— Nie przejmuj się, chłopcze. Napij się whisky i spróbuj nie myśleć o tym. Pomyśl o swojej najwyższej stawce podatkowej.
— Pierdolić stawkę podatkową. Wolałbym mieć czyste sumienie niż dodatnie saldo na rachunku bankowym.
— Ejże, bo twój księgowy będzie się przewracał w swojej szafie do akt.
Kolejny powracający do studia urzędnik obwieścił zwycięstwo kolejnego torysa; rozległy się zwierzęce ryki entuzjazmu. Pokręcił głową.
— Ten kraj naprawdę schodzi na psy — powiedział szeptem.
— Z pewnością dostał się w ręce suki — zauważyła Andrea, mieszając whisky w swojej szklance i ze zmarszczonym czołem patrząc przez nią na ekran telewizora.
— No cóż… przynajmniej jest kobietą — odparł ponuro.
— Może i jest kobietą, ale nie jest, kurwa, siostrą.
Szkocja głosowała na laburzystów, z SNP na trzecim miejscu tuż za torysami, ale i tak otrzymała czcigodną posłankę Margaret Thatcher.
Znowu pokręcił głową.
— Cholera jasna.
Firma dobrze funkcjonowała: musieli odprawiać zleceniodawców z kwitkiem. Po niespełna roku jego księgowy namawiał go do kupna większego domu i większego samochodu.
— Aleja lubię moje małe mieszkanie — skarżył się Andrei.
— Więc je zatrzymaj, ale kup dom — odparła.
— Przecież nie mogę mieszkać w obu naraz! A zresztą, zawsze uważałem, że posiadanie dwóch domów w sytuacji, gdy ludzie tracą dach nad głową, jest niemoralne.
— Więc pozwól, by ktoś zamieszkał w mieszkaniu albo w tym domu, który kupisz, ale pamiętaj, kto dostanie wszystkie te dodatkowe pieniądze, które będziesz płacił, jeżeli nie zrobisz tego, co radzi twój księgowy.
— Och.
Sprzedał mieszkanie i kupił dom w Leith, koło Links, z widokiem na Forth z najwyższego piętra. Miał pięć sypialni i duży podwójny garaż: kupił nowego golfa GTi i rangę rovera, żeby uszczęśliwić swojego księgowego i zapełnić garaż; napęd na cztery koła przydawał się w podróżach służbowych, gdy musieli odwiedzać place budowy. Tamtego roku sporo współpracowali z firmami z Aberdeen, więc mógł wpadać do rodziny Stewarta. Podczas kolejnej podróży wylądował w łóżku z jego siostrą, rozwiedzioną nauczycielką. Nigdy nie powiedział o tym Stewartowi, nie do końca pewny, czy tamten nie miałby coś przeciwko temu. Powiedział natomiast Andrei.
— Nauczycielka — stwierdziła z szerokim uśmiechem. — Pouczające doświadczenie?
Powiedział jej o swej niechęci do wyjawienia prawdy Stewartowi.
— Chłopcze — odparła, chwytając go za podbródek i patrząc nań bar dzo poważnie — jesteś idiotą.
Pomogła mu odmalować dom i zmusiła do zupełnie nowego doboru kolorów.
Pewnego wieczoru stał na drabinie, malując wyszukaną gipsową różę na suficie, gdy poczuł nagły, oszałamiający przypływ deja vu. Odłożył pędzel. Andrea była w sąsiednim pokoju i gwizdała pod nosem. Rozpoznał melodię: „The River”. Stał na drabinie w pustym, odbijającym echo pomieszczeniu i wspominał, jak rok wcześniej, ubrany w identyczne poplamione farbą ubranie, stał w szerokim pokoju pełnym okrytych prześcieradłami mebli w domu przy Moray Place, słuchając jak ona gwiżdże w drugim pokoju i czując się ogromnie, tak po prostu, szczęśliwy. Jestem szczęśliwym sukinsynem, pomyślał. Mam tak wiele, otacza mnie tyle dobrych rzeczy. Wciąż chcę więcej, przypuszczcalnie chcę więcej, niż mógłbym wykorzystać. W rzeczywistości pragnę rzeczy, które uczyniłyby mnie tylko nieszczęśliwym, gdybym je miał. Ale nawet to jest OK, to także składa się na zadowolenie.
Gdyby moje życie było filmem, pomyślał, puściłbym teraz napisy końcowe. Stopniowo zanikający obraz tego błogiego uśmiechu, mężczyzny na drabinie w pustym pokoju, czyniącego wszystko lepszym, odnawiającego, udoskonalającego. Cięcie. Koniec filmu.
