Otworzył ją i znalazł w środku list, napisany ręką drżącą od emocji, jak głos kobiety w różowym kostiumie.
Szanowny Panie Bethany Powinien pan wiedzieć, że pańska żona ma romans ze swoim szefem, Jeffem Baumgartenem. Dlaczego pan tego nie zakończy? Tu chodzi o dzieci. Poza tym pan Baumgarten jest bardzo szczęśliwym małżonkiem i nigdy nie opuści swojej żony. Właśnie dlatego biura nie są dobrym miejscem dla matek.
Listu nie podpisano, ale Dave nie miał wątpliwości, że napisała go sama pani Baumgarten, co znaczyło, że jej chęć kupienia czegoś na Wielkanoc stanowiła tylko wyszukane oszustwo. Dave nie wiedział dużo o szefie Miriam – tyle tylko, że jest wpływowym Żydem i prawdopodobnie uczył się w liceum w Pikesville ledwie kilka klas wyżej od Dave’a. Może pani Baumgarten zamierzała po kryjomu podrzucić ten list na ladę, jednak plany pokrzyżował jej pusty sklep. A może napisała go na wszelki wypadek, gdyby nie odważyła się na osobistą rozmowę. Jaka dziwna była ta ostatnia linijka, tak jakby kobieta musiała podeprzeć się poważną kwestią społeczną, aby pokazać, iż to ona jest stroną pokrzywdzoną. W ułamku sekundy w głowie Dave pojawiło się słówko „rogacz”. Poczuł przypływ współczucia dla tej uczciwej matki z klasy średniej, piszącej anonimowe listy. Nie tak dawno miejscowe gazety rozpisywały się o małżonce gubernatora haniebnie porzuconej dla rzeczniczki prasowej. Żona skryła się w jego posiadłości i nie chciała stamtąd wyjść, pewna, że mąż w końcu wróci do zdrowych zmysłów. Była taką samą kobietą, jak ta – z północnozachodniego Baltimore, Żydówką, pulchną i dobrze ubraną, integralną częścią sukcesu swojego męża. Romanse stanowiły nieodłączny element życia mężczyzn; ich żony albo je akceptowały, albo nie. Kobiety, z którymi romansowali, były młode, apetyczne i bez nadwagi: sekretarki i stewardesy, takie jak Goldie Hawn w Kwiecie kaktusa.
Wybrał numer do biura Miriam, ale choć dzwonił, dzwonił i dzwonił, recepcjonistka nie podnosiła słuchawki. Ach tak, Miriam jest pewnie poza biurem, w jakimś domu na sprzedaż, a recepcjonistka wyszła. Zapyta o to dzisiaj wieczorem. Zresztą powinien częściej pytać Miriam, jak było w pracy. Bo z pewnością właśnie praca dawała jej ostatnio tyle pewności siebie. Posadzie zawdzięczała blask na twarzy, sprężystość kroków, łzy w łazience późną nocą.
Łzy w łazience… Nie, to była Sunny, biedna, wrażliwa Sunny, dla której dziewiąta klasa okazała się torturą ostracyzmu, wszystko dlatego, że on i Miriam próbowali walczyć z innymi rodzicami o trasę autobusu. Przynajmniej tak sobie wmawiał, kiedy siedząc w gabinecie późnym wieczorem, słyszał zdławiony szloch dobiegający ze wspólnej łazienki u podnóża schodów. Udawał, że słucha muzyki, że szanuje prywatność osoby łkającej ledwie kilka schodków niżej.
Dave podarł list na kawałki, wziął klucze i zamknął sklep, potem ruszył ulicą do knajpy Monaghana, w której w sobotę przed Wielkanocą było pełno klientów.
Miałaś trzymać się ode mnie z dala – syknęła Sunny po tym, jak bileter wyrzucił je z kina, mówiąc, że dzisiaj nie mają tam wstępu. – Obiecałaś.
– Zaczęłam się martwić, jak nie wracałaś z łazienki. Po prostu chciałam się upewnić, że wszystko w porządku.
Nie kłamała, nie całkiem. Dokładnie rzecz ujmując, Heather ciekawiło, dlaczego Sunny wyszła w piętnastej minucie Ucieczki z Góry Czarownic i nie wróciła. I martwiła się, że siostra próbuje ją wykołować, więc też wyszła z sali, zajrzała do łazienki, potem zakradła się z drugiej strony, tam gdzie wyświetlano Chinatown, film tylko dla dorosłych. Uznała, że Sunny musiała robić taką sztuczkę już przez jakiś czas: kupować bilet na film bez ograniczeń, do sali na jednym krańcu kina, potem korzystać z łazienki po to, by wejść na film tylko dla dorosłych, gdy nikt jej nie widział.
