– Tu się nie pomyliłaś.
– Długo czekałaś na przesiadkę w Chicago?
– Kilka godzin. W Rapid City nie ma za wiele do wyboru, leci się do Denver albo do Chicago. Na O'Hare podają lepsze jedzenie.
– Masz jakieś bagaże?
– Nie, tylko to. Możemy iść.
Rachel wzięła średniej wielkości torbę podróżną. Spakowała tylko kilka zmian ubrania. Dei wskazała na jeden z rzędów szklanych drzwi i ruszyły w tamtą stronę.
– Ulokujemy cię w Embassy Suites, tam gdzie śpi większość nas. Mało brakowało, żeby się nie udało, ale ktoś odwołał rezerwację. Wszędzie brak miejsc, bo jest ta walka.
– Jaka walka?
– Nie wiem, jakaś tam bokserska, w wadze superciężkiej czy superpółśredniej, w którymś kasynie. Nie zwróciłam- uwagi. Wiem tylko, że dlatego panuje tu taki tłok.
Rachel zdawała sobie sprawę, że Cherie gada, bo jest zdenerwowana. Nie wiedziała jednak dlaczego, może coś się stało, a może po prostu z Rachel należało w tej sytuacji postępować ostrożnie.
– Jak chcesz, pojedziemy do hotelu, żebyś się rozpakowała. Możesz nawet trochę odpocząć. Później jest spotkanie w oddziale terenowym. Możesz zacząć od tego, jeśli…
– Nie. Chcę pojechać od razu na miejsce przestępstwa.
Wyszły przez automatycznie rozsuwane szklane drzwi, Rachel poczuła suche newadzkie powietrze. Wcale nie było tu tak gorąco, jak się spodziewała, pakując ubrania. Było chłodno i rześko, nawet w słońcu. Wyjęła okulary przeciwsłoneczne i doszła do wniosku, że przyda się kurtka, w której przyjechała na lotnisko w Dakocie Południowej. Miała ją w torbie.
– Rachel, to jest dwie godziny stąd. Jesteś pewna, że…
– Tak. Jedźmy tam. Chciałabym od tego zacząć.
– Zacząć co?
– Nie wiem. Cokolwiek on chce, żebym zaczęła.
Na te słowa Dei się zamyśliła. Nie odpowiedziała. Weszły na kryty parking i odnalazły jej samochód, rządowego forda crown victoria, tak brudnego, że wyglądał, jakby był pomalowany w pustynny kamuflaż.
Kiedy jechały, Dei wyciągnęła telefon komórkowy i zadzwoniła. Rachel słyszała, jak komuś mówi – szefowi, partnerowi albo kierującemu ekipą na miejscu – że odebrała przesyłkę i zabiera ją na miejsce. Osoba po drugiej stronie długo odpowiadała. Potem Dei pożegnała się i odłożyła słuchawkę.
– Masz pozwolenie wejścia do strefy, ale będziesz musiała trzymać się na uboczu. Jesteś w charakterze obserwatora, rozumiesz?
– O czym ty mówisz? Jestem agentką FBI, tak samo jak ty.
– Ale nie jesteś już w Wydziale Badań Behawioralnych. Ta sprawa nie jest twoja.
– Czyli jestem tutaj dlatego, że to Backus tak chciał, a nie wy.
– Rachel, nie zaczynajmy znowu tak jak w Am…
– A dziś? Pojawiło się coś nowego?
– Mamy już dziesięć ciał. Oni myślą, że to już koniec. Przynajmniej w tym miejscu.
– Rozpoznane?
– Przeprowadzana jest identyfikacja. Informacje są niepewne, ale dadzą się poskładać.
– Jest tam Brass Doran?
– Nie, ona jest w Quantico. Pracuje w…
– A powinna tam być. Ludzie, czy wy nie wiecie, coście znaleźli? Ona…
– Rachel, spokojnie, dobrze? Zapamiętaj jedną rzecz: ja jestem agentem prowadzącym tę sprawę, okay? Ty nie prowadzisz tego śledztwa. Jeśli będzie ci się to mylić, nic nam się nie uda.
– Ale to do mnie odezwał się Backus. To mnie wywołał.
– I dlatego tutaj jesteś. Ale nie ty reżyserujesz, Rachel. Masz stać z boku i obserwować. I muszę ci powiedzieć, że już sam początek mi się nie podoba. To nie jest jakieś „Wożąc miss Rachel”. Byłaś moją opiekunką, ale dziesięć lat temu. Teraz siedzę w behawioralnym dłużej niż ty i przestudiowałam więcej spraw niż ty. Więc nie patrz na mnie z góry i nie zachowuj się jak moja niania albo matka.
