Leff Lindsay - Dylematy Dextera

Здесь есть возможность читать онлайн «Leff Lindsay - Dylematy Dextera» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2009, ISBN: 2009, Издательство: Amber, Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dylematy Dextera: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dylematy Dextera»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Gdzie się podział Mroczny Pasażer, drugie ja Dextera, wewnętrzny głos, który szepce mu do ucha z tylnego siedzenia i od czasu do czasu przesiada się za kierownicę, żeby zwieźć go do parku rozrywki, o jakim się nikomu nie śniło? Czy Dexter ma teraz sam wymierzać swoją sprawiedliwość innym potworom pechowcom, którzy wpadli w ręce jego, nie policji? Jak ma wybierać spośród och, jakże licznych w Miami kandydatów, tych, którzy najbardziej sobie zasłużyli na miejsce w jego skromnym panteonie? Dexter zostaje sam z bolesną świadomością, że bez Mrocznego Pasażera nawet jego niepośledni talent ma swoje granice… tym bardziej, że tropi go tajemniczy prześladowca.

Dylematy Dextera — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dylematy Dextera», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Harry zaparkował radiowóz i nareszcie przemówił.

— Chodź — rzucił. — Do środka. — Spojrzałem na niego, ale już wysiadał, więc zrobiłem to samo i pokornie poszedłem za nim do izby zatrzymań.

Harry był tu dobrze znany, jak wszędzie, gdzie się zna dobrych gliniarzy. Okrzyki „Harry!” i „Hej, sierżancie!” towarzyszyły mu przez całą drogę z rejestracji korytarzem do cel. A ja wlokłem się za nim i miałem coraz gorsze przeczucia. Czemu Harry przywiózł mnie do aresztu? Dlaczego mnie nie zrugał, nie powiedział, jak bardzo go zawiodłem, nie wymyślił jakiejś surowej, ale sprawiedliwej kary?

Ani to, co robił, ani to, czego nie mówił, nie było dla mnie żadną wskazówką. Szedłem więc za nim i tyle. W końcu zatrzymał nas strażnik. Harry wziął go na stronę i coś szepnął; ten spojrzał na mnie, skinął głową i zaprowadził nas na koniec bloku.

— Oto i on. Bawcie się dobrze. — Wskazał mchem głowy postać w celi, zerknął na mnie i poszedł, a my z Harrym znów trwaliśmy w niezręcznym milczeniu.

Harry odwrócił się i zajrzał do celi. Niewyraźna postać w środku poruszyła się, wstała i podeszła do krat.

— Ależ to sierżant Harry! — wykrzyknął radośnie męski głos. — Jak się masz, Harry? Miło, że wpadłeś.

— Witaj, Carl — odparł Harry. I nareszcie odwrócił się do mnie.

— Dexter, to jest Carl.

— Przystojny z ciebie chłopak, Dexter — powiedział Carl. — Bardzo miło cię poznać.

Oczy, które na mnie patrzyły, były jasne i puste, ale w ich głębi prawie że widziałem ogromny mroczny cień i coś we mnie drgnęło, cofało się rakiem przed tą większą, bardziej drapieżną istotą zza krat. Nie wyglądał szczególnie potężnie czy groźnie — można nawet powiedzieć, że na pozór robił całkiem sympatyczne wrażenie, ze swoimi starannie przyczesanymi blond włosami i regularnymi rysami — ale miał w sobie coś, co sprawiło, że poczułem się nieswojo.

— Przywieźli Carla wczoraj — wyjaśnił Harry. — Zabił jedenastu ludzi.

— Cóż — przyznał skromnie Carl — mniej więcej.

Na zewnątrz zagrzmiało i zaczęło padać. Spojrzałem na Carla z autentycznym zaciekawieniem; teraz już wiedziałem, co spłoszyło mojego Mrocznego Pasażera. Myśmy dopiero stawiali pierwsze kroki, a tu mieliśmy kogoś, kto osiągnął cel podróży, i to jedenaście razy, mniej więcej. Po raz pierwszy zrozumiałem, jak poczuliby się moi koledzy z klasy, gdyby stanęli twarzą w twarz z zawodowym futbolistą.

