Francesco Cesar siedział za biurkiem, myśląc o wydarzeniach ostatnich dni. Początkowo zadanie wyglądało na zupełnie łatwe. „Nie będziecie mieli żadnych kłopotów z jego odnalezieniem. Kiedy przyjdzie pora, uruchomimy urządzenie naprowadzające, które zaprowadzi was do niego jak po sznurku”. Ktoś najwyraźniej nie docenił porucznika Bellamy’ego.
Pułkownik Frank Johnson siedział w gabinecie generała Hilliarda. Jego olbrzymia postać wypełniała cały fotel.
– Szuka go połowa agentów Europy – powiedział generał Hilliard. – Jak dotąd, bez powodzenia.
– Tu trzeba czegoś więcej niż szczęścia – odparł pułkownik Johnson. – Bellamy jest naprawdę dobry.
– Wiemy, że jest w Rzymie. Ten sukinsyn dopiero co kupił bransoletkę za piętnaście tysięcy dolarów. Odcięliśmy mu wszystkie drogi ucieczki. W żaden sposób nie wydostanie się z Włoch. Wiemy, jakiego używa nazwiska – Arthur Butterfield.
Pułkownik Johnson potrząsnął głową.
– O ile znam Bellamy’ego, nie macie najmniejszego pojęcia, jakiego używa nazwiska. Jest tylko jedna rzecz, której możecie być pewni w przypadku Bellamy’ego: na pewno nie zrobi tego, co sądzicie, że zrobi. Szukamy człowieka, który jest jednym z najlepszych fachowców. Może nawet najlepszym. Jeśli istnieje jakieś miejsce, gdzie Bellamy mógłby się skryć, to znajdzie się tam. Jeśli istnieje jakieś miejsce, dokąd mógłby uciec, to dotrze tam. Myślę, że jedyną rzeczą, którą możemy zrobić, to zmusić go do ujawnienia się, do wyjścia z ukrycia. Bo obecnie to on panuje nad sytuacją. Musimy przejąć inicjatywę.
– Czyli ujawnić wszystko? Przekazać prasie?
– Dokładnie tak.
Generał Hilliard zacisnął usta.
– To delikatna sprawa. Nie możemy sobie pozwolić na powiedzenie całej prawdy.
– I wcale nie będziemy musieli tego robić. Oświadczymy, że jest poszukiwany pod zarzutem przemytu narkotyków. W ten sposób zaangażowana zostanie w akcję policja całej Europy oraz Interpol, a my pozostaniemy w cieniu.
Generał Hilliard zastanowił się przez moment.
– Podoba mi się ten pomysł.
– Cieszę się. Wyjeżdżam do Rzymu – oświadczył pułkownik Johnson. – Osobiście zajmę się tym polowaniem.
Pułkownik Frank Johnson wrócił do swego biura głęboko zamyślony. Przystąpił do bardzo niebezpiecznej gry, co do tego nie miał żadnych wątpliwości. Musiał odszukać porucznika Bellamy’ego.
Robert wykręcił numer i czekał, aż admirał podniesie słuchawkę. W Waszyngtonie była szósta rano. Znowu obudzę staruszka - pomyślał Robert.
Admirał odebrał po szóstym dzwonku.
– Halo…
– Panie admirale…
– Robert! Co…?
– Proszę nic nie mówić. Pański telefon jest prawdopodobnie na podsłuchu. Będę się streszczał. Chciałem panu jedynie powiedzieć, by nie wierzył pan w te bzdury, które o mnie mówią. Chciałbym, by spróbował się pan dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Niewykluczone, że później mogę potrzebować pańskiej pomocy.
– Rozumiem. Zrobię wszystko, co tylko w mojej mocy, Robercie.
– Wiem. Zadzwonię do pana później.
Robert odłożył słuchawkę. Nie zdążyli wytropić, skąd dzwonił. Zobaczył niebieskiego fiata, zatrzymującego się przed barem. Za kierownicą siedziała Pier.
– Przesuń się – powiedział Robert.- Ja będę prowadził. Pier zrobiła mu miejsce, a on wślizgnął się za kierownicę.
– Jedziemy do Wenecji? – spytała Pier.
– Uhm. Ale najpierw musimy jeszcze załatwić parę spraw. – Nadeszła pora, by znów zostawić trochę fałszywych tropów. Robert skręcił na Viale Rossini, zajechał przed biuro podróży Rossini i zatrzymał wóz przy krawężniku. – Zaraz wracam.