No cóż, powiedział sobie w duchu, to nie film, chłopcze. Przepełniła go fala czystej radości, prostego zachwycenia tym, że jest tam, gdzie jest, i tym, kim jest, i że zna ludzi, których zna. Rzucił pędzel w kąt pokoju, zeskoczył z drabiny i pobiegł do Andrei. Właśnie rozprowadzała wałkiem farbę na ścianie.
— Boże, myślałam, że spadłeś z drabiny. Co tak zęby szczerzysz?
— Właśnie sobie przypomniałem — odparł, wyjmując jej z ręki wałek i ciskając go za siebie — że jeszcze nie ochrzciliśmy tego pokoju.
— No cóż, my też nie. Muszę zapamiętać, że zapach farby tak na ciebie działa.
Tym razem dla odmiany kochali się pod ścianą. Koszula przykleiła się Andrei do świeżej farby; śmiała się do łez.
Stał się kinomanem. W czasie ostatniego festiwalu oboje obejrzeli więcej filmów niż sztuk i koncertów i wtedy nagle uświadomił sobie, że nie widział setek filmów, o których słyszał i które chciał zobaczyć. Zapisał się do towarzystwa miłośników filmu, kupił magnetowid i chodził po wypożyczalniach wideo w poszukiwaniu kaset. Ilekroć sprawy służbowe wiodły go do Londynu, starał się znaleźć czas na jak najwięcej wizyt w kinie. Podobało mu się prawie wszystko; po prostu lubił chodzić do kina.
Szkocka grupa Tourists wyłansowała parę przebojów; ich wokalistka została potem żeńską połową zespołu Eurythmics. Ludzie pytali, czy jest z nią spokrewniony.
— Takiego szczęścia to ja nie mam — odpowiadał, wzdychając. Słyszał słodkie głosy, widział zgrabne tyłki. Andrea robiła skoki w bok, a on próbował nie być zazdrosny. To nie zazdrość, mówił sobie; już raczej zawiść. I strach. Jeden z nich może okazać się milszym, życzliwszym i lepszym człowiekiem ode mnie i bardziej oddanym.
Kiedyś Andrea nie kontaktowała się z nikim przez prawie dwa tygodnie, nawiązawszy z młodym wykładowcą z Heriot Watt szalony romans, który na przestrzeni dwunastu dni przeszedł od miłości-od-pierwszego-wejrzenia do stadium trzaskania drzwiami, rzucania bibelotami i tłuczenia szyb w oknach. Gdy to wszystko się działo, on tęsknił za Andrea. W drugim tygodniu wziął wolne i pojechał na północny zachód. Rangę rover i GTi zostały uzupełnione przez motocykl ducatti; miał ze sobą jed-nosobowy namiot, śpiwór do wysokogórskiej wspinaczki i cały sprzęt wycieczkowy najwyższej klasy. Z rykiem silnika ruszył w góry zachodniej Szkocji i spędzał całe dnie na samotnych wędrówkach. Gdy wrócił, Andrea zakończyła już romans z wykładowcą. Rozmawiał z nią przez telefon, ale wyglądało na to, że dziwnie nie ma ochoty się z nim zobaczyć; zadręczał się tym, źle sypiał. Kiedy wreszcie po tygodniu ją zobaczył, wokół lewego oka miała zanikającą żółtą plamę. Zauważył to tylko dlatego, że przez zapomnienie Andrea zdjęła w pubie ciemne okulary.
— Czy dlatego właśnie nie chciałaś się ze mną zobaczyć? — zapytał.
— Proszę, nic nie rób — odparła. — To już skończone i z radością bym go udusiła, ale tknij go palcem, a już nigdy się do ciebie nie odezwę.
— Nie wszyscy z nas — wyjaśnił ozięble — tak szybko uciekają się do przemocy. Mogłaś mi zaufać. Przez ostatni tydzień byłem chory z niepokoju.
Potem żałował, że to powiedział, gdyż Andrea załamała się, objęła go i wybuchnęła płaczem. Zdał sobie sprawę, przez co musiała przejść; czuł, że przysporzenie jej dodatkowej zgryzoty było nikczemne i samolubne. Gdy szlochała na jego piersi, gładził ją po włosach.
— Chodź do domu, dziewczyno.
W góry i na wyspy wyjeżdżał jeszcze parę razy, wyrywając się z Edynburga przy okazji jej podróży do Paryża i zatrzymując się po drodze w obie strony u swego ojca. Pewnego dnia biwakował o zachodzie słońca na zboczach Beinn a’ Chaisgein Mor — w pobliżu stała chata, ale przy dobrej pogodzie wolał rozbić namiot — spoglądając na Fionn Loch i na małą groblę, po której przejedzie nazajutrz ku górom po drugiej stronie, gdy nagle pomyślał, że przez te wszystkie lata tak jak on nigdy nie był w Paryżu, tak Gustave nigdy nie odwiedził Edynburga.
Читать дальше