Wyróżniał się od samego początku. Jego instruktorzy na kursie walki wręcz napisali, że nigdy nie widzieli człowieka tak obdarzonego instynktowną zdolnością odbierania ludziom życia. W “domu śmierci” – niesławnym miejscu, w którym rekruci ćwiczyli walkę bezpośrednią, odbijanie zakładników i antyterrorystyczne techniki “oczyszczania pomieszczeń” – Keller uzyskiwał wyniki najwyższe z możliwych. Ostatniego dnia kursu przeniósł dwudziestopięciokilogramowy plecak i pięciokilogramowy pistolet maszynowy na odległość ponad sześćdziesięciu kilometrów przez smagane wiatrem wrzosowiska Brecon Beacons. Dość powiedzieć, że podczas tego sprawdzianu wytrzymałościowego niejeden stracił życie. Keller zakończył wyprawę w czasie o pół godziny krótszym niż dotychczasowy rekordzista. Przyjęto go do jednostki i przydzielono do zmotoryzowanej kompanii Sabre, specjalizującej się w walkach pustynnych.
Wtedy w jego karierze nastąpił gwałtowny zwrot. Na scenie pojawił się kolejny człowiek, tym razem z wywiadu wojskowego. Poszukiwał odpowiedniego żołnierza do bezpośredniej obserwacji i innych zadań specjalnych na terenie Irlandii Północnej. Werbownik zauważył, że uzdolnienia językowe Kellera są zdumiewające, podobnie jak umiejętność improwizacji i szybkiego myślenia w trakcie działania. Czy Keller był zainteresowany? Jeszcze tego samego wieczoru spakował się i przeniósł z Hereford do tajnej bazy w górach Szkocji.
Podczas szkolenia Keller ujawnił swój niezwykły dar. Przez wiele lat brytyjskie służby bezpieczeństwa i wywiadu borykały się z problemem niezliczonych akcentów mieszkańców Irlandii Północnej. Wojujące społeczności w Ulsterze potrafiły się identyfikować wyłącznie na podstawie sposobu wymowy. Akcent katolików z zachodniego Belfastu jest inny niż wymowa protestantów z tego samego rejonu. Akcent Upper Falls Road różni się od Lower Falls. Kilka słów wypowiedzianych z takim czy innym akcentem mogło przesądzić o życiu lub strasznej śmierci mówiącego. Keller posiadał zdolność doskonałego naśladowania intonacji. Potrafił nawet błyskawicznie zmieniać akcent: w jednej chwili mówił jak katolik z Armagh, w następnej udawał protestanta z Shankill Road w Belfaście, a na koniec znowu katolika, choć tym razem z osiedla Ballymurphy. Pracował tam ponad rok, tropiąc członków IRA i wychwytując cenne informacje z krążących po mieście plotek. Działał samotnie, przy minimalnym nadzorze swojego bezpośredniego przełożonego w wywiadzie wojskowym.
Jego zadanie w Irlandii Północnej nagle dobiegło końca, kiedy pewnej nocy porwano go w zachodnim Belfaście i wywieziono do położonego na odludziu domu w Armagh. Tam został oskarżony o działalność szpiegowską na rzecz Brytyjczyków. Keller musiał uciekać. Zanim jednak wydostał się z farmy, zabił czterech zaprawionych w bojach terrorystów z Provisional IRA. Dwóch z nich praktycznie rozczłonkował.
Keller wrócił do Hereford na długi odpoczynek. W tym czasie prowadził forsowne treningi na Brecon Beacons i szkolił nowych rekrutów w sztuce bezszelestnego zabijania. Jego dowódcy oraz psycholodzy jednostki nie mieli jednak złudzeń: Belfast odmienił Kellera.
W sierpniu 1990 roku Saddam Husajn najechał na Kuwejt. Pięć miesięcy później jednostka Kellera przemierzała zachodnie pustynie Iraku w poszukiwaniu wyrzutni rakiet Scud, które siały postrach w Tel Awiwie. W nocy 28 stycznia Keller i jego towarzysze zlokalizowali na pustyni wyrzutnię oddaloną o sto sześćdziesiąt kilometrów na północny zachód od Bagdadu. Keller przesłał współrzędne celu dowódcom w Arabii Saudyjskiej. Półtorej godziny później nadleciała eskadra myśliwców bombardujących koalicji i z małej wysokości omyłkowo przypuściła atak na oddział SAS zamiast na wyrzutnię Scud. Brytyjskie władze oświadczyły, że zginęli wszyscy żołnierze jednostki, chociaż nie zdołano tego jednoznacznie potwierdzić.