Pier obserwowała, jak wszedł do biura podróży. Mogłabym teraz po prostu odjechać - pomyślała – zatrzymując pieniądze, a on nigdy by mnie nie odnalazł. Ale ten cholerny wóz wynajęty jest na moje nazwisko. Cacchio!
Robert podszedł do siedzącej za biurkiem urzędniczki.
– Dzień dobry. Czym mogę panu służyć?
– Porucznik Robert Bellamy. Zamierzam wybrać się w podróż – powiedział Robert. – Chciałem zrobić kilka rezerwacji.
Uśmiechnęła się.
– Od tego tu jesteśmy, signore. Dokąd chce pan wyjechać?
– Proszę o bilet lotniczy do Pekinu, pierwszą klasą. Zanotowała sobie.
– A kiedy planuje pan wylot?
– W ten piątek.
– Bardzo dobrze. – Nacisnęła kilka klawiszy komputera. – W piątek o dziewiętnastej czterdzieści mamy samolot Air China.
– Idealnie.
Nacisnęła jeszcze kilka klawiszy.
– Proszę bardzo. Ma pan potwierdzone miejsce. Płaci pan gotówką czy…?
– Och, to jeszcze nie wszystko. Chciałbym zarezerwować bilet kolejowy do Budapesztu.
– Na kiedy, panie poruczniku?
– Na najbliższy poniedziałek.
– Dla kogo?
– Dla mnie.
Spojrzała na niego dziwnie.
– W piątek leci pan do Pekinu, a…
– Jeszcze nie skończyłem – powiedział uprzejmie Robert. – Proszę o bilet lotniczy w jedną stronę do Miami na Florydzie, na niedzielę.
Teraz nie próbowała nawet ukrywać swego zdumienia.
– Signore, jeśli to jakiś…
Robert wyciągnął kartę kredytową ONI i wręczył ją kobiecie.
– Płacę tą kartą.
Przyjrzała się jej uważnie.
– Przepraszam. – Wyszła na zaplecze i wróciła po paru minutach. – Wszystko w porządku. Z przyjemnością wystawimy bilety. Czy wszystkie rezerwacje mają być na jedno nazwisko?
– Tak. Dla porucznika Roberta Bellamy’ego.
– Świetnie.
Robert obserwował, jak przyciskała kolejne klawisze komputera. Po chwili pojawiły się bilety. Oderwała je z drukarki.
– Proszę włożyć bilety do osobnych kopert – polecił Robert.
Jak pan sobie życzy. Czy mamy je wysłać…?
– Nie, wezmę je ze sobą.
– Si, signore.
Robert podpisał rachunek i otrzymał pokwitowanie.
– Proszę bardzo. Życzę miłej podróży… miłych… Robert uśmiechnął się.
– Dziękuję.
Po chwili siedział już za kierownicą samochodu.
– Dokąd teraz? – zapytała Pier.
– Musimy wstąpić jeszcze do kilku miejsc – powiedział Robert. Pier zauważyła, jak ostrożnie rozejrzał się wkoło, zanim włączył się do ruchu.
– Mam do ciebie prośbę – odezwał się Robert.
Oho, zaczyna się - pomyślała Pier. – Zaraz każe mi zrobić coś strasznego.
– Tak, jaką? – spytała.
Zatrzymali się przed hotelem Victoria. Robert wręczył Pier jedną z kopert.
– Chciałbym, byś poszła do recepcji i zarezerwowała apartament dla porucznika Roberta Bellamy’ego. Powiedz, że jesteś jego sekretarką, że porucznik przyjedzie za godzinę, ale że przed jego przybyciem chcesz obejrzeć apartament. Kiedy będziesz już na górze, zostaw na stole tę kopertę.
Spojrzała na niego zaintrygowana.
– I to wszystko?
– Tak.
Ten człowiek zachowywał się zupełnie niezrozumiale.
– Bene.
Chciałaby wiedzieć, co zamierza ten szalony Amerykanin. I kto to jest porucznik Robert Bellamy? Pier wysiadła z samochodu i weszła do holu hotelowego. Była nieco podenerwowana. Podczas wykonywania swego zawodu kilka razy została wyrzucona z lepszych hoteli. Ale recepcjonista powitał ją niezwykle uprzejmie.
– Czym mogę pani służyć, signora?
– Jestem sekretarką porucznika Roberta Bellamy’ego. Chciałabym zarezerwować dla niego apartament. Porucznik zjawi się tu za godzinę.
Читать дальше