Nagle ogarnęła ją potrzeba ruchu. Usiadła wyprostowana, ściągnęła mokrą koszulkę i włożyła bawełniany sweter. Przez kilka minut kręciła się bez celu po pokojach, a to włączając lampę, a to opuszczając żaluzje. Gładkie podłogi z terakoty chłodziły jej rozgrzane, bose stopy. Całym sercem uwielbiała to miejsce, jego bielone ściany i wygodne fotele obite płótnem. Zupełnie nie przypominało ono domu na Zurichbergu, gdzie się wychowała. Pokoje były przestronne i widne, a nie małe i ciemne, meble bezpretensjonalne i proste. Tak powinien wyglądać uczciwy dom, dom bez tajemnic. To był jej dom.
W kuchni wzięła duży kieliszek i nalała sobie czerwonego wina. Pochodziło z miejscowych winnic: część mieszanki stanowiły jej winogrona. Po chwili spłynął na nią błogi spokój. Oto mały, wstydliwy sekret świata muzyki klasycznej: alkohol. Pracowała z orkiestrami, których członkowie powracali z przerwy na lunch do tego stopnia odurzeni alkoholem, że chyba tylko cudem udawało się im cokolwiek zagrać. Zajrzała do lodówki. Mało jadła w Zurychu i umierała z głodu. Podsmażyła na oliwie pieczarki i pomidory, dodając do nich trochę miejscowych ziół. Potem wbiła na patelnię trzy rozbełtane jaja i posypała je tartym żółtym serem. Po upiornych przeżyciach w Zurychu ta prosta, domowa czynność zagwarantowała jej niezwykle przyjemne doznania. Przyrządziwszy omlet, usiadła na wysokim stołku przy blacie kuchennym, by spokojnie zjeść kolację i dopić wino.
Dopiero wtedy dostrzegła migoczące światełko na automatycznej sekretarce. Nagrały się cztery wiadomości. Już dawno temu wyłączyła dzwonki we wszystkich telefonach, aby nie przeszkadzały jej, gdy grała. Wsunęła kęs omletu do ust i wcisnęła przycisk odtwarzania.
Pierwszy telefon był z Zurychu. Prawnik jej ojca miał dla niej kolejną porcję dokumentów do podpisania.
“Czy odpowiadałoby pani przesłanie ich błyskawiczną pocztą kurierską prosto do willi?” – chciał wiedzieć prawnik.
Pomyślała, że owszem, odpowiadałoby jej to. Zdecydowała, że zadzwoni do niego rano.
Drugim dzwoniącym okazał się Marco. Kiedyś się zaręczyli, trwały przygotowania do ślubu. Podobnie jak Anna, Marco był utalentowanym solistą, lecz poza granicami Włoch mało kto o nim słyszał. Nie potrafił się pogodzić z faktem, że Anna jest gwiazdą, a on nie. Ukarał ją, idąc do łóżka z połową kobiet w Rzymie. Po rozstaniu z Markiem poprzysięgła sobie, że już nigdy nie zakocha się w muzyku.
“W gazecie natrafiłem na informację o twoim ojcu, kochanie. Tak mi przykro, najdroższa. Co mam robić? Jak mogę ci pomóc? Przylatuję najbliższym samolotem”.
Tylko nie to. Zadzwoni do Marca rano, zaraz po telefonie do prawnika. Przy odrobinie szczęścia nie zastanie go i nagra stosowną odpowiedź na sekretarce, oszczędzając sobie przykrości rozmowy.
Trzecią wiadomość pozostawiła Fiona Richardson, jedyna osoba, której Anna ufała bez zastrzeżeń. Za każdym razem, gdy Anna miała kłopoty, zjawiała się Fiona, aby skutecznie postawić ją na nogi.
“Anno, jesteś już w domu? Jak tam pogrzeb? Założę się, że koszmarnie. Tak to bywa. Myślałam o Wenecji, może powinnyśmy to przełożyć. Zaccaria zrozumie, twoi wielbiciele także. Od nikogo nie można oczekiwać występów niemal bezpośrednio po czymś takim. Potrzebujesz czasu, aby dojść do siebie, nawet jeśli gardziłaś tym starym sukinsynem. Zadzwoń”.
Anna nie zamierzała przekładać wyjazdu do Wenecji. Zdumiało ją, że Fiona w ogóle wysunęła taką propozycję. Odwołała już dwa recitale; wśród dziennikarzy, dyrygentów i organizatorów koncertów pojawiły się pierwsze oznaki niezadowolenia. Gdyby zrezygnowała z trzeciego występu, szkody stałyby się nieodwracalne. Rano zadzwoni do Fiony, aby wyjaśnić, że za dwa tygodnie jedzie do Wenecji.
Ostatnia wiadomość: ponownie Fiona.
