Urzędnik zajrzał do grafiku.
– Właśnie dysponujemy jednym wolnym apartamentem.
– Czy mogę go zobaczyć? – zapytała Pier.
– Naturalnie. Poproszę, by ktoś panią zaprowadził.
Asystent kierownika poszedł z Pier na górę. Weszli do apartamentu; Pier rozejrzała się po saloniku.
– Czy będzie odpowiedni, signora? Nie miała najmniejszego pojęcia.
– Myślę, że tak.
Wyjęła z torebki kopertę i położyła ją na niskim stoliku.
– To dla porucznika – powiedziała.
– Bene.
Nie zdołała powściągnąć ciekawości. Otworzyła kopertę. W środku był bilet lotniczy do Pekinu na nazwisko Roberta Bellamy’ego. Pier wsunęła bilet z powrotem do koperty, odłożyła ją na stół i zeszła na dół.
Niebieski fiat stał przed hotelem.
– Były jakieś problemy? – zapytał Robert.
– Nie.
– Wstąpimy jeszcze do dwóch miejsc, a potem ruszamy w drogę – powiedział wesoło Robert.
Następny postój zrobili przed hotelem Valadier. Robert wręczył Pier kolejną kopertę.
– Chcę, byś zarezerwowała tu apartament dla porucznika Roberta Bellamy’ego. Powiedz, że przybędzie za godzinę. Potem…
– Mam zostawić na górze kopertę.
– Tak jest.
Tym razem Pier weszła do hotelu pewniejszym krokiem. Muszę po prostu zachowywać się jak dama - pomyślała. – Z godnością. Na tym polega cały sekret.
Hotel dysponował apartamentem.
– Chciałabym go obejrzeć – powiedziała Pier.
– Oczywiście, signora.
Asystent kierownika zaprowadził Pier na górę.
– To jeden z naszych ładniejszych apartamentów. – Był rzeczywiście śliczny.
– Sądzę, że może być – powiedziała wyniośle Pier. – Porucznik jest bardzo wybredny. – Wyciągnęła z torebki drugą kopertę, otworzyła ją i zajrzała do środka. Zawierała bilet kolejowy do Budapesztu na nazwisko Roberta Bellamy’ego. Pier gapiła się na bilet, zdezorientowana. O co tu chodzi? Zostawiła kopertę na nocnej szafce.
Kiedy wróciła do samochodu, Robert spytał:
– Jak poszło?
– Świetnie.
– Został nam jeszcze jeden przystanek.
Tym razem zajechali przed hotel Leonardo da Vinci. Robert wręczył Pier trzecią kopertę.
– Chciałbym, żebyś…
– Wiem.
Recepcjonista oświadczył:
– Oczywiście, signora, mamy piękny apartament. Powiedziała pani, że kiedy przyjedzie pan porucznik?
– Za godzinę. Chciałabym obejrzeć apartament, by sprawdzić, czy jest odpowiedni.
– Ależ naturalnie, signora.
Apartament był jeszcze wspanialszy niż poprzednie, oglądane przez Pier. Asystent kierownika pokazał jej olbrzymią sypialnię, której środek zajmowało wielkie łóżko z baldachimem. Ale marnotrawstwo - pomyślała Pier. – Przez jedną noc zarobiłabym tu majątek. Wyciągnęła trzecią kopertę i zajrzała do środka. Zawierała bilet lotniczy do Miami na Florydzie. Zostawiła kopertę na łóżku.
Asystent kierownika wrócił z Pier do saloniku.
– Jest tu też kolorowy telewizor – powiedział, podszedł do aparatu i włączył go. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Roberta. Prezenter mówił: -… Interpol podejrzewa, że obecnie przebywa w Rzymie. Jest poszukiwany jako jeden z podejrzanych o udział w międzynarodowej aferze przemytu narkotyków. Dla CNN News mówił Bernard Shaw.
Pier wpatrywała się w ekran jak zahipnotyzowana. Pracownik hotelu wyłączył telewizor.
– Wszystko w porządku?
– Tak – powiedziała wolno Pier. Przemytnik narkotyków!
– Czekamy na przybycie pana porucznika.
Kiedy Pier znów wsiadła do czekającego na dole samochodu, zupełnie innym wzrokiem spojrzała na Roberta.
– No to możemy ruszać w drogę – uśmiechnął się Robert.
Mężczyzna w ciemnym ubraniu przeglądał rejestr gości hotelu Victoria. Spojrzał na recepcjonistę.