Rachel z początku nic nie odpowiedziała, potem po prostu poprosiła Dei, żeby się zatrzymała. Chciała wyciągnąć kurtkę z torby, która była w bagażniku. Dei wjechała na parking Travel America na Blue Diamond Road i otworzyła kufer.
Gdy Rachel wróciła do samochodu, miała na sobie obszerną, czarną kurtkę, która wyglądała na męską, odpowiednią na każdą pogodę. Dei nie skomentowała.
– Dziękuję – powiedziała Rachel. – I przepraszam. Masz rację. Myślę, że też byś się taka zrobiła, gdyby okazało się, że twój szef – i mentor – jest wcieleniem zła, na które polowałaś przez całe życie. I gdybyś ty też została za to ukarana.
– Rozumiem, Rachel. Ale to nie tylko Backus, było jeszcze dużo rzeczy. Ten reporter, niektóre decyzje, które podjęłaś. Ludzie mówią, że miałaś szczęście, że po tym wszystkim w ogóle jeszcze pracujesz w Biurze.
Rachel zapiekła twarz. Właśnie przypominano jej, że przyniosła FBI wstyd. Nawet szeregowi agenci tak myślą. Nawet agentka, którą niegdyś szkoliła. Przespała się z reporterem, który pracował nad jej sprawą. Taka była skrócona wersja. Nie miało znaczenia, że ów reporter właściwie należał do zespołu, pracował ręka w rękę z Rachel, dzień za dniem. Agenci szepczą sobie do ucha wersję skróconą. Reporter. W federalnej etykiecie nie było chyba gorszego mezaliansu. Może członek gangu albo szpieg, ale niewiele więcej.
– Pięć lat w Dakocie Północnej, potem awans do Dakoty Południowej – powiedziała cicho. – Jasne, miałam szczęście.
– Posłuchaj: wiem, że już za to zapłaciłaś. Chodzi mi tylko o to, żebyś tutaj znała swoje miejsce. Trochę finezji. Tę sprawę obserwuje dużo osób. Jeśli właściwie rozegrasz swoją kartę, może stać się dla ciebie przepustką do powrotu.
– Rozumiem.
– To dobrze.
Rachel sięgnęła pod fotel i odchyliła oparcie do pozycji półleżącej.
– Jak mówiłaś? Ile się jedzie? – zapytała.
– Mniej więcej dwie godziny. Przeważnie latamy helikopterami z Nellis, oszczędza się kupę czasu.
– Nie zwraca to uwagi?
Pytała o media, czy jeszcze nie wyciekła do nich informacja o śledztwie na pustyni.
– Trzeba było ugasić parę pożarów, ale na razie się udaje. Miejsce przestępstwa jest w Kalifornii, a my dojeżdżamy tam z Nevady. Chyba dzięki temu przykrywka się jeszcze trzyma. Mówiąc szczerze, właśnie z tego powodu niektórzy się ciebie obawiają.
Rachel na chwilę pomyślała o Jacku McEvoyu, tym reporterze.
– Nie ma podstaw do obaw – odparła. – Ja nawet nie wiem, gdzie on jest.
– Ale jeśli w końcu zwęszą tę sprawę, możesz się go w każdej chwili spodziewać. Napisał książkę o pierwszym etapie śledztwa. Świetnie się sprzedawała. Dam sobie rękę uciąć, że przyjedzie po ciąg dalszy.
Rachel pomyślała o książce, którą czytała w samolocie, a teraz miała w torbie. Nie była pewna, czy to temat, czy osoba autora kazała jej czytać ją tyle razy.
– To możliwe.
Więcej nie komentowała. Zgarnęła z ramion fałdy kurtki i złożyła ręce. Była zmęczona, od telefonu Dei nie spała.
Oparła głowę o boczną szybę i po chwili zasnęła. Powrócił sen o ciemności, ale tym razem nie była sama. Nikogo nie widziała, bo wokół rozciągała się tylko czerń, wyczuwała jednak czyjąś obecność. Ktoś był blisko, ale niekoniecznie razem z nią. Poruszała się, obracała w mroku, próbując go zobaczyć. Wyciągała ręce, ale niczego nie mogła dotknąć.
Usłyszała jęk. Zaraz zdała sobie sprawę, że to jej głos, wydobywający się gdzieś z głębi gardła. Potem ktoś ją złapał. Chwycił i mocno potrząsnął.
Rachel otworzyła oczy. Zobaczyła za szybą pędzącą wprost na nią autostradę. Cherie Dei puściła jej kurtkę.
Читать дальше