— Co sądzisz, Rocky?
Cirocco była pochłonięta rytmem nie kończącej się wspinaczki. Z zaskoczeniem podniosła głowę.
— Co sądzę o Kriosie? Daj spokój. Być może jest jakiś sposób, by wciągnąć go do zmontowanego doraźnie ugrupowania. No wiesz, już po wszystkim. Ale teraz zapomnij o nim.
— Nie sądzisz, że to był pomyślny znak? — nalegała Gaby. — Fakt, że rozmawiał o zażaleniu do Gai na ciebie? Co o tym myślisz?
Cirocco parsknęła.
— Cholernie mało z tego rozumiem.
— Nie sądzisz, że można by rozdmuchać tę iskrę?
— Nie podniecaj się tak, Gaby. Nie wiem, czy można chodzić po jeszcze bardziej kruchym lodzie niż ten, po którym my się poruszamy, ale gorączkowy sposób, w jaki traktujesz pewne rzeczy…
— Przepraszam. Wiesz, jaki mam do tego stosunek.
— Pewnie, że wiem. Byłabym ci jednak wdzięczna, gdybyś nie była aż tak szczera przy tych dwóch dzieciakach. Myślę, że każde z nich powinno wiedzieć tylko tyle, ile naprawdę musi. Im mniej będą wiedzieć, tym lepiej dla nich, gdyby coś poszło nie tak. Nie robisz im przysługi, opowiadając o Kriosie i jego lojalności czy jej braku. Gdyby trafiło to do niepowołanych uszu, gdyby któreś z nich zrobiło choćby niewinną uwagę, mogłoby to wywołać pewne podejrzenie, a tego za nic bym nie chciała. Lepiej byłoby, żebyś ich tu w ogóle nie zabierała.
— Pewnie masz rację — powiedziała Gaby. — Będę ostrożniejsza.
Cirocco westchnęła i dotknęła ramienia Gaby.
— Po prostu rób to, co robiłaś dotąd. Spełniaj rolę przewodnika. Pokazuj niezwykłe zjawiska, opowiadaj im zabawne historyjki. Niech się bawią i pamiętają, że są tu po to, aby nauczyć się rzeczy, które pozwolą im uniknąć kłopotów, a nie po to, by wtrącać się w nasze sprawy.
— Nie sądzisz, że mogłabyś być trochę bardziej otwarta? Jest masa spraw, których możesz ich nauczyć.
Cirocco popadła w zadumę.
— Mogłabym im powiedzieć to i owo o piciu.
— Nie bądź aż tak surowa dla siebie.
— Nie wiem, Gaby. Myślałam, że pójdzie mi lepiej. Ale teraz mamy Inglesinę.
Gaby skrzywiła się. Chwyciła rękę Cirocco i uścisnęła ją.
Zaraz za linią pionowych kabli Ophion robił szereg obszernych zakoli. Teren był niemal płaski, a nachylenie tak nieznaczne, że rzeka ledwie płynęła.
Robin wykorzystała czas na poprawę swoich umiejętności wioślarskich. Wiosłowała cały dzień, a Obój wprowadzała ją w co bardziej zawiłe arkana sztuki. Kazała Robin samodzielnie skręcać łodzią, robić ciasne kółka albo ósemki, i to na czas. Potem obie wiosłowały usilnie, żeby dogonić pozostałych. Ramiona dziewczyny wzmocniły się, dostała pęcherzy, a potem odcisków na rękach. Z końcem tego dnia była kompletnie wyczerpana, ale każdego następnego ranka czuła się coraz lepiej.
Nie spieszyli się. Na brzegu pojawiły się grupy tytanii, śpiewając coś do Czarodziejki. Gaby albo Cirocco odkrzykiwały im czasem jedno słowo, a one uciekały w ogromnym podnieceniu. Słowo to brzmiało „Inglesina”. Robin dowiedziała się, że była to nazwa dużej wyspy na Ophionie. Podobnie jak Grandioso nazwa ta wywodziła się od jednego z ulubionych marszów tytanii. Tam właśnie odbywał się miejscowy Purpurowy Karnawał.
Tym razem miał się rozpocząć sto dwadzieścia obrotów od pierwszego spotkania z miejscowymi tytaniami, tak aby miały czas się zebrać. Wcześnie rozbijali obóz i późno wstawali. Robin czuła się coraz lepiej w śpiworze. Przestała zwracać uwagę na tysiące odgłosów życia na Gai i polubiła nawet szmer wody, kiedy odprężona czekała na sen. W końcu nie był znowu tak bardzo odmienny od szumu wentylacji, który słyszała całe życie.
