Dotarł do skraju lasu. Przed nim rozciągała się porośnięta trawą łąka z kwitnącymi pomarańczowo kwiatami. W oddali przed sobą widział już zamek i wygiętą jak podkowa brukowaną drogę dojazdową. Budowla była piętrowa, a mury z czerwonej cegły ozdobione szarymi rombami. Przypominał sobie ich wygląd z czasu, kiedy był tu po raz pierwszy przed dwoma miesiącami; nie wątpił, że ściany zostały postawione przez murarzy dziedziczących tajniki kielni i zaprawy z pokolenia na pokolenie.
W żadnym z blisko czterdziestu mansardowych okien nie paliło się światło. Dębowe wrota wejściowe również pogrążone były w mroku. Zamku nie chronił żaden płot; nie było żadnych psów ani strażników. Ani alarmów. Ot, położona wysoko wiejska posiadłość we włoskich Alpach, własność pędzącego samotny żywot fabrykanta, który od dziesięciu lat przebywał na emeryturze.
Wiedział, że Piętro Caproni, właściciel zamku, sypiał na piętrze w jednym z pokoi położonych w pobliżu głównego apartamentu. Gospodarz mieszkał sam, nie licząc trójki służących, którzy dojeżdżali codziennie z Point-Saint-Martin.
Tego wieczoru Caproni postanowił się zabawić; przed frontem stał zaparkowany kremowy mercedes, którego silnik prawdopodobnie jeszcze nie ostygł po podróży z Wenecji. Jego gościem była jedna z najdroższych prostytutek. Przyjeżdżały tu od czasu do czasu na noc lub na weekend do człowieka, który bez zmrużenia oka sowicie wynagradzał im w euro trudy podroży. Dzisiejsze odwiedziny Niemca zbiegły się nieprzypadkowo z wizytą ekskluzywnej prostytutki; miał nadzieję, że kobieta zaprzątnie bez reszty uwagę gospodarza, a jemu pozwoli nie tylko szybko wejść do środka, ale równie szybko opuścić progi zamku.
Kamyki zgrzytały pod jego stopami, gdy szedł podjazdem w kierunku północno-wschodniego narożnika. Ścieżka prowadziła przez elegancki ogród do werandy ogrodzonej płotkiem z kutego włoskiego żelaza. Przez podwójne drzwi wchodziło się do wnętrza budowli, ale wszystko było zamknięte na cztery spusty. Wyprostował prawą rękę i wyrzucił ją szybko do przodu. Z metalowego pierścienia wysunął się sztylet i zjechał na spód przedramienia; wysadzana nefrytami rękojeść sztyletu wylądowała miękko w jego dłoni,odzianej w rękawiczkę. Ta konstrukcja była jego własnym wynalazkiem i niezawodną bronią.
Zagłębił ostrze w drewnianej ościeżnicy. Jeden obrót i rygiel puścił. Schował sztylet do pochwy.
Wszedł, do komnaty ze sklepieniem beczkowym, potem delikatnie zamknął za sobą przeszklone drzwi. Podobały mu się neoklasycystyczne dekoracje, które otaczały go ze wszystkich stron. Przeciwległą ścianę ozdabiały dwie etruskie figurki z brązu, a nad nimi wisiał Widok Pompei: płótno, o którym wiedział, że było przedmiotem pożądania kolekcjonerów.
Para osiemnastowiecznych bibliotheques stała wtulona między dwie korynckie kolumny, a ich półki uginały się pod ciężarem bezcennych woluminów. Podczas pierwszej wizyty zauważył ekskluzywny egzemplarz Storia dltalia Guicciardiniego oraz trzydziestotomowe wydanie Teatro Francese. Oba dzieła były zabytkami najwyższej klasy.
Omijał po omacku pogrążone w mroku meble; przeszedł między kolumnami, potem zatrzymał się w holu i w pobliżu schodów zaczął nasłuchiwać. Nie dobiegał go żaden odgłos.
Ruszył na palcach po marmurowej posadzce ozdobionej kolistymi wzorami, dokładając starań, by gumowe podeszwy nie ślizgały się z piskiem po marmurze. Panele ze sztucznego marmuru ozdobione były płótnami mistrzów szkoły neapolitańskiej. Belki nośne z kasztanowca podpierały strop, zawieszony jakieś dwa piętra nad jego głową.
Wkroczył do salonu.
Przedmiot, który stanowił cel jego eskapady, leżał sobie niewinnie na hebanowym stoliku. Puzderko na zapałki.
