Roześmiał się szeroko.
– Pozwól, że wszystkim zajmie się papcio. Może pójdziemy do mnie? Mam w pokoju duże, wygodne łóżko. Jak ci się to podoba?
– O tak, bardzo.
Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.
– Cudownie! Założę się, że jest świetna w wyrku. Spojrzała na niego zaintrygowana.
– Spisz na wyrku? Popatrzył na nią zdumiony.
– Co? Nie, nie. Widzę, że lubisz sobie pożartować, co? Oczy same jej się zamykały.
– Czy możemy od razu iść do łóżka? Zatarł dłonie.
– Pytanie! Mój hotel jest tuż za rogiem.
Wziął klucz w recepcji i pojechali windą na górę. Kiedy weszli do pokoju, mężczyzna zapytał:
– Napijesz się czegoś? Niech się rozluźni.
Bardzo chciałaby się napić, ale nie tego, co mieli do zaoferowania Ziemianie.
– Nie – odparła. – Gdzie jest łóżko?
Mój Boże, ale z niej gorąca dziewczyna.
– Tutaj, skarbie. – Zaprowadził ją do sypialni. – Na pewno nie chciałabyś się czegoś napić?
– Nie. Oblizał usta.
– W takim razie czemu się nie… rozbierasz?
Skinęła głową. To był zwyczaj Ziemian. Ściągnęła sukienkę. Pod nią nie miała nic. Jej ciało było wyjątkowe.
Mężczyzna przyjrzał się jej i powiedział uszczęśliwiony:
– To będzie dla mnie niezapomniana noc. Dla ciebie też, mała. Wyciupciam cię tak, jak jeszcze nikt nigdy cię nie wyciupcial. Błyskawicznie ściągnął z siebie ubranie i wskoczył do łóżka.
– No, teraz ci pokażę, co potrafię – powiedział. Uniósł głowę. – Cholera. Nie zgasiłem światła.
Już miał wstać, gdy powiedziała sennym głosem:
– Daj spokój. Ja wyłączę.
Patrzył, jak jej ramię wydłuża się na całą szerokość pokoju, a palce przekształcają się jakby w zielone witki, które dosięgnęły kontaktu. Ciemności przeszył przeraźliwy krzyk mężczyzny.
Jechali z dużą prędkością Autostradą Słońca prosto do Neapolu. Przez ostatnie pół godziny nie zamienili z sobą ani słowa, pogrążeni we własnych myślach.
Ciszę przerwała Pier.
– Jak długo chciałbyś zostać u mojej matki? – spytała.
– Trzy, cztery dni, jeśli to możliwe.
– Oczywiście, że możliwe.
Robert nie zamierzał zostać dłużej niż jedną, góra dwie noce. Ale wolał zachować dalsze plany wyłącznie dla siebie. Opuści Włochy, gdy tylko znajdzie jakiś bezpieczny statek.
– Cieszę się, że zobaczę się ze swymi bliskimi – powiedziała Pier.
– Masz tylko jednego brata?
– Tak, Carla. Jest młodszy ode mnie.
– Opowiedz mi o swojej rodzinie, Pier. Wzruszyła ramionami.
– Nie ma specjalnie o czym mówić. Mój ojciec całe życie pracował w dokach. Kiedy miałam piętnaście lat, przygniótł go dźwig. Matka była chora, musiałam utrzymywać ją i Carla. Znajomy z wytwórni Cinecitta załatwiał mi małe rólki. Płacili marnie i do tego musiałam sypiać z asystentem reżysera. Pomyślałam, że więcej zarobię na ulicy. Teraz zajmuję się trochę tym, trochę tym – w jej głosie nie było słychać rozczulania się nad sobą.
– Pier… jesteś pewna, że twoja matka nie będzie miała żadnych zastrzeżeń, jeśli sprowadzisz do domu obcego mężczyznę?
– Na pewno nie. Jesteśmy z sobą bardzo zżyte. Matka będzie szczęśliwa, kiedy mnie zobaczy. Bardzo ją kochasz?
Robert spojrzał na nią zdumiony.
– Kogo? Twoją matkę?
– Kobietę, do której telefonowałeś z restauracji, tę Susan.
– Dlaczego pomyślałaś, że ją kocham?
– Zorientowałam się po tonie twego głosu. Kto to jest?
– Znajoma.
– Szczęściara z niej. Chciałabym, by o mnie też ktoś się tak troszczył. Czy Robert Bellamy to twoje prawdziwe imię i nazwisko?
