Kurtz wyjaśnił swoją hipotezę: za zbrodnią stali dwaj mężczyźni winni Healeyowi pieniądze. Oni to zlecili zabójstwo pewnemu kryminaliście, którego sędzia skazał pięć lat wcześniej.
Ednah Healey trzymała głowę nieruchomo, aby nie spadł jej z czoła gorący kompres leżący tuż nad brwiami. Od czasu pogrzebu i paru innych ceremonii upamiętniających sędziego wdowa odmówiła opuszczenia swego pokoju i odprawiała wszystkich przychodzących z wizytą, oprócz członków najbliższej rodziny. Na szyi nosiła kryształową broszę, w której znajdował się splątany pukiel włosów sędziego. Neli Ranney, na prośbę swej pani, nawlekła tę ozdobę na łańcuszek.
Dwaj synowie Healeyów, równie barczyści jak ojciec, lecz zdecydowanie szczuplejsi od niego, siedzieli na fotelach po obu stronach drzwi, niczym dwa granitowe buldogi.
Młodszy z braci, Roland, przerwał wywody Kurtza.
– Nie mogę pojąć, naczelniku, dlaczego śledztwo postępuje tak wolno.
– Gdybyśmy tylko wyznaczyli nagrodę! – zawtórował bratu starszy syn, Richard. – Jestem pewien, że gdyby zaoferować odpowiednio dużą sumę, mielibyśmy już sprawcę w garści. Ludźmi kieruje piekielna chciwość, inaczej nie pomogą.
Naczelnik słuchał go z zawodową cierpliwością.
– Drogi panie Healey, jeśli ujawnimy prawdziwe okoliczności śmierci pańskiego ojca, zaleją pana fałszywe doniesienia tych wszystkich, którzy tylko patrzą, jak capnąć dolara. Musicie państwo zachować całą sprawę w tajemnicy i pozwolić nam dalej działać. Możecie mi państwo wierzyć – dodał – że nie spodobałoby wam się to, co wynikłoby z ujawnienia informacji o morderstwie.
– A mężczyzna, który zginął podczas przesłuchania? – odezwała się wdowa. – Czy dowiedział się pan czegoś na temat jego tożsamości?
Kurtz rozłożył ręce.
– Tak wielu zacnych obywateli naszego miasta okazuje się należeć do tej samej rodziny, kiedy trafiają na policję – uśmiechnął się z lekką kpiną. – Przeważnie przedstawiają się jako Smith albo Jones.
– A ten? – nie ustępowała pani Healey. – Jak się przedstawił?
– Nie podał nam żadnego nazwiska, madame – przyznał się Kurtz ze skruchą, a jego uśmiech znikł pod nie uczesanym wiechciem wąsa – ale nie mamy powodu sądzić, że miał on jakieś informacje na temat zabójcy sędziego Healeya. Był zwykłym drobnym włóczęgą, na dodatek nieco podpitym.
– Prawdopodobnie był głuchoniemy – dodał Savage.
– Czemu zatem tak bardzo chciał uciec, może pan mi to wyjaśni, naczelniku? – spytał Richard Healey.
Było to nader trafne pytanie, choć Kurtz nie chciał tego przyznać.
– Cóż, mógłbym opowiedzieć państwu o wielu ludziach, jakich napotykamy na ulicach Bostonu. Niektórzy święcie wierzą, że są ścigani przez demony, i chętnie przedstawiają nam dokładne opisy swoich prześladowców, nie pomijając takich szczegółów, jak rogi i kopyta.
Pani Healey pochyliła się do przodu i spojrzała z niechęcią na korytarz.
– Naczelniku, to pański służący?
Kurtz gestem dłoni wezwał Reya z korytarza.
– Madame, być może poznała się już pani z panem Nicholasem Reyem. Prosiła pani, abym zabrał ze sobą funkcjonariusza, który był świadkiem tego śmiertelnego wypadku na posterunku.
– Murzyn policjantem? – spytała wdowa z widocznym zażenowaniem.
– Mówiąc precyzyjnie, Mulat, madame – oświadczył z dumą Savage. – Pan Rey jest pierwszym czarnoskórym funkcjonariuszem w naszym stanie. A podobno nawet pierwszym w całej Nowej Anglii.
Wymienił z Reyem uścisk dłoni.
Pani Healey wyciągnęła szyję, aby dobrze mu się przyjrzeć.
– A więc to pan jest policjantem, który zajmował się tym włóczęgą? Tym, który zginął?
Rey skinął głową.
– Niech mi pan zatem powie, co, pańskim zdaniem, sprawiło, że ten człowiek postąpił w taki sposób?
