Iain Banks - Most

Здесь есть возможность читать онлайн «Iain Banks - Most» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Most: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Most»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Most nie ma końca, na jego wielu poziomach żyją ludzie, a jednym z nich jest wyłowiony z rzeki John Orr. Bohater cierpi na amnezję i opowiada lekarzowi swoje dziwne sny. Jednak autor przenosi nas nagle i stajemy się świadkami życia pewnego dość przeciętnego Szkota. Cóż jest dalej? Wszystko zaczyna się mieszać i nie jesteśmy pewni o czyim śmie właśnie czytamy i co tak naprawdę jest snem a co rzeczywistością. Powieść Banks’a jest hybrydą łączącą w sobie obyczajową historię, fantastykę oraz jednocześnie jej parodię. To literacki eksperyment zabawa stylem, językiem i wyobraźnią.

Most — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Most», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Uszkodzenia zostały naprawione i pociąg potoczył się dalej między niskimi wzgórzami, pod ciemnymi zwałami chmur. Miejscami wiatr zwiał ze szczytów śnieg i choć słońce nie wschodziło wysoko, powietrze stało się cieplejsze. Wydawało mi się, że czuję oddech oceanu; czasem pachniało siarką. Obozy wojskowe wyraźnie się rozrastały. Wzgórza stopniowo przeistoczyły się w góry i pewnej nocy, podając kolację, ujrzałem pierwszy wulkan; skutki jego działania wziąłem mylnie za jakiś straszliwy nocny atak w oddali. Żołnierze omietli tylko widok spojrzeniami i powiedzieli, żebym nie rozlewał zupy.

Teraz już przez cały czas słychać było odległe wybuchy; czasem wulkanów, czasem spowodowane przez ludzi. Pociąg toczył się z jękiem po świeżo naprawionym torze, mijając w żółwim tempie długie kolumny mężczyzn o szarych twarzach, niosących młoty kowalskie i długie łopaty.

Uciekaliśmy przed atakującym samolotami, pędząc po prostych odcinkach, mknąc z łoskotem na zakrętach — wagony przechylały się wtedy pod przyprawiającym o mdłości kątem — a potem wpadając do tuneli i gwałtownie hamując; wszystko brzęczało i upadało z trzaskiem, a ściany tunelu błyskały od iskier pryskających spod piszczących hamulców.

Wyładowywaliśmy czołgi i samochody sztabowe, zabieraliśmy rannych; wojenne gruzy były rozrzucone po wzgórzach i dolinach niczym gnijące owoce w opuszczonym sadzie. Kiedyś nocą widziałem żarzące się resztki czołgów uwięzionych w rubinowym strumieniu. Lawa spływała w dolinę u naszych stóp, jak płonące błoto; rozbite czołgi — z rozprutymi gąsienicami, z lufami zadartymi szaleńczo ku niebu — były niesione tym rozżarzonym nurtem, jak dziwne produkty samej ziemi; piekielne przeciwciała w tym czerwonym strumieniu.

Nadal serwowałem oficerom posiłki, aczkolwiek zabrakło nam już wina, a nasze zapasy stopniały do nędznych resztek. Wielu oficerów, którzy wsiedli do pociągu po wjeździe do strefy walk, gapiło się na swoje talerze całymi minutami, spoglądając z niedowierzaniem na to, co postawiliśmy im przed nosem; byli tak zmieszani i zaniepokojeni, jakbyśmy im nałożyli chochlą na talerze stertę nakrętek i śrub.

Światła w naszym pociągu paliły się przez całą dobę; ciemne chmury, ogromne bałwany wulkanicznego dymu i pyłu, nisko zawieszone słońce, bez widoku którego musieliśmy się obywać całymi dniami — wszystko to razem spowodowało, że usiane wrakami góry ogromniły się w krainę wiecznej nocy. Nic już nie było pewne. Na horyzoncie [LACUNA] mógł być chmurą deszczową lub dymu, [LACUNA Mszy pas › bieli 'm; i] na zboczu wzgórza lub równinie mogła być śniegiem k, pożary nad nami — płonący mi twierdzami na wzgórzach lub wyziewami wielkich wulkanów. Podróżowaliśmy przez cień i śmierć. Po pewnym czasie zaczęło się to nam wydawać zupełne realne.

Sądzę, że gdybyśmy jechali dalej, na dachach wagonów — oprysinych lawą, oblepionych pyłem, pogiętych i połatanych — nagromadziłoby się tyle zastygłej lawy, że nasz pociąg z góry wyglądaby jak naturalna skalna zasłona, druga skóra, ochronna warstwa wyrosła w tym nieprzyjemnym miejscu, jak gdyby metale przegubowego cielska pociągu spontanicznie powracały do pierwotnej postaci.

Atak nastąpił pośród ognia i pary.

Pociąg zjeżdżał z przełęczy. Po jednej stronie płytkiej doliny płynął rwący strumień uwolnionej lawy, niemal dotrzymujący nam tempa. Gdy dojeżdżaliśmy do tunelu pod skalnym szczytem, przed nami podniosła się rozległa zasłona z pary, a huk przypominający grzmotnego wodospadu zagłuszył hałas pociągu. Wyjechawszy z wypełnionego mgłą tunelu, zobaczyliśmy, że lodowiec blokuje przepływ lawy: zanieczyszczona woda z tafli topiącego się lodu zasilała rozległe jezioro. Spływała do niego także lawa, pchając przed sobą wielką fałdę schłodzonego wodą gruzu.

