– I zgodził się?
– Och tak, zgodził.
Emisariusz powrócił bez darów, za to z dwoma zakładnikami, chłopcami. Byli to Ubaid, kuzyn Hakima, oraz Dżaafar, jeden z jego synów.
– Ubaid miał, myślę, prawie dwanaście lat, Dżaafar, ulubieniec ojca, osiem.
Poborca umilkł, potem jego głos stał się jakby nieobecny.
– Chłopcy odebrali dobre wychowanie jak wszystkie saraceńskie dzieci. Byli podekscytowani tym, że są zakładnikami, danymi przez swojego wuja i ojca. To dodawało im ważności. Traktowali to jak przygodę.
Wielkie dłonie wygięły się, ukazując kostki pod napiętą skórą.
– Przygodę – powtórzył. Zaskrzypiała furta ogrodu szeryfa i obok sir Rowleya i Adelii szybko przeszło dwóch mężczyzn, niosących łopaty. Uchylili przed nimi czapek. Dotarli pod wiśnię, zaczęli kopać.
Bez słowa mężczyzna i kobieta zwrócili tam głowy, aby patrzeć, tak jakby obserwowali wszystko z oddali, nie mając z tym nic wspólnego, jak gdyby to coś działo się w zupełnie innym miejscu.
Rowleyowi ulżyło, że Hakim wysłał nie tylko poganiaczy mułów i wielbłądów, by pomóc przewozić dobra Guiscarda, ale także kilku wojowników, żeby ich strzegli.
– Do tego czasu nasza grupa rycerzy się zmniejszyła. Jakub Selkirk i d'Aix polegli w Antiochii, Gerard de Nantes w karczemnej bijatyce. Jedynymi, którzy zostali z dawnej grupy, byli Guiscard, Konrad de Vries i ja.
Guiscard, zbyt słaby, aby dosiadać konia, jechał pod palankinem, w tempie zależnym od tempa kroków niosących go niewolników, zatem wędrówka przez spalone słońcem pustkowia okazała się bardzo, bardzo powolna. Aż wreszcie stan Guiscarda pogorszył się tak bardzo, że nie dało się już podróżować.
– Byliśmy w połowie drogi, równie dużo mielibyśmy do przejścia, gdybyśmy chcieli zawrócić, jak i zmierzać dalej. Ale jeden z ludzi Haki-ma wiedział o oazie mniej więcej milę od traktu, a zatem zabraliśmy tam Guiscarda i rozstawiliśmy namioty. To była malutka oaza, pusta, rosło tam jedynie kilka daktylowych palm, ale jakimś cudem było źródło słodkiej wody. I właśnie tam umarł.
– Przykro mi – oznajmiła Adelia. Ponury nastrój mężczyzny siedzącego obok niej stał się prawie namacalny.
– Mnie też było. Bardzo. – Uniósł głowę. – Ale nie było czasu, żeby go opłakiwać. Ty ze wszystkich ludzi wiesz chyba najlepiej, co dzieje się później ze zwłokami, a w tym upale działo się to szybko. Do czasu, jakbyśmy dotarli nad Nil, trup byłby już… no wiesz.
Jednak z drugiej strony Guiscard był andegaweńskim możnym, wujem Henryka Plantageneta, a nie jakimś włóczęgą, nie wypadało chować go w anonimowej dziurze, wygrzebanej w egipskim piachu. Jego lud pragnąłby, aby coś z niego wróciło do ojczyzny, żeby dało się odprawić uroczystości żałobne.
– Poza tym obiecałem mu przecież, że zabiorę go do domu. I właśnie wtedy, jak powiedział Rowley, popełnił błąd, którego skutki będą prześladować go aż po grób.
– Niech mi Bóg wybaczy, podzieliłem nasze siły.
Aby załatwić wszystko szybciej, postanowił zostawić w oazie młodych zakładników, a on i de Vries wraz z kilkoma służącymi pospiesznie ruszyli do Baharii, wioząc trupa z nadzieją, że gdzieś tam znajdą kogoś, kto zabalsamuje zwłoki.
– Byliśmy w końcu w Egipcie, a Herodot podaje wiele całkiem obrzydliwych szczegółów o tym, jak Egipcjanie konserwują swoich zmarłych.
– Czytałeś Herodota?
– To, co pisał o Egipcie, u Herodota jest wiele informacji o Egipcie. Na litość boską, pomyślała. Wybrał się na pustynię, kierując opisem sprzed tysiąca lat.
Opowiadał dalej.
– Chłopcy byli zadowoleni z sytuacji. Strzegło ich dwóch wojowników Hakima, zostało z nimi wielu służących i niewolników. Na czas naszej nieobecności dałem im wspaniałe ptaki Guiscarda, obaj chłopcy byli zdolnymi sokolnikami. Jedzenie, woda, namioty, schronienie na noc. A gdy zrobiłem wszystko, co mogłem, wysłałem jednego z arabskich służących do Hakima, aby powiedział mu, co się stało i gdzie są chłopcy, na wypadek gdyby coś mi się przytrafiło.
Cała lista usprawiedliwień. Musiał ją rozważać z tysiąc razy.
– Myślałem, że to my wystawiamy się na niebezpieczeństwo. De Vries i ja, jako że jechaliśmy tylko we dwóch. Chłopcy powinni być wystarczająco bezpieczni. – Odwrócił się do medyczki, jakby chciał nią potrząsnąć. – Do czorta, to był ich kraj.
– Tak – powiedziała Adelia.
Z głębi ogrodu, gdzie dwaj mężczyźni kopali grób Szymonowi, dobiegały regularne odgłosy: szurnięcie i szum, szurnięcie i szum. Nabierano i rozsypywano ziemię. Jednak to wszystko działo się cztery tysiące mil od tygla gorącego piasku, w którym teraz Adelia była z Rowleyem, ledwie mogąc oddychać.
Sporządzono specjalną uprząż, aby palankin ze zwłokami Guiscarda dało się wieźć między dwoma zwierzętami. Mając do towarzystwa jedynie poganiaczy mułów, sir Picot oraz jego towarzysz ruszyli tak szybko, jak tylko zdołali.
– Okazało się, że w Baharii nie ma nikogo znającego się na balsamowaniu, ale znalazłem jakiegoś starego szamana, który specjalnie dla mnie wyciął mu serce i zamarynował, zaś resztę ciała wygotował, zostawiając sam szkielet.
Wszystko potrwało dłużej, niż Rowley się spodziewał, ale w końcu, z kośćmi Guiscarda w torbie i jego sercem w zaplombowanym słoiku, on i de Vries ruszyli z powrotem do oazy, gdzie dotarli osiem dni po tym, jak ją opuścili.
– Kiedy zostały nam jeszcze trzy mile, zobaczyliśmy sępy. Obóz napadnięto. Wszyscy służący nie żyli. Wojownicy Hakima dobrze spełnili swoją powinność, nim rozsiekano ich na kawałki. Na ziemi leżały też trzy trupy napastników. Namioty zniknęły, podobnie niewolnicy, majętność, zwierzęta.
Pośród straszliwej ciszy pustyni dwaj rycerze usłyszeli cichy płacz dochodzący ze szczytu jednej z palm. To był Ubaid, starszy z chłopców, żywy i cały.
– Zaatakowali nocą, a wśród ciemności on i jeden z niewolników zdołali wdrapać się na drzewo i ukryć wśród liści. Chłopiec przesiedział tam dzień i dwie noce. De Vries musiał się wspiąć i oderwać mu ręce od konara, żeby ściągnąć go na ziemię. Chłopak widział wszystko, nie był w stanie się poruszyć.
Nie zdołali jednak znaleźć ośmioletniego Dżaafara.
– Wciąż przetrząsaliśmy okolicę, szukając go, kiedy przybyli Hakim i jego ludzie. Doszły do niego wieści, że jakaś banda grasuje w okolicy, jednocześnie z wieściami o tym, że wyruszamy. Natychmiast pospieszył do oazy, szybko niczym piekielny wicher.
Rowley pochylił swoją wielką głowę, jakby trzymał rozżarzone węgle.
– Hakim nie miał do mnie żalu. Nie powiedział ani słowa, nawet później, kiedy znaleźliśmy… To, co znaleźliśmy. Ubaid wyjaśnił wszystko, powiedział starcowi, że to nie była moja wina, ale przez te wszystkie lata dobrze wiedziałem, kto tu naprawdę zawinił. Nie powinienem nigdy ich zostawiać, powinienem zabrać chłopców ze sobą. Byłem za nich odpowiedzialny. Byli moimi zakładnikami.
Palce Adelii przykryły na chwilę jego zaciśnięte dłonie. Nie zauważył tego.
Kiedy Ubaid mógł już mówić o tym, co się wydarzyło, opowiedział im o bandzie liczącej dwudziestu, może dwudziestu pięciu ludzi. Gdy pod jego stopami dokonywała się rzeź, słyszał słowa w różnych językach.
– Głównie mowę Franków – opowiadał Rowley.
Słyszał, jak jego mały kuzyn wzywa Allacha na pomoc.
– Tropiliśmy ich. Wyprzedzali nas o trzydzieści sześć godzin, ale uznaliśmy, że niesienie łupu ich spowolni. Drugiego dnia ujrzeliśmy ślady podków i samotnego konia, który odłączył się od reszty i zawrócił na południe.
Читать дальше