– Będę potrzebowała pomocy. – Samodzielna opieka nad dwudziestoma kobietami, dotkniętymi ciężką biegunką i wymiotami, stanowiłaby nierealne zadanie nawet w szpitalu. Ciągłe przechodzenie z celi do celi, w górę i w dół po paskudnie wąskich schodkach bez poręczy, sprawiłoby, że opiekun wkrótce sam potrzebowałby opieki.
– Obawiam się, że nasi służący uciekli, lękając się zarazy.
– W żadnym wypadku nie chcemy, żeby wracali – twardo odparła Adelia. Rzut oka na konwent zdradził, że ci, którzy winni utrzymywać w nim porządek, pozwolili, aby zapanowało niechlujstwo i to już na długo przed nastaniem choroby. Sam brud mógł wywołać zarazę. – Czy mogę zapytać, czy jadałaś pani z mniszkami? – odezwała się medyczka.
– A co to ma z tym wszystkim wspólnego? Przeorysza poczuła się urażona, tak jakby Adelia oskarżyła ją o jakiś grzech.
Co i zresztą uczyniła. Przypomniała sobie, jak bardzo matka Ambrozja dbała o strawę duchową oraz cielesną swoich mniszek, jak modliła się nad pokarmami podanymi w nieskazitelnie czystym refektarzu klasztoru Saint Giorgio, gdzie jedzeniu towarzyszyło czytanie Biblii. Brak apetytu u którejś z sióstr zostałby spostrzeżony i coś by w związku z tym zrobiono. Jednak lekarka nie chciała doprowadzać do konfrontacji, dlatego dodała:
– To może być związane z zatruciem.
– Zatruciem? Sugerujesz, że ktoś próbuje nas zabić?
– Celowo nie. Przypadkowo tak. Cholera to rodzaj zatrucia. Skoro wygląda na to, że akurat ciebie ominęła…
Przeorysza miała taki wyraz twarzy, jakby zaczynała żałować, że w ogóle wezwała Adelię.
– Tak jak to przyjęte, mam własną kwaterę i jestem zwykle zbyt zajęta sprawami konwentu, aby jadać razem z siostrami. W ostatnim tygodniu byłam w Ely. Radziłam się opata w… w sprawach religijnych.
Kupowała od niego konia, jak powiedział stajenny Edryk. Przeorysza Joanna mówiła dalej:
– Proponuję, abyś zawęziła swoje zainteresowanie do spraw bieżących. Powiadom swojego doktora, że tu nie ma trucicieli i w imię Boże, zapytaj go, co trzeba zrobić.
To, co należało zrobić, to wezwać pomoc. Adelia, ucieszona, że to nie powietrze w klasztorze sprawia, iż zakonnice czują się źle, chociaż było wilgotne i pachniało zgnilizną, powróciła w okolice psiarni i wysłała stajennego Edryka po obie Matyldy.
Przybyły razem z Gylthą.
– Chłopiec jest bezpieczny na zamku z sir Rowleyem i Mansurem
– oznajmiła gospodyni, kiedy lekarka ją zganiła. – Domyśliłam się, że będziesz mnie potrzebować bardziej niż on.
Bez wątpienia miała rację, ale to było też niebezpieczne dla nich wszystkich.
– Cieszyć się będę z waszej obecności za dnia – oznajmiła medyczka trójce kobiet. – Nie zostaniecie jednak na noc, póki nie wygaśnie choroba, nie wolno wam również tu jeść żadnego pokarmu ani pić wody. Nalegam. Poza tym w wirydarzu będą stać wiadra z gorzałką i po tym jak dotkniecie mniszek albo ich nocników, albo czegokolwiek, co do nich należy, musicie zanurzyć tam dłonie.
– W gorzałce?
– W gorzałce. Adelia miała własną teorię na temat chorób w rodzaju tej, która zmogła mniszki. Podobnie jak wiele jej teorii, i ta była sprzeczna z naukami Galena lub innych lekarskich autorytetów. Medyczka uważała, że biegunka w takich wypadkach jak ten stanowiła próbę uwolnienia się ciała od substancji, której nie potrafiło znieść. W tej czy innej formie trafiała do niego trucizna i w tej czy innej formie z niego wychodziła. Woda często bywała skażona, jak na przykład w biedniejszych dzielnicach Salerno, gdzie wciąż panowały choroby, dlatego należało uważać ją za źródło zatrucia tak długo, aż zostanie udowodnione, iż dzieje się inaczej. Skoro destylaty, w tym wypadku gorzałka, często powstrzymywały ropienie ran, mogły także podziałać na jad, przenoszący się przez dotyk, i zapobiec jego wchłonięciu. Tak rozumowała Adelia i tak zrobiła.