Pociąg toczył się niepewnie ku następnemu wałowi gęstej mgły. Właśnie ścieliłem łóżka w jednym z wagonów sypialnych, gdy ze zbocza góry zaczęły się staczać pierwsze, jeszcze małe kamienie; przeszedłem na drugą stronę wagonu i obserwowałem przez otwarte drzwi, jak coraz większe głazy toczą się z łoskotem po zasnutym mgłą zboczu w stronę pociągu i odbite od ziemi wpadają przez okna lub uderzają o ściany wagonów. Jeden olbrzymi głaz zmierzał prosto na mnie; uciekłem w głąb korytarza. Powietrzem targały trzaski, głuche stuki oraz huk odległych, chaotycznych wystrzałów armatnich. Poczułem wstrząs, po czym straszliwy wybuch zagłuszył wszystkie inne hałasy — lawy zmieniającej wody jeziora w parę, wystrzałów armatnich, drobnych skał walących w ściany i dach. Cały wagon przechylił się, ciskając mną o okno, a potem, gdy zamigotały i zgasły światła, przewracając na plecy. Trzask i łomot wydawały się dolatywać ze wszystkich stron naraz, a ja obijałem się jak piłka między wyginającym się dachem wagonu a jego ścianami.

Później stwierdziłem, że wagon oderwał się od reszty bombardowanego głazami pociągu i stoczył po osypisku ku gotującym się wodom jeziora. Ludzie Marszałka Polnego, plądrujący wagony, natknęli się na mnie we wraku, mamroczącego do siebie, i — tak twierdzą, ale mogą gadać, co im ślina na język przyniesie — próbującego przytwierdzić głowę głównego stewarda do tego, co zostało z jego ramion. Do ust wetknąłem mu podobno jabłko.

I znowu uratował mnie język: oni mówią tym samym co ja. Zaprowadzili mnie do Marszałka Polnego, który znajdował się w krótkim pociągu stojącym odrobinę dalej.

Marszałek Polny jest bardzo wysoki i ociężały, ma nieproporcjonalnie długie nogi, wielki tyłek, okrągłą twarz i proste, farbowane na czarno włosy. Preferuje krzykliwe mundury o bardzo wysokim albedo. Gdy zaprowadzono mnie, wciąż na wpół przytomnego, przed jego oblicze, siedział przy biurku w swoim wagonie, słuchając muzyki z radia i zajadając kandyzowane pigwy z małego talerza. Zapytał, skąd przyjechałem; pamiętam jak przez mgłę, że powiedziałem mu prawdę, którą uznał za niezwykle zabawną.

— Będziesz moim lokajem — powiedział. — Lubię posłuchać ciekawej opowieści przy obiedzie.

Gdy ludzie Marszałka kończyli grabić i mordować, siedziałem zamknięty w małej celi w jednym z wagonów. Kiedy mnie przeszukiwali, zabrali chusteczkę. Parę dni później widziałem Marszalka wycierającego sobie w nią nos.

Obserwowałem, jak zbrukani krwią żołnierze Marszałka wracają z mojego pociągu, niosąc broń i kosztowności; nadciągnął wiatr i przerzedził parę w kotle doliny. Jezioro wyschło prawie całkowicie; strumień lawy i lodowiec zetknęły się w końcu, wywołując szereg potężnych eksplozji, które wyrzucały kawałki lodu i skały na dziesiątki metrów w powietrze. Nasz mały pociąg uciekł, brzęcząc i stukocząc, od wraku na torze i kataklizmu w dolinie.

Pociąg Marszałka Polnego był krótszy i gorzej wyposażony niż ten, który jego ludzie wciągnęli w zasadzkę. Jeżeli nie mieliśmy osłony gęstych chmur, podróżowaliśmy tylko nocą, za dnia ukrywając się w tunelach lub nakrywając lokomotywę i wagony siatką maskującą. Przez parę pierwszych dni w pociągu panowało napięcie, lecz potem, mimo ucieczki w ostatniej chwili przed bombami myśliwca bombardującego i jeżącego włos na głowie przejazdu po wielkim zakrzywionym wiadukcie, który był już uszkodzony i znajdował się pod ciągłym obstrzałem ciężkiej artylerii, w miarę oddalania się od miejsca zasadzki niepokój hałastry w pstrokatych mundurach wyraźnie zmalał.

Osłabła również aktywność wulkanów; teraz mijaliśmy jedynie fu-marole, gejzery i jeziorka z gotującym się błotem, zdradzające istnienie otchłani ognia pod tymi mroźnymi ziemiami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Most»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Most» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Iain Banks - Der Algebraist
Iain Banks
Iain Banks - L'Algébriste
Iain Banks
Iain Banks - A barlovento
Iain Banks
Iain Banks - Inversiones
Iain Banks
Iain Banks - El jugador
Iain Banks
Iain Banks - Dead Air
Iain Banks
Iain Banks - The Algebraist
Iain Banks
Отзывы о книге «Most»

Обсуждение, отзывы о книге «Most» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x