Naczelnik Kurtz kaszlnął nerwowo i posłał posterunkowemu znaczące spojrzenie.
– Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, madame – odrzekł szczerze Rey. – Trudno mi stwierdzić, co spowodowało, że czuł się tak bardzo zagrożony.
– Czy coś do pana mówił? – spytał Roland.
– Tak, panie Healey. Przynajmniej próbował. Lecz obawiam się, że z jego szeptu nie dałoby się niczego zrozumieć.
– Nie potraficie nawet ustalić tożsamości próżniaka, który umiera na waszej podłodze! – wybuchła Ednah Healey. – Pan też uważa, że mój mąż zasłużył na to, co go spotkało, naczelniku Kurtz!
– Ależ, madame… – Kurtz spojrzał bezradnie na swojego zastępcę.
– Jestem chorą, stojącą nad grobem kobietą, ale nie dam się oszukiwać! Myśli pan, że jesteśmy głupcami i złoczyńcami, i życzy nam, żebyśmy wszyscy poszli stąd do diabła!
– Madame! – Savage powtórzył jak echo za naczelnikiem.
– Nie dam panu satysfakcji oglądania mnie martwej za życia, naczelniku Kurtz! Ani panu, ani pańskiemu niewdzięcznemu czarnuchowi! Mój mąż zrobił wszystko, co mógł, i nigdy nie wstydziliśmy się za niego.
Kompres zsunął się na podłogę, gdy wdowa zaczęła orać paznokciami swą szyję. Wskutek tego natręctwa jej skórę pokrywały już strupy i czerwone plamy. Palce pani Healey zagłębiały się w ciało, rozdrapując skupiska niewidzialnych czerwi, które tylko czekały, aby wślizgnąć się do jej głowy.
Roland i Richard zerwali się z krzeseł, lecz nie odważyli się podejść do miotającej się matki. Kurtz i Savage bezradnie wycofali się ku drzwiom. Rey odczekał jeszcze chwilę, a potem spokojnie zrobił krok ku jej łóżku.
– Pani Healey…
Podczas napadu rozluźniły się tasiemki jej koszuli nocnej. Rey sięgnął do lampy i skrócił knot, tak że w półmroku było widać tylko sylwetkę kobiety.
– Madame, chciałbym, aby pani wiedziała, że pani mąż kiedyś mi pomógł.
Pani Healey znieruchomiała.
Kurtz i Savage, nadal stojący w drzwiach, wymienili zaskoczone spojrzenia. Rey mówił zbyt cicho, by mogli usłyszeć każde słowo z drugiego końca pokoju, a za bardzo obawiali się nawrotu jej furii, by zbliżyć się do łóżka. Jednak nawet w ciemności mogli dostrzec, jak się uspokoiła. O jej niedawnym wzburzeniu świadczył jedynie przyspieszony oddech.
– Niech mi pan o tym opowie – poprosiła cicho wdowa.
– Do Bostonu przyjechałem jako dziecko. Zabrała mnie tu, wyjeżdżając na wakacje, pewna kobieta z Wirginii. Kilku abolicjonistów zaprowadziło mnie przed oblicze sędziego, który uznał, że w świetle prawa niewolnik staje się wolnym człowiekiem, kiedy przekroczy granice stanu, w którym nie ma niewolnictwa. Do opieki nade mną wyznaczył kolorowego kowala nazwiskiem Rey i jego rodzinę.
– Zanim ta okropna Ustawa o zbiegłych niewolnikach odebrała nam do tego prawo – pani Healey zacisnęła mocno powieki i westchnęła, a jej usta wykrzywiły się boleśnie. – Wiem, co pańscy pobratymcy myślą o moim mężu z powodu tego chłopca Simsów. Sędzia nie lubił, gdy przychodziłam do sądu, ale wtedy przyszłam. Tyle o tym wówczas mówiono… Sims był tak przystojny jak pan, tylko skórę miał ciemniejszą; czarną jak ciemnota w głowach niektórych ludzi. Sędzia nigdy by go nie odesłał, gdyby nie musiał tego zrobić. Nie miał wyboru, rozumie pan? Ale panu dał rodzinę. Czy był pan w niej szczęśliwy? Rey skinął głową.
– Dlaczego pomyłki można naprawić tylko późniejszym i czynami? – ciągnęła pani Healey. – Czemu czasem nie może być tak, że to właśnie coś, co zrobiono wcześniej, rekompensuje czyjś błąd? To wszystko jest takie męczące. Takie męczące…
Wróciła jej świadomość i wiedziała już, co trzeba zrobić, kiedy policjanci sobie pójdą. Od Reya potrzebowała tylko jednej informacji.
Читать дальше