To, co się działo później, to tylko domysły, oparte na doniesieniach wywiadu. Kilka miesięcy po katastrofie na irackiej pustyni w Europie zaczął działać nowy morderca. Informatorzy policji wspominali o człowieku znanym jedynie pod pseudonimem “Anglik”. Nikt nie potrafił powiedzieć nic więcej ani podać konkretnego rysopisu. Tajemniczy skrytobójca był już wtedy podejrzewany o popełnienie co najmniej dwudziestu niewyjaśnionych zbrodni. Brytyjski wywiad przypuszczał, że Christopher Keller i Anglik to jedna i ta sama osoba.
Na końcu wydruku zamieszczono dwa zdjęcia. Pierwsze z nich zrobił Gabriel: przedstawiało mężczyznę wchodzącego do galerii w Paryżu. Na drugim widniała grupa mężczyzn na wrzosowisku. Jedna z twarzy była obwiedziona kółkiem. Gabriel długo porównywał obydwa oblicza, po czym sięgnął po telefon i wykręcił numer Shamrona w Tel Awiwie.
– Mam dziwne przeczucie, że już kiedyś spotkałem tego człowieka. – Spodziewał się, że Shamron na jego słowa zareaguje zdziwieniem, lecz on nakazał mu pozostać przy faksie i odłożył słuchawkę.
W 1988 roku Gabriel Allon przeprowadził jedną z najwyżej cenionych operacji w historii izraelskiego wywiadu: zabił pierwszego zastępcę OWP, Abu Dżihada. Wcześniej kierował długą i niebezpieczną akcją obserwacyjną pewnego palestyńskiego domu w Tunisie, a w makiecie budynku na pustyni Negew szkolił zespół zabójców. Potem, ciepłą kwietniową nocą, wprowadził do prawdziwego budynku drużynę komandosów Sayaret i zastrzelił Abu Dżihada na oczach jego żony i dzieci. Kiedy teraz wracał myślami do tamtej nocy, wciąż czuł na sobie ich nienawistne spojrzenia.
Półtora roku później grupa agentów brytyjskiego wywiadu i oficerów SAS, walczących z terrorystami IRA, przybyła do Tel Awiwu, aby poznać techniki walki stosowane przez Izraelczyków. Ari Shamron wezwał do siebie Gabriela i zlecił mu wygłoszenie – podczas oficjalnego lunchu – wykładu o operacji w Tunisie. W gronie słuchaczy zasiadał pewien porucznik SAS.
Z faksu wysunęła się kartka ze zdjęciem. Wykonano je po lunchu, uświetniającym zacieśnienie współpracy między tajnymi służbami obydwu państw. Gabriel, jak zawsze niechętny wszelkim fotografiom, włożył okulary przeciwsłoneczne i kapelusz z rondem, by ukryć swą tożsamość. Mężczyzna stojący obok niego patrzył prosto w obiektyw aparatu. Gabriel utkwił wzrok w twarzy Anglika.
Zdjęcie przedstawiało Christophera Kellera.
Monachium – Zurych
W Monachium przy wyjściu dla pasażerów czekał na Gabriela posłaniec. Miał włosy w kolorze karmelu; w dłoni trzymał tabliczkę z napisem: “Pan Kramer – Heller Enterprises”. Gabriel podążył za nim przez terminal i parking, zasypany gęsto padającym śniegiem. Mężczyzna podszedł do granatowego mercedesa.
– W schowku leży beretta, a na tylnym siedzeniu porcja mostka cielęcego.
– Pamiętacie o wszystkim.
– Żyjemy po to, aby służyć. – Wręczył Gabrielowi kluczyki. – Bon voyage.
Dziesięć minut później Gabriel pędził autostradą E54 do Zurychu.
Szwajcarzy to ludzie wyjątkowo hermetyczni, a w dodatku obdarzeni niemal zwierzęcym instynktem natychmiastowego wyczuwania obcych. Informacje o wszystkim, co niezwykłe, nawet o zupełnych błahostkach, od razu trafiają na policję. Obywatele Szwajcarii są tak czujni, że cudzoziemskie struktury wywiadowcze działające na terenie państwa traktują ich jak drugą służbę bezpieczeństwa. Gabriel doskonale o tym wiedział; wysiadł z samochodu i ruszył w stronę willi Augustusa Rolfego, starając się jak najmniej rzucać w oczy.
Przypomniał sobie przeprowadzoną przez Biuro, kilka lat wcześniej, operację założenia podsłuchu w lokalu domniemanego arabskiego terrorysty, mieszkającego w małym miasteczku pod Bernem. Jakaś staruszka zauważyła wywiadowców przed domem Araba i zatelefonowała na policję, żeby donieść o grupie podejrzanych mężczyzn kręcących się w okolicy. Parę minut później wszystkich członków zespołu zatrzymano, a wpadkę wywiadu izraelskiego nagłośniono na cały świat.
Читать дальше