— Carl lubi zabijać ludzi — stwierdził Harry beznamiętnym tonem.

— Prawda, Carl?

— Przynajmniej mam co robić — odparł pogodnie.

— Miałeś, dopóki cię nie złapaliśmy — zgasił go Harry.

— Też fakt. Cóż… — wzruszył ramionami i obdarzył Harry'ego bardzo sztucznie wyglądającym uśmiechem — …było miło, ale się skończyło.

— Stałeś się nieostrożny — powiedział Harry.

— To prawda — zgodził się Carl. — Skąd mogłem wiedzieć, że policja będzie aż tak skrupulatna?

— Jak pan to robi? — wypaliłem.

— To nie takie trudne — odparł Carl.

— Nie, to znaczy… ee… Jak?

Carl przyjrzał mi się badawczo i prawie że dosłyszałem mruczenie dochodzące z cienia w głębi jego oczu. Nasze spojrzenia skrzyżowały się na chwilę i wszystko zagłuszył mroczny dźwięk dwóch drapieżców spotykających się nad małą, bezbronną ofiarą.

— No, no… — Carl pokręcił głową. — Czy to naprawdę możliwe? — Odwrócił się do Harry'ego w chwili, kiedy już zaczynałem się wiercić. — Czyli to ma być lekcja poglądowa, tak, sierżancie? Nastraszyć chłopaka, żeby wrócił na drogę cnoty?

Harry tylko patrzył na niego, twarz miał kamienną, nic nie mówił.

— Cóż, mój biedny, drogi Harry, muszę ci z przykrością powiedzieć, że z tej akurat drogi nie da się zejść. Kto raz na nią wstąpi, zostanie tam do końca życia, może nawet dłużej, i ani ty, ani ja, ani to drogie dziecko nic na to nie poradzimy.

— Jest jedno wyjście — odezwał się wreszcie Harry.

— Naprawdę? — Wydawało się, że wokół Carla powoli unosi się czarna chmura, gęstniejąc na jego wyszczerzonych w uśmiechu zębach, wyciąga skrzydła do Harry'ego i do mnie. — A jakież to, jeśli wolno wiedzieć?

— Nie dać się złapać.

Czarna chmura na moment zastygła, po czym cofnęła się i zniknęła.

— O mój Boże — powiedział Carl. — Jaka szkoda, że nie umiem się śmiać. — Powoli pokręcił głową z boku na bok. — Mówisz serio, prawda? O mój Boże. Sierżancie Harry, wspaniały z was tatuś. — I obdarzył nas uśmiechem tak szerokim, że wydawał się niemal szczery.

Harry utkwił we mnie lodowate, niebieskie oczy.

— Złapali go — mówił — bo nie wiedział, co robi. A teraz trafi na krzesło elektryczne. Bo nie wiedział, co robi policja. Bo — Harry nie modulował głosu i nie mrugał — nie został przeszkolony.

Spojrzałem na Carla, obserwującego nas przez grube kraty swoimi zbyt jasnymi, martwymi, pustymi oczami. Złapali go. Odwróciłem się do Harry'ego.

— Rozumiem — powiedziałem.

I to była prawda.

Tak skończył się mój młodzieńczy bunt.

A teraz, tak wiele lat później — wspaniałych lat, wypełnionych szatkowaniem i niedawaniem się złapać — w pełni rozumiałem, jak niesamowite ryzyko podjął Harry, przedstawiając mnie Carlowi. Nie miałem szans wypaść tak przekonująco jak on — w końcu Harry w swoim postępowaniu kierował się uczuciami, a mnie to nie grozi — ale mogłem pójść za jego przykładem i zmusić Cody'ego i Astor do posłuszeństwa. Podejmę ryzyko, jak kiedyś Harry.

Albo za mną pójdą, albo nie.

16

Poszli.

W muzeum kłębił się tłum poszukiwaczy wiedzy lub chociaż ubikacji. Większość była w wieku od dwóch do dziesięciu lat i, na oko, jeden dorosły przypadał na mniej więcej siedmioro dzieci. Niczym wielkie stado kolorowych papug, cała ta czereda krążyła