– Tak.
– I jesteś porucznikiem?
Na to pytanie było trudniej odpowiedzieć.
– Nie jestem pewien, Pier – odparł. – Byłem.
– Możesz mi powiedzieć, czemu szuka cię Interpol?
– Będzie lepiej, jak nic ci nie powiem – stwierdził ostrożnie. – Już przez sam fakt, że jesteś ze mną, możesz mieć kłopoty. Im mniej będziesz wiedziała, tym lepiej.
– Jak chcesz.
Pomyślał o dziwnym zbiegu okoliczności, który sprawił, że się poznali.
– Pozwól, że cię o coś zapytam. Gdybyś się dowiedziała, że na Ziemię przybyli kosmici, wpadłabyś w panikę?
Pier przyglądała mu się przez moment.
– Pytasz poważnie?
– Najzupełniej poważnie.
Potrząsnęła głową.
– Nie. Myślę, że to by było ekscytujące. Czy wierzysz, że oni naprawdę istnieją?
– To niewykluczone – powiedział ostrożnie.
Twarz Pier rozjaśniła się.
– Serio? A czy mają prawdziwe… to znaczy… czy są zbudowani jak ludzie?
Robert roześmiał się.
– Nie wiem.
– Czy ma to coś wspólnego z tym pościgiem za tobą?
– Nie, nic – szybko zaprzeczył Robert.
– Powiedziałabym ci coś, ale obiecaj, że nie będziesz na mnie zły.
– Obiecuję.
– Wydaje mi się, że się w tobie zakochałam – powiedziała to tak cicho, że ledwo ją usłyszał.
– Pier…
– Wiem, zachowuję się jak kretynka. Ale nigdy przedtem nikomu tego nie mówiłam. Chcę, żebyś o tym wiedział.
– Pochlebiasz mi, Pier.
– Nie żartujesz sobie ze mnie?
– Nie. – Spojrzał na wskaźnik paliwa. – Dobrze by było, gdybyśmy wkrótce trafili na stację benzynową.
Piętnaście minut później podjechali na stację.
– Tutaj zatankujemy – oświadczył Robert.
– Świetnie – uśmiechnęła się Pier. – Zadzwonię do matki i uprzedzę ją, że przyprowadzę do domu przystojnego cudzoziemca.
Robert zajechał pod pompę i powiedział do obsługującego ją chłopaka:
– Fate U pieno, per favore.
– Si, signore.
Pier nachyliła się i pocałowała Roberta w policzek.
– Zaraz wracam.
Robert obserwował ją, jak weszła do środka, by rozmienić pieniądze. Naprawdę jest bardzo ładna - pomyślał. – I inteligentna. Muszę uważać, by jej nie skrzywdzić.
Pier wykręciła numer. Obejrzała się jeszcze, by pomachać Robertowi. Kiedy usłyszała w słuchawce głos telefonistki, powiedziała:
– Proszę mnie połączyć z Interpolem. Subito!
Od chwili gdy Pier ujrzała w telewizji informację o Robercie Bellamym, wiedziała, że stanie się bogata. Jeśli Roberta szuka Interpol, międzynarodowa organizacja policji kryminalnej, to musieli wyznaczyć za jego głowę potężną nagrodę. A ona była jedyną osobą, która znała miejsce pobytu Bellamy’ego! Czyli że cała nagroda przypadnie w udziale właśnie jej! Namówienie Roberta, by pojechał do Neapolu, gdzie będzie go mogła mieć na oku, było genialnym posunięciem.
– Interpol. W czym mogę pani pomóc? – rozległ się w słuchawce głos mężczyzny.
Serce Pier waliło jak młotem. Wyjrzała przez okno, by się upewnić, czy Robert ciągle stoi przed dystrybutorem.
– Szukacie niejakiego porucznika Roberta Bellamy, prawda? Nastąpiła chwila ciszy.
– Czy mogę wiedzieć, kto mówi?
– Nieważne. Szukacie go czy nie?
– Muszę panią przełączyć do innej osoby. Proszę się nie rozłączać. – Odwrócił się do swego asystenta. – Spróbuj sprawdzić, skąd dzwoni. Pronto!
Trzydzieści sekund później Pier rozmawiała z jakimś wyższym funkcjonariuszem.
– Słucham, signora. W czym mogę pani pomóc? W niczym, ty durniu. To ja próbuję pomóc wam.
Читать дальше