Kripo dysponowała własnym laboratorium kryminalistycznym, które założono jeszcze w czasach, gdy pruska policja stanowiła główną siłę pilnującą porządku publicznego w kraju, jeżeli nie na świecie (w okresie republiki weimarskiej funkcjonariuszom kripo udało się zamknąć dziewięćdziesiąt siedem procent spraw morderstw w Berlinie). Lecz laboratorium też nie uchroniło się przed nalotem gestapo, które zagarnęło najlepszy sprzęti personel. W komendzie głównej kripo pozostało niewielu techników, i to tych najmniej kompetentnych. Dlatego Willi Kohl postanowił zostać ekspertem w niektórych dziedzinach kryminalistyki. Mimo że nie interesował się bronią palną, przeprowadził gruntowne studia balistyczne, opierając się na doświadczeniach najlepszego laboratorium badania broni na świecie znajdującego się w FBI J. Edgara Hoovera w Waszyngtonie.
Wytrząsnął kulę na czystą kartkę papieru.
Włożył do oka monokl, znalazł pincetę i uważnie obejrzał pocisk.
– Masz lepszy wzrok – powiedział. – Zobacz.
Janssen ostrożnie wziął od niego kulę i monokl, tymczasem Kohl zdjął z półki segregator zawierający fotografie i szkice wielu typów pocisków. Segregator miał kilkaset stronic, lecz inspektor ułożył informacje według kalibru oraz liczby bruzd i pól – śladów wyciśniętych w ołowianym pocisku przez gwint lufy – a także prawo – i lewoskrętności gwintu. Już po dziesięciu minutach Janssen odnalazł poszukiwany opis.
– Ach, to dobra wiadomość – orzekł Kohl.
– Jak to?
– Nasz zabójca strzelał z charakterystycznej broni. Spójrz. To dziewięciomilimetrowy pocisk Largo. Najprawdopodobniej z hiszpańskiego star modelo A, spotykanego dość rzadko. Jak wcześniej zauważyłeś, broń jest albo nowa, albo mało używana. Miejmy nadzieję, że prawdziwa jest ta druga hipoteza. Janssen, tobie lepiej idzie układanie słów. Wyślij, proszę, telegram do wszystkich posterunków policji w okolicy. Niech sprawdzą sklepy z bronią. Czy w którymś w ciągu kilku ubiegłych miesięcy sprzedano nowy albo rzadko używany star modelo A, albo amunicję do takiego pistoletu? Nie, lepiej niech sprawdzą cały zeszły rok. Chcę mieć nazwiska i adresy wszystkich nabywców.
– Tak jest.
Kandydat na inspektora zanotował wiadomość i ruszył do dalekopisu.
– Zaczekaj. W postscriptum dodaj rysopis naszego podejrzanego. I informację, że jest uzbrojony. – Inspektor zebrał z biurka najwyraźniejsze fotografie odcisków palców podejrzanego i kartę z odciskami pobranymi od ofiary. Westchnął: – A teraz muszę się zdać na swoje zdolności dyplomatyczne. Nie cierpię tego.
– Przykro mi, inspektorze Kohl, ale wydział jest zajęty.
– Cały?
– Tak jest – odrzekł sztywny, łysawy mężczyzna ubrany w przyciasny garnitur, który pozapinał na wszystkie guziki. – Kilka godzin temu dostaliśmy rozkaz, żeby przerwać inne dochodzenia i sporządzić listę wszystkich notowanych osób pochodzenia rosyjskiego albo o wyraźnie rosyjskim wyglądzie.
Byli w dyżurce dużego wydziału identyfikacji kripo, gdzie przeprowadzano analizy daktyloskopijne i antropometryczne.
– Wszystkich w Berlinie?
– Tak. Jakiś alarm.
Ach, znów ta związana z bezpieczeństwem drobnostka, którą Krauss uznał za zbyt błahą, aby wspomnieć o niej kripo.
– I technicy daktyloskopijni muszą grzebać w kartotekach? Do tego nasi technicy?
– Rzucić wszystko – odparł człowiek w ciasnej marynarce. – Taki dostałem rozkaz. Z centrali sipo.
Znowu Himmler, pomyślał Kohl.
– Proszę cię, Gerhardzie, to naprawdę ważne. – Pokazał mu kartę z odciskami palców i fotografie.
– Dobre zdjęcia – zauważył Gerhard. – Bardzo wyraźne.
– Daj mi trzech, czterech techników, niech to sprawdzą. O nic więcej nie proszę.
