuszności oskarżeń, jakie wysuwał wobec zakonnic brat Gilbert. Lekarz poznaje od swoich ciężko chorych pacjentów wiele sekretów, dowiedziała się zatem, że te kobiety są co prawda leniwe, niezdyscyplinowane i w większości nieuczone, co wszystko zresztą dawało się wytłumaczyć zaniedbaniami, których dopuściła się przeorysza -jednak nie są rozwiązłe.
– Chrystus wybaczy tę kiełbasę – poważnie stwierdził przeor Gotfryd.
Do czasu, gdy skończył spowiadać siostry na parterze budynku, zapadł już zmrok. Adelia czekała na niego pod celą siostry Weroniki, na samym krańcu rzędu izb, tak aby oświetlić drogę na piętro.
Zatrzymał się na chwilę.
– Udzieliłem siostrze Otylii ostatniego namaszczenia.
– Przeorze, mam nadzieję, że jeszcze da się ją uratować. Poklepał japo ramieniu.
– Nie, nawet jeśli potrafisz czynić cuda, moje dziecko. – Obejrzał się ku celi, z której właśnie wyszedł. – Żal mi siostry Weroniki.
– Mnie też. – Młoda zakonnica czuła się znacznie gorzej, niż powinna.
– Spowiedź jej nie ulżyła – oznajmił przeor Gotfryd. – To może być właśnie krzyż takich świątobliwych osób jak ona, że za bardzo obawiają się Boga. Dla Weroniki krew Pana naszego wciąż jest świeżo przelana.
Adelia pomogła mu, przy akompaniamencie utyskiwań, wejść po schodach śliskich od deszczu i wróciła na dół, do celi siostry Otylii. Infirmariuszka leżała już od wielu dni, jej ręce chude jak patyki, pokryte wżartym brudem, łapały koc, starając się go zrzucić.
Lekarka przykryła ją, starła nieco oleju z ostatniego namaszczenia, spływającego po czole i spróbowała nakarmić przyniesioną przez Gylthę galaretką z cielęcych nóg. Stara kobieta zacisnęła wargi.
– To ci doda sił – zaklinała Adelia.
Nie było dobrze. Dusza Otylii chciała już się wydostać z wycieńczonego ciała.
Zostawienie jej teraz samej było wręcz dezercją, ale Gyltha i Matyldy wychodziły na noc, chociaż niechętnie, i lekarka musiała nakarmić wszystkie mniszki, zdana tylko na własne siły oraz na przeoryszę.
Walburga, ta siostra Tłuścioszka, o której mówił Ulf, teraz znacznie chudsza, oznajmiła:
– Pan mi wybaczył. Chwalmy Pana.
– Tak właśnie myślałam. No, otwórz buzię. Po kilku łyżkach jedzenia mniszka znowu się zatroskała.
– Kto teraz nakarmi pustelniczki? To będzie już w ogóle okropne, jak one się zagłodzą na śmierć.
– Powiem o tym przeorowi Gotfrydowi. No, otwieraj usta. Jedna łyżeczka za Boga Ojca. Grzeczna dziewczynka, jedna za Ducha Świętego…
Siostra Agata w celi obok po trzech łyżkach dostała ataku torsji.
– Nie przejmuj się – powiedziała medyczce, ocierając usta. – Jutro już mi będzie lepiej. Co u innych? Chcę znać prawdę.
Adelia lubiła Agatę, mniszkę, która była na tyle dzielna czy też na tyle pijana, żeby prowokować brata Gilberta podczas uczty w Grantchester.
– Większość czuje się lepiej. – A potem w odpowiedzi na zdziwione spojrzenie, dodała jeszcze: – Ale siostra Otylia i siostra Weronika wciąż nie mają się tak dobrze, jakbym chciała.
– Och, tylko nie Otylia – szybko powiedziała Agata. – Ten kochany, stary chudzielec. Maryjo, Matko Boża, wstaw się za nią.
A Weronika? Za nią Maryja nie miała się wstawiać? To pominięcie zdało się dziwne, zwłaszcza że zdarzało się ciągle, zawsze gdy chore pytały o swoje siostry w Chrystusie. Interesowała się nią tylko Walburga, mającą mniej więcej tyle samo lat.
Może odpychały je uroda i młodość dziewczyny, podobnie jak fakt, że najwyraźniej była faworytą przeoryszy.
Zaiste, faworytą, pomyślała Adelia. Na twarzy Joanny, kiedy oglądała mękę Weroniki, widziała udrękę świadczącą o wielkiej miłości. Lekarka, wyczulona na miłość we wszystkich jej formach, złapała się na tym, że szczerze żałuje tej kobiety, i zastanawia się, ile energii musi wkładać w łowy, aby odsuwać od siebie tę namiętność. U niej, jako mniszki, zwłaszcza zajmującej wysokie stanowisko, na pewno wywoływała ogromne wyrzuty sumienia.
Czy siostra Weronika wiedziała, że jest obiektem pożądania? Przypuszczalnie nie. Jak powiedział przeor Gotfryd, ta dziewczyna miała w sobie coś nieziemskiego, co widać było po jej życiu duchowym, którego brakowało reszcie konwentu.
Jednak pozostałe zakonnice musiały wiedzieć. Młoda mniszka nie skarżyła się, ale siniaki na jej skórze wskazywały na to, że ją bito.
Kiedy Gotfryd odwiedził już chore z górnych cel, Adelia kazała mu umyć ręce w gorzałce. Rozbawiło go to.
– Zazwyczaj stosuję ją wewnętrznie. Jednakowoż nie kwestionuję niczego, co każesz mi zrobić.
Odprowadziła przeora do furty, gdzie stajenny czekał już na niego z dwoma końmi.
– Co za pogańskie miejsce – powiedział duchowny, ociągając się z wyjazdem. – Może to kwestia architektury albo barbarzyńskich mnichów, którzy to zbudowali, ale kiedy tu jestem, zawsze bardziej czuję obecność rogatego boga niźli światłości i teraz wcale nie mam na myśli przeoryszy Joanny. Już samo ułożenie cel… – Skrzywił się. – Niechętnie zostawiam tu ciebie, samą, bez pomocy.
– Mam Gylthę i dwie Matyldy – odparła Adelia. – I oczywiście, Stróża.
– Gyltha jest z tobą? To dlaczego jej nie widziałem? No, to nie ma się czym przejmować. Ta kobieta potrafi załatwić siły ciemności jedną ręką.
Pobłogosławił ją. Stajenny wziął od Gotfryda pudełko z krzyżem, schował do sakwy przy siodle, pomógł kanonikowi wsiąść na konia i obaj zniknęli w mroku.
Przestało padać, ale księżyc, który powinien być już w pełni, zasłaniały gęste chmury. Pod odjeździe przeora Adelia stała jeszcze chwilę, wsłuchując się w stukot podków, rozchodzący się wśród ciemności.
Nie powiedziała duchownemu, że Gyltha nie zostaje na noc i że ona sama właśnie nocy się lęka.
Читать дальше