– O której godzinie przyjechał porucznik Bellamy?
– Jeszcze się nie pojawił. Sekretarka zarezerwowała apartament. Powiedziała, że porucznik będzie za godzinę.
Mężczyzna odwrócił się do swego towarzysza.
– Bierzemy hotel pod obserwację. Sprowadź posiłki. Zaczekam na górze. Proszę zaprowadzić mnie do jego apartamentu – polecił urzędnikowi.
Trzy minuty później recepcjonista otwierał już drzwi do pokoju zarezerwowanego dla Bellamy’ego. Mężczyzna w ciemnym garniturze wszedł ostrożnie; w dłoni trzymał broń. Apartament był pusty.
Dostrzegł leżącą na stole kopertę i wziął ją do ręki. Zaadresowana była „Porucznik Robert Bellamy”. Otworzył kopertę i zajrzał do środka. Po chwili wykręcał numer do siedziby głównej SIFAR.
Francesco Cesar odbywał właśnie spotkanie z pułkownikiem Frankiem Johnsonem. Choć pułkownik Johnson wylądował na lotnisku Leonardo da Vinci zaledwie dwie godziny temu, nie widać było po nim zmęczenia.
– O ile wiemy – mówił Cesar – Bellamy jest wciąż w Rzymie. Mieliśmy ponad trzydzieści meldunków na temat miejsca jego pobytu.
– Czy któryś z nich się potwierdził?
– Nie.
Zadzwonił telefon.
– Tu Luigi – odezwał się głos w słuchawce. – Panie pułkowniku, mamy go. Jestem w jego apartamencie w hotelu Victoria. Przed sobą mam jego bilet lotniczy do Pekinu. Zamierza wylecieć w piątek.
– Dobra! – w głosie Cesara słychać było podekscytowanie. – Zaczekaj tam. Zaraz będziemy. – Odłożył słuchawkę i odwrócił się do pułkownika Johnsona. – Obawiam się, panie pułkowniku, że daremnie się pan trudził. Mamy go. Zameldował się w hotelu Victoria. Znaleźliśmy wystawiony na jego nazwisko bilet lotniczy do Pekinu na piątek.
Pułkownik Johnson powiedział łagodnie:
– Bellamy zameldował się w hotelu pod swym własnym nazwiskiem?
– Tak.
– I bilet lotniczy jest też wystawiony na niego?
– Tak. – Pułkownik Cesar wstał. – Jedźmy tam. Pułkownik Johnson potrząsnął głową.
– Szkoda tracić czas.
– Jak to?
– Bellamy nigdy…
Znów zadzwonił telefon. Cesar chwycił słuchawkę.
– To pan, pułkowniku? – rozległ się czyjś głos. – Tu Mario. Zlokalizowaliśmy Bellamy’ego. Jest w hotelu Valadier. W poniedziałek wybiera się pociągiem do Budapesztu. Co mamy robić?
– Skontaktuję się z tobą – powiedział pułkownik Cesar. Odwrócił się i spojrzał na pułkownika Johnsona. – Znaleźli bilet kolejowy do Budapesztu na nazwisko Bellamy’ego. Nie rozumiem, co…
Znów zadzwonił telefon.
– Słucham? – rzucił Cesar do słuchawki.
– Tu Bruno. Odnaleźliśmy Bellamy’ego. Zameldował się w hotelu Leonardo da Vinci. W niedzielę planuje wyjazd do Miami. Czy mam…?
– Wracaj – warknął Cesar i cisnął słuchawkę. – O co tu, u diabła, chodzi?
Pułkownik Johnson powiedział ponuro:
– Stara się, byście na próżno angażowali swe siły.
– I co teraz?
– Zastawimy na niego pułapkę.
Jechali przez Via Cassia, w pobliżu Olgiata, kierując się na północ, do Wenecji. Policja będzie obserwowała wszystkie główne porty Włoch, ale spodziewają się, że będzie próbował przedostać się na zachód, do Francji lub Szwajcarii. Z Wenecji - myślał Robert – mogę się udać wodolotem do Triestu, a stamtąd do Austrii. Potem…
Rozmyślania przerwał mu głos Pier:
– Jestem głodna.
– Słucham?
– Jeszcze nic dziś nie jedliśmy.
– Przepraszam – powiedział Robert. Był zbyt pochłonięty innymi sprawami, by myśleć o jedzeniu. – Zatrzymamy się w najbliższej restauracji.
Читать дальше