Ściągnięta twarz szefa techników drgnęła i Gerhard parsknął krótkim śmiechem.
– Nie mogę, inspektorze. Trzech? Nie da rady.Kohla ogarnęła bezsilna złość. Uczył się o kryminalistyce za granicą i zazdrościł Ameryce i Anglii, gdzie identyfikacji dokonywano niemal wyłącznie dzięki analizie daktyloskopijnej. Tu owszem, wykorzystywano odciski palców, ale w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych w Niemczech nie było jednolitego systemu analizy; każdy region kraju posługiwał się innym. Policjant w Westfalii analizował odciski palców swoim sposobem; funkcjonariusz kripo z Berlina robił to inaczej. Można było dokonać identyfikacji, przesyłając pocztą próbki z jednego miejsca do drugiego, lecz taka procedura trwała nieraz kilka tygodni. Kohl już dawno opowiadał się za wprowadzeniem jednakowych standardów analizy daktyloskopijnej w całym kraju, ale spotkał się ze znacznym oporem i niechęcią. Wywierał też naciski na swego przełożonego, by sprowadzić kilka amerykańskich fototelegrafów, nadzwyczajnych aparatów, które potrafiły w ciągu kilku minut przesłać linią telefoniczną faksymilowe fotografie i obrazy, takie jak na przykład odciski palców. Były to jednak drogie urządzenia i szef odmówił, nie przedstawiając nawet jego prośby komendantowi policji.
Bardziej niepokoił Kohla fakt, że po przejęciu władzy przez narodowych socjalistów badania daktyloskopijne straciły na ważności na rzecz archaicznej antropometrii Bertillona, zgodnie z którą identyfikowano sprawców na podstawie wymiarów ciała, twarzy i głowy. Kohl, podobnie jak większość współczesnych detektywów, uważał analizę Bertillona za niepraktyczną; owszem, struktura ciała stanowiła cechę w znacznym stopniu indywidualną, lecz aby ustalić tożsamość, należało dokonać kilkudziesięciu precyzyjnych pomiarów. Sprawcy rzadko pozostawiali na miejscu zbrodni dostateczną liczbę znaków, które pozwoliłyby na przeprowadzenie identyfikacji metodą Bertillona, ale odcisków palców na ogół trochę znajdowano. Zainteresowanie narodowych socjalistów antropometrią wykraczało jednak daleko poza sprawy badania tożsamości; stanowiła ona klucz do znanej w kryminologii metody klasyfikowania ludzi jako przestępców bez względu na zachowanie, wyłącznie na podstawie cech fizycznych. Setki funkcjonariuszy gestapo i SS całymi dniami pracowało nad sposobem powiązania na przykład rozmiarów nosa i koloru skóry ze skłonnością do popełniania przestępstw. Celem Himmlera nie było wymierzanie sprawiedliwości zbrodniarzom, ale wyeliminowanie zbrodni, zanim do niej w ogóle doszło.
Kohl uważał ten pomysł za równie głupi jak przerażający.
Zaglądając do ogromnego pomieszczenia, gdzie przy długich stołach pracowali ludzie, pochyleni w skupieniu nad dokumentami, Kohl uznał, że zabiegi dyplomatyczne, do których postanowił się uciec, na nic się nie zdadzą. Należało zastosować inną taktykę: podstęp.
– No dobrze. Wobec tego podaj mi termin, w jakim będziesz mógł przeprowadzić analizę. Muszę coś powiedzieć Kraussowi. Od kilku godzin mnie nęka.
Nastąpiła chwila ciszy.
– Nasz Pietr Krauss?
– Owszem, Krauss z gestapo. Powiem mu… co mam mu powiedzieć, Gerhardzie? Że to potrwa tydzień, dziesięć dni?
– Gestapo też jest zaangażowane?
– Razem z Kraussem dokonaliśmy oględzin miejsca zbrodni. – Przynajmniej to było prawdą. Mniej więcej.
– Może ten incydent ma związek z alarmem – rzekł niepewnie szef techników.
– Z pewnością – przytaknął Kohl. – Być może któryś z tych odcisków pozostawił właśnie poszukiwany Rosjanin.
Gerhard w milczeniu oglądał zdjęcia. Był niezwykle szczupły; po co nosił taki ciasny garnitur?
– Przekażę odciski analitykowi. Zadzwonię, kiedy otrzymam jakieś wyniki.
Kohl podziękował mu i wrócił na swoje piętro. Wszedł do gabinetu przełożonego, Friedricha Horchera, głównego inspektora rejonu Berlin-Poczdam.
Читать дальше