– W mojej gorzałce? – wyraziła niezadowolenie przeorysza, widząc, jak zawartość beczułki z jej piwnic trafia do dwóch wiader.
– Medyk kazał tak zrobić – wyjaśniła lekarka, jakby wiadomość, którą Edryk przywiózł z zamku, zawierała instrukcje od Mansura.
– Chciałabym, żebyś wiedziała, że to najlepsza hiszpańska gorzałka – odparła Joanna.
– To nawet lepiej.
Były teraz w kuchni, gdzie Adelia miała przewagę nad przeoryszą. Podejrzewała, że zakonnica jeszcze nigdy nie wchodziła do tego pomieszczenia. Było ciemne i brudne, gdy się w nim zjawiły, spod ich stóp czmychnęło kilka szczurów. Stróż zaszczekał na nie z większą werwą, niż medyczka kiedykolwiek u niego widziała. Na kamiennych ścianach widniały tłuste plamy, szpary w sosnowym blacie, ledwo widoczne spod zalegających na nim odpadków, wypełniał brud. Czuła słodkawą woń zgnilizny. W garnkach wiszących na hakach zalegały porośnięte puszystą pleśnią resztki posiłków, kosze z mąką zostawiono bez przykrycia, zdawało się, że coś się w nich porusza, podobnie w otwartych kadziach z wodą. Adelia zastanawiała się, czy przypadkiem właśnie w jednej z nich zakonnice nie wygotowały ciała świętego Piotrusia i czy naczynie w ogóle potem umyto. Skrawki przylepione do noża do mięsa śmierdziały jak zgniła ropa.
Adelia, skończywszy je wąchać, uniosła wzrok.
– Mówisz, że nie było tu żadnego truciciela? Twoich kucharzy należałoby za to wtrącić do lochu.
– Nonsens – odparła zakonnica. – Trochę brudu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Jednak pociągnęła swojego ogara za obrożę, by nie lizał jakiejś nieznanej masy przylepionej do półmiska na podłodze. Przeorysza, gdy doszła już do siebie, oznajmiła:
– Płacę medykowi Mansurowi, żeby moje mniszki wydobrzały, a nie żeby jego podwładna myszkowała po obejściu.
– Mansur mawia, że dbałość o pacjenta równa się dbałości o jego obejście.
Adelia nie dawała za wygraną. Najciężej chorym zaaplikowała pigułki z opium, aby powstrzymać konwulsje. Dopóki kuchnia nie zostanie doprowadzona do porządku, to poza umyciem pozostałych cierpiących i podaniem im do picia przegotowanej wody, czym zajęły się Gyltha i Matylda, niewiele można będzie zdziałać.
Medyczka odwróciła się do Matyldy B., albowiem jej przypadła owa herkulesowa praca.
– Dasz sobie radę, malutka? Oczyścisz tę stajnię Augiasza?
– To oni też trzymali tutaj konie? – Dziewczyna, podwijając rękawy, rozejrzała się wokół.
– Całkiem możliwe.
Adelia, idąc w ślad za urażoną przeoryszą, ruszyła na obchód klasztoru. Na półkach w refektarzu stały poopisywane słoje, które dobrze świadczyły o znajomości ziół przez siostrę Otylię, chociaż znajdowała się tam również spora ilość opium. Zdaniem medyczki zbyt spora. Znając moc tego specyfiku, trzymała swój mały zapas dobrze schowany.
Woda w konwencie okazała się nieskażona. Zabarwione torfem, ale czyste źródło było ujęte w kanał, który biegł pomiędzy budynkami. Przede wszystkim służył do zaspokajania potrzeb kuchni i dostarczania ryb do klasztornego kociołka, następnie wody do pralni, potem do umywalni, aż wreszcie strumyk spływał łagodnym zboczem pod długą ławką z wieloma otworami, stanowiącą wychodek. Sama ławka wyglądała na dosyć czystą, chociaż nikt nie oczyszczał ścieku pod nią już od wielu lat. Pracę tę Adelia zarezerwowała dla przeoryszy, nie widząc powodu, aby zajmowała się tym Gyltha czy Matyldy.
Ale to później. Zrobiwszy wszystko, co w jej mocy, by stan pacjentek bardziej się nie pogorszył, całą energię skupiła na ratowaniu im życia.
Читать дальше