Nie zdarzyły się już żadne wypadki z jedzeniem, nie było również wizyt nieznanych istot. Na jednym z biwaków jednak, kiedy Robin czuła szczególnie dotkliwą nudę, namówiła Chrisa na polowanie z zasadzki. Sądziła, jak się okazało słusznie, że nie będzie podawał w wątpliwość jej twierdzenia, że tytanie potrzebują parę bekasów do wieczornego posiłku. Sądziła również, że sprawdzona metoda łapania bekasów nie wyda mu się dziwna. Zresztą co na Gai nie było dziwne?
Zabrała go więc dość daleko od obozu i pokazała, jak się trzyma sak, ostrzegając go, że powinien go zawiązać, kiedy małe bestie będą już w środku, a potem zeszła z niewysokiego wzgórza, by je wypłoszyć z podszycia.
Trochę gryzło ją sumienie. Był tak łatwowierny, że znaczna część radości z kawału gdzieś się ulotniła. Zastanawiała się również, zresztą nie po raz pierwszy, czy było to etyczne płatać figle towarzyszom podróży zgodnie uważanej za niebezpieczne przedsięwzięcie. Kłopot polegał na tym, że jak na razie nie bardzo było widać te niebezpieczeństwa, a poza tym doszła do wniosku, że i tak nie jest w stanie się powstrzymać.
Stał tam blisko dwie godziny. Już się zbierała, żeby go sprowadzić z powrotem do obozu, kiedy pojawił się sam. Wszyscy siedzieli wokół ogniska i kończyli właśnie kolejny znakomity posiłek. Usiadł i sięgnął po miskę, a Gaby i Cirocco spojrzały nań ze zdziwieniem.
— Myślałam, że jesteś w swoim namiocie — powiedziała Cirocco.
— Ja też — dodała Gaby, a potem popatrzyła z namysłem na Robin. — Ale kiedy teraz sobie to przypominam.
Robin wcale tego nie powiedziała. Po prostu sprawiła, że byłam przekonana, że tam jesteś.
— Przepraszam — powiedziała Robin, adresując to do Chrisa.
Wzruszył ramionami i zdobył się na uśmiech.
— Udało ci się mnie nabrać. Pamiętam, co powiedziałaś. To o wiedźmach, które potrafią docenić łgarstwo. — Ucieszyła się, widząc, że nie jest rozgoryczony. Oczywiście, był zmartwiony, ale najwidoczniej ludzie z Ziemi, tak samo jak wiedźmy, czuli się zobowiązani nie okazywać złości. W każdym razie Chris tak reagował.
Historia wyszła na jaw stopniowo, bo Robin nie za bardzo miała się czym szczycić, a i Chris nie palił się, by przyznać się do swej łatwowierności. W miarę rozwoju opowieści Obój poszukała wzrokiem spojrzenia Robin i mrugnęła ostrzegawczo. Tytania uważnie obserwowała Cirocco. Nagle dała znak, a Robin przesadziła kamień, na którym siedziała, i rzuciła się do ucieczki.
— Olbrzymi kurczak! — ryknęła Cirocco. — Olbrzymi kurczak? Dam ja ci kurczaka, że nie usiądziesz przez miesiąc.
Cirocco miała dłuższe nogi, ale Robin była za to szybsza. Nigdy nie udało się sprawdzić, czy Czarodziejka faktycznie by ją dognała, bo w pościg rzucili się wszyscy. Wkrótce osaczono Robin, która śmiała się histerycznie. Mimo bohaterskiej obrony bez trudu wrzucili ją do rzeki.
Nazajutrz zabrali autostopowicza. Był to pierwszy człowiek, jakiego spotkali od chwili opuszczenia Hyperionu. Niewysoki, nagi mężczyzna z rozwianą czarną brodą stał na brzegu rzeki. Kiedy się zbliżyli, pozdrowił ich i podpłynął do łodzi Cirocco, a po uzyskaniu zgody przelazł przez burtę. Chris tak manewrował łodzią, by lepiej przyjrzeć się przybyszowi. Nieco obwisła, blada zniszczona skóra wskazywała na wiek ponad sześćdziesięciu lat. Mówił slangową wersją angielskiego z silnym akcentem śpiewnego języka tytanii. Zaprosił ich, by zjedli w jego siedzibie, na co Cirocco przystała w imieniu grupy.
Miejsce nazywało się Brazelton. Było tu kilka kopuł, stojących wśród pól uprawnych. Kiedy dobili do brzegu, Chris dostrzegł nagiego mężczyznę, który prowadził pług ciągnięty przez zaprzęg tytanii.
Osada liczyła około dwudziestu mieszkańców. Ich nagość wynikała z wymogów religii. Brodę mieli zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Na Ziemi zarost u kobiet był przejściową modą, która pojawiła się kilkakrotnie w XXI wieku. Teraz była to już rzadkość, widząc jednak brodatą kobietę, Chris przypomniał sobie dzieciństwo i matkę ze schludną capią bródką. Nawet mu się to podobało.
Читать дальше