“Jeszcze jedno, Anno. Dwa dni temu do biura wpadł pewien niezwykle sympatyczny dżentelmen z ambasady izraelskiej. Oznajmił, że chciałby się z tobą skontaktować. Podobno dysponuje informacjami na temat śmierci twojego ojca. Sprawiał wrażenie całkowicie nieszkodliwego. Może chcesz wysłuchać, co ma ci do powiedzenia? Zostawił numer telefonu. Masz coś do pisania?”.
Fiona podyktowała numer.
Carlos umieścił w palenisku kominka wiązkę szczap oliwnych. Anna podłożyła ogień pod podpałkę i wyciągnęła się na kanapie, obserwując, jak płomienie liżą drewno. W ich świetle uważnie wpatrywała się w dłoń. Migotliwy blask stwarzał złudzenie, że blizny się poruszają.
Zawsze zakładała, że po śmierci ojca obudzi się w niej wewnętrzny spokój, jak często powtarzają Amerykanie. Perspektywa sieroctwa wydawała się Annie znośniejsza niż alienacja wynikająca z oddalenia. Zapewne znalazłaby spokój, gdyby ojciec zmarł zwykłą śmiercią starca, a nie został zastrzelony w swoim własnym domu.
Zamknęła oczy i przypomniała sobie pogrzeb. Uroczystość zorganizowano w starym kościele Fraumunster na brzegu Limmatu. Żałobnicy wyglądali jak członkowie zjazdu udziałowców.
Miała wrażenie, że przybyła cała finansjera Zurychu: młode gwiazdy i przebojowi urzędnicy z dużych banków i domów maklerskich, a także stara gwardia: przedstawiciele finansowej oligarchii miasta. Ćwierć wieku wcześniej część obecnych miała okazję uczestniczyć w pogrzebie żony zmarłego.
Wysłuchując mów pogrzebowych, Anna uświadomiła sobie, że nienawidzi ojca za to, że został zamordowany. Czuła się tak, jakby uknuł ostatni spisek, aby dołożyć jeszcze więcej bólu do jej i tak niezbyt przyjemnego życia. Prasa z lubością rozpisywała się o tragicznych losach rodziny Rolfe: samobójstwie matki, śmierci brata podczas wyścigu kolarskiego dookoła Szwajcarii, niebezpiecznym zranieniu jej dłoni. “Przeklęta rodzina”, głosił nagłówek w “Neue Zuricher Zeitung”.
Anna Rolfe nie wierzyła w klątwy. Wszystko miało swój powód. Zraniła się w dłoń, bo była na tyle głupia, by pozostać na wzgórzu po tym, gdy niebo zaszło czarnymi burzowymi chmurami. Jej brat zginął dlatego, że z pełną świadomością i wbrew woli ojca wybrał sobie niebezpieczny zawód. A co do matki… Anna nie znała dokładnych przyczyn jej samobójstwa. Tylko ojciec mógł udzielić odpowiedzi na to pytanie. Anna nie miała jednak najmniejszych wątpliwości, że jej matka miała istotne powody, aby odebrać sobie życie. Przecież nie zrobiła tego ze względu na rzekomo ciążącą nad rodziną klątwę.
Morderstwo ojca również nie dowodziło, że nad rodem wisi fatum.
A jednak ktoś go zabił? Dzień przed pogrzebem została gruntownie przesłuchana przez zuryską policję oraz niejakiego Gerhardta Petersona, oficera szwajcarskiej służby bezpieczeństwa. “Czy pani ojciec miał wrogów, panno Rolfe? Czy zna pani kogoś, kto chciałby skrzywdzić pani ojca? Jeśli dysponuje pani informacjami mogącymi pomóc nam w prowadzonym śledztwie, proszę je nam wyjawić już teraz”. Anna wiedziała sporo, lecz nie były to wiadomości nadające się do udostępnienia szwajcarskiej policji. Anna Rolfe nigdy nie mogła się oprzeć wrażeniu, że policja przyczyniała się do pogłębiania jej problemów.
Komu więc mogła zaufać?
“Dwa dni temu do biura wpadł pewien niezwykle sympatyczny dżentelmen z ambasady izraelskiej. Oznajmił, że chciałby się z tobą skontaktować”.
Popatrzyła na numer telefonu podyktowany jej przez Fionę.
“Podobno dysponuje informacjami na temat śmierci twojego ojca”.
Dlaczego jakiś człowiek z Izraela miałby cokolwiek wiedzieć o morderstwie jej ojca? Czy naprawdę chciała wysłuchać tego, co ma jej do powiedzenia? Może lepiej pozostawić wszystko tak, jak jest? Powinna się skoncentrować na muzyce i przygotować do Wenecji. Po raz ostatni zerknęła na numer, zapamiętała go i wrzuciła kartkę do ognia.
Читать дальше