Usiadła dwa rzędy od Sunny, stosując taki sam manewr, jak na Ucieczce z Góry Czarownic. „To wolny kraj”, stwierdziła wtedy beztrosko, kiedy Sunny rzuciła jej piorunujące spojrzenie. Tym razem udało jej się pozostać niezauważoną aż do sceny, w której mały człowieczek wbijał nóż w nos Jacka Nicholsona. Wtedy głośno wciągnęła powietrze, a Sunny odwróciła się, słysząc ten odgłos.
Heather sądziła, że siostra ją zignoruje, nie będzie zwracała na nie uwagi innych widzów. Ale ona podeszła i natarczywym szeptem kazała jej natychmiast wyjść. Dziewczynka pokręciła głową, wskazując, że przecież przestrzega zasad, które Sunny ustanowiła. Nie trzymała się przy niej, po prostu tak wypadło, że znalazła się w tym samym kinie. To wolny kraj. Jakaś starsza pani wezwała biletera, on wyrzucił je obydwie, bo były bez biletów. Heather, jak to ona, kłamała i twierdziła, że zgubiła swój, ale jej niezbyt bystra siostra wyjęła bilet do sali numer 1, gdzie grano licieczkę. Źle, bo wysoka i obdarzona biustem Sunny mogła spokojnie uchodzić za siedemnastolatkę. Gdyby zamieniły się wiekiem, gdyby to Heather była tą starszą, jakoś by załatwiła sprawę. Gładko skłamałaby o zgubionym bilecie, twierdziła, że ma siedemnaście lat i kłóciła, że jako siostra jest dorosłym opiekunem na filmach z ograniczeniami wiekowymi. Na co komu taka starsza siostra, która nie zachowuje się jak starsza siostra? Cała Sunny, na granicy histerii przez jakiś głupi film. Heather pomyślała, że to szaleństwo, marnotrawienie cennego czasu w centrum handlowym na siedzenie w ciemnościach, podczas gdy jest tyle rzeczy do zobaczenia i spróbowania.
– W każdym razie, film był nudny – oznajmiła Heather. – Chociaż to straszne, że facetowi cięli nos.
– Ty nic nie wiesz – odparła Sunny. – Reżyserem filmu był właśnie ten mężczyzna z nożem, Roman Polański, jego żonę zabił Charles Manson. Polański jest geniuszem.
– Chodźmy do sklepu Hoschilda. Albo Pants Corral. Chcę popatrzeć na gniotące się dżinsy.
– Żadne dżinsy się nie gniotą – burknęła Sunny, wciąż trochę naburmuszona. – To głupie.
– Wszystkie dziewczyny je noszą, teraz, kiedy nie musimy już wkładać mundurków do szkoły.
– Nie powinnaś czegoś chcieć tylko dlatego, że wszyscy to mają. Nie powinnaś biegać za stadem. – Z ust Sunny płynął głos ojca, a Heather wiedziała, że siostra nie wierzy w ani jedno z tych słów.
– Dobra, no to chodźmy do Harmony Hut albo do księgarni.
Kiedy ostatni raz były w centrum handlowym, Heather cichaczem zajrzała do jakiejś świńskiej książki. Znalazła tam wiele obiecujących opisów piersi głównej bohaterki, ciasno opiętych cienką materią sukienki, co zwykle stanowiło znak, że zaraz będzie działo się coś świńskiego. Starała się zdobyć na to, by przeczytać książkę z rozporkiem na okładce – nie prawdziwym rozporkiem, jak na okładce albumu Rolling Stonesów, który miała Sunny, ale takim, który odsłaniał kawałek nagiego kobiecego tułowia. Musiała znaleźć większy tom, aby ten zasłonić i móc czytać, nie przyciągając niczyjej uwagi. Personel Waldenbooks nie dbał o to, jak długo przebywało się w księgarni i czytało książkę bez jej kupowania, dopóki nie usiadło się na dywanie. Wtedy wyrzucali.
– Nie chcę niczego robić razem z tobą – oznajmiła Sunny. – Nie obchodzi mnie, gdzie pójdziesz. Po prostu zajmij się swoimi sprawami i wracaj tu na piątą.
– A ty mi kupisz karmelkorna.
– Dałam ci pięć dolarów. Sama sobie kup.
– Powiedziałaś pięć dolarów i karmelkom.
– Dobra, co za różnica. Wracaj tu o piątej dwadzieścia i będziesz miała te swoje karmelki. Ale nici z tego, jeśli zobaczę, że znowu za mną łazisz. Taki był układ, pamiętasz?
Читать дальше