Dzieło Karola Gustawowicza Faberge. Wykonane ze srebra i złota, miało ścianki ozdobione splotami typu guilloche i pomalowane emalią w kolorze truskawkowoczerwonym. Złoty kołnierz udekorowany był girlandą z liści, natomiast dźwignię otwierającą wieko pokrywał kaboszon z oszlifowanego szafiru. Widniały na nim inicjały oraz data wygrawerowana cyrylicą: „M. R. 1901”. Mikołaj Romanow Mikołaj II. Ostatni car Rosji.
Z tylnej kieszeni wyciągnął filcowy woreczek i sięgnął po puzderko.
Nagle komnatę zalało światło; jaskrawe promienie odbijały się niezliczonymi refleksami w wiszącym nad jego głową kryształowym żyrandolu, raziły go w oczy. Zmrużył powieki i odwrócił wzrok. W łukowym wejściu prowadzącym na korytarz stał Piętro Caproni z pistoletem w prawej dłoni.
– Buona sera, signor Knoll. Zastanawiałem się, kiedy pan wróci.
Usiłując odzyskać ostrość widzenia, odpowiedział po włosku:
– Nie zdawałem sobie sprawy, że oczekuje pan mojej wizyty Caproni przestąpił próg salonu. Był mężczyzną niskiego wzrostu, z masywnym torsem i włosami nienaturalnie czarnymi jak na swoje pięćdziesiąt kilka lat. Miał na sobie granatowy szlafrok z bawełny frotte, przewiązany w pasie. Nogi były gołe, a stopy bose.
– Pańska historyjka opowiedziana za pierwszym razem nie trzymała się kupy. Christian Knoll, historyk sztuki i członek akademii. Coś podobnego. Nie miałem żadnych problemów ze sprawdzeniem tego.
Jego oczy przystosowały się już do ostrego światła.
Sięgnął po puzderko na zapałki. Caproni wysunął pistolet do przodu. Cofnął się i podniósł ręce do góry w udawanym geście poddania.
– Pragnąłem jedynie dotknąć tego cudeńka.
– Niech pan rusza przed siebie. Powoli.
– Podniósł maleńki skarb.
– Rosyjski rząd poszukiwał tego cacka od czasów drugiej wojny światowej. Było własnością Mikołaja II. Wykradzione z Peterhofu pod Leningradem gdzieś w 1944 roku; jakiś żołnierz zabrał je na pamiątkę służby na terenie Rosji. Ale jakaż to była pamiątka! Jedyna w swoim rodzaju. Na wolnym rynku warta teraz ze czterdzieści tysięcy dolarów. Jeśli ktoś okaże się tak głupi, by wystawić to na sprzedaż. Cenny łup. Myślę, że Rosjanie sowicie wynagrodziliby mnie za to cacko, prawda?
– Czyli jeśli uda się panu ujść z życiem tej nocy, puzderko bardzo szybko znajdzie się w rękach Rosjan?
Nocny gość się uśmiechnął.
– Rosjanie nie są lepsi od złodziei. Chcą odzyskać swoje skarby tylko po to, żeby je odsprzedać z zyskiem. Mają problemy z gotówką, jeśli dobrze słyszałem. Najwyraźniej płacą teraz za czasy komunizmu.
– To ciekawe. Co więc pana tu sprowadza?
– Fotografia tej komnaty, na której widoczne było także to puzderko na zapałki. Dlatego za pierwszym razem dotarłem tutaj, podając się za profesora historii sztuki.
– Zdołał pan potwierdzić autentyczność arcydzieła w czasie tej krótkiej wizyty sprzed dwóch miesięcy?
– Jestem ekspertem. Specjalizuję się zwłaszcza w wyrobach autorstwa Faberge – odparł, odstawiając puzderko. Powinien pan przyjąć moją ofertę.
– Stanowczo zbyt niska cena jak na tak „piękny łup”.
– Oprócz tego, ten przedmiot ma dla mnie wartość sentymentalną. Mój ojciec jako żołnierz zabrał sobie to na pamiątkę, jak był pan to łaskaw ująć.
– I przestał się pan kryć z posiadaniem tego przedmiotu?
– Doszedłem do przekonania, że po pięćdziesięciu latach nikt już go nie zdoła rozpoznać.
– Powinien pan uważniej dobierać gości i nie dać się fotografować.
Caproni wzruszył ramionami.
– Niewiele osób tu bywa.
– Tylko signoriny? Jak ta na górze?
– I żadna z nich nie interesuje się dziełami sztuki.
– Wyłącznie zapłatą w euro? -1 przyjemnością.
Читать дальше