– Jerozolima – powtórzył Rowley, a jego słowa były tymi królowej Saby: „Jednak nie dowierzałam tym wieściom, póki nie przyjechałam i nie zobaczyłam na własne oczy, że nawet połowy mi nie powiedziano".
Niczym w transie stąpał po kamieniach uświęconych przez Zbawiciela, na kolanach sunął wzdłuż Via Dolorosa, płacząc, padł na twarz przed Grobem Pańskim. Uznał, że to dobrze, iż ten ośrodek wszelkich cnót został oczyszczony przez pierwszą krucjatę z pogańskiej tyranii, tak aby chrześcijańscy pielgrzymi mogli znów oddawać tutaj cześć Panu, jak i on oddawał. Nie posiadał się z podziwu dla owego przedsięwzięcia.
– Nawet teraz nie mam pojęcia, jak oni tego dokonali – pokręcił głową, jakby wciąż nie dowierzając. – Muchy, skorpiony, pragnienie, upał. Koń zdycha pod tobą, wystarczy dotknąć cholernej zbroi, a już wyskakują ci pęcherze na rękach. I oni byli nieliczni, zdziesiątkowani przez zarazę. Nie, Bóg Ojciec był z tymi pierwszymi krzyżowcami, inaczej oni nigdy by nie odbili domu Jego Syna. W każdym razie tak wtedy myślałem.
Poznał także inne, bardziej ziemskie przyjemności. Potomkowie pierwszych krzyżowców zadomowili się na ziemi, którą nazwali Outremer. Zaiste, ciężko odróżniało się ich od Arabów, których modę teraz naśladowali.
Poborca podatków opisywał marmurowe pałace, dziedzińce z fontannami i drzewami figowymi, łaźnie.
– Przysięgam, były nawet wielkie mauryjskie baseny wpuszczone w podłogę.
Mały ogród przeniknęła mocna, głęboka woń pokusy.
Rowley z grupy rycerzy, w skład której wchodził, najbardziej czuł się oczarowany nie tyle niezwykłą egzotyką tego miejsca, ile jego brakiem wyraźnych konturów i złożonością.
– To było właśnie to, czego się nie spodziewałem, tego jak bardzo wszystko jest pogmatwane. To nie jest po prostu tak, że chrześcijanin staje przeciwko muzułmaninowi. Nic nie jest tam proste. Myślisz, na Boga, ten człowiek jest wrogiem, bo czci Allacha. I, na Boga, myślisz, że jeśli ktoś klęka przed krzyżem, to jest chrześcijaninem i musi być po twojej stronie. No i jest chrześcijaninem, ale niekoniecznie po twojej stronie, równie dobrze może być w sojuszu z muzułmańskim księciem.
Tyle Adelia wiedziała. Włoscy kupcy z powodzeniem handlowali ze swoimi muzułmańskimi odpowiednikami z Syrii i Aleksandrii na długo przed tym, jak papież Urban wezwał w 1096 roku do oswobodzenia Ziemi Świętej z rąk mahometan – i w swoich przekleństwach słali całą krucjatę do diabła. Sklęli krzyżowców ponownie w roku 1147, kiedy z drugą krucjatą Frankowie raz jeszcze ruszyli do Ziemi Świętej, nie bardziej od swoich poprzedników rozumiejąc tę ludzką mozaikę, jaką najeżdżali. Rycerze psuli za to zyskowną współpracę, która od pokoleń istniała między przedstawicielami dwóch religii.
Kiedy Rowley opisywał melanż kultur, który go tak oczarował, Adelię zaniepokoiło, że pęka jej ostatnia linia obrony przed tym mężczyzną. Zawsze pierwsza do szufladkowania, szybko nadająca stosowne kategorie, znajdowała u niego szerokie horyzonty, rzadkie u krzyżowców. Nie, nie. Muszę otrząsnąć się z zadurzenia, to dla mnie wręcz konieczne, aby go przestać podziwiać. Ja nie chcę się zakochać.
Rowley, nieświadom tego wszystkiego, opowiadał dalej.
– Wpierw byłem zdumiony, że Żyd i muzułmanin równie gorliwie modlili się w świątyni, tak samo jak ja, że była ona dla nich równie święta.
Nie pozwolił jednak, by odkrycie zasiało w jego głowie choćby ziarno zwątpienia w słuszność krucjat.
– To przyszło później – oznajmił. Jednak niesmakiem zaczęła go napełniać rażąca, tyrańska wręcz nietolerancja okazywana przez większość nowo przybyłych. Wolał towarzystwo oraz sposób życia ludzi, którzy byli potomkami pierwszych krzyżowców i zadomowili się już w tym tyglu. Dzięki ich gościnności arystokrata Guiscard i jego towarzysze mogli się cieszyć wynikającymi z niej korzyściami.
Nie było jeszcze mowy o powrocie do domu. Nauczyli się arabskiego, kąpali w wodzie zaprawionej pachnącymi olejkami, dołączali do gospodarzy podczas polowań z niewielkimi berberyjskimi sokolikami, cieszyli się luźnymi szatami i towarzystwem uległych kobiet, a także sorbetem, miękkimi poduszkami, czarnymi służącymi oraz zaprawionym korzeniami jedzeniem. Kiedy ruszali na wojnę, przywdziewali pancerze, burnusami kryjąc się przed słońcem, a od swoich wrogów różnili się tylko krzyżami na tarczach.
Jadąc w bój, Guiscard i jego niewielki orszak całkiem już z pielgrzymów zmienili się w krzyżowców. Król Almaryk, nagląc, wezwał do broni wszystkich Franków, żeby powstrzymali arabskiego wodza Nur-ad-Dina, który wmaszerował do Egiptu, by zjednoczyć muzułmanów przeciwko chrześcijanom.
– Nur-ad-Din był wielkim wojownikiem i wielkim łotrem. Wiesz, wtedy wydawało się nam, że przyłączając się do armii króla Jerozolimy, przyłączamy się też do króla niebios.
Pomaszerowali na południe.
Adelia zauważyła, że do tej pory mężczyzna opowiadał jej o wszystkim szczegółowo, o bieli budynków i ich złotych kopułach, wielkich szpitalach, zatłoczonych ulicach, bezmiarze pustyni. Jednakże przy opisach samej krucjaty stał się oszczędny w słowach.
– Święte szaleństwo -jedynie tyle miał do powiedzenia, choć dodał jeszcze: – Ale po obu stronach walczyli szlachetni rycerze. Kiedy Almaryk zachorował, Nur-ad-Din zaprzestał walki, póki on nie wydobrzał.
Jednak za chrześcijańską armią ciągnęły szumowiny z Europy. Papieskie darowanie win grzesznikom i przestępcom, pod warunkiem że wezmą krzyż, sprowadziło do Ziemi Świętej ludzi, którzy zabijali wszystkich jak leci, pewni, że cokolwiek zrobią, i tak zostaną z radością przyjęci w objęcia Jezusa.
– Bydło – powiedział o nich Rowley – wciąż jeszcze cuchnące oborą, z której wylazło. Uciekli przed poddaństwem, a teraz chcieli ziemi i bogactw.
Mordowali Greków, Ormian oraz Koptów, wyznawców chrześcijaństwa starszego niż ich własne, ponieważ brali ich za pogan. Żydzi, Arabowie, znawcy greckiej i rzymskiej filozofii, biegli w matematyce, medycynie oraz astronomii, naukach, które rasy semickie dały Zachodowi, musieli kłaniać się ludziom niepotrafiącym ani pisać, ani czytać i niewidzącymi powodu, aby się tego nauczyć.
– Almaryk starał się trzymać ich w karbach – opowiadał Rowley – ale oni zjawiali się jak sępy. Wracałeś do swoich ludzi i odkrywałeś, że rozpruli nożami brzuchy jeńców, bo myśleli, że muzułmanie chowają klejnoty, połykając je. Kobiety, dzieci, to nie grało dla nich roli. Niektórzy z nich w ogóle nie przyłączali się do wojska, wędrowali po traktach, szukając łupu. Palili, oślepiali, a kiedy ich złapano, mówili, że robili to dla swoich nieśmiertelnych dusz. Przypuszczalnie wciąż tak mówią.
Zamilkł na chwilę.
– A nasz morderca był jednym z nich – oznajmił. Adelia szybko odwróciła głowę i spojrzała na niego.
– Znasz go?
– Nigdy nie widziałem go na własne oczy. Ale tak, był tam.
Drozd powrócił. Poskakał na krzaku lawendy i przez chwilę popatrzył na dwie milczące postaci siedzące na jego terytorium. Potem odleciał, goniąc pokrzywnicę gdzieś poza ogrodem.
– Wiesz, co osiągnięto naszymi wielkimi krucjatami? – zapytał w końcu Rowley.
Adelia pokręciła głową. Rozczarowanie nie pasowało do jego twarzy, ale teraz na niej było, sprawiało, że wyglądał starzej. Medyczka pomyślała, że może pod tą całą powierzchnią wesołości kryje się zgorzknienie.
– Powiem ci, co nimi osiągnięto – mówił dalej. – Wzbudziły wśród Arabów, którzy zwykle nienawidzą się nawzajem, taką nienawiść wobec obcych, że połączyli się w największą siłę zwróconą przeciwko chrześcijaństwu, jaką widział świat. Nazywa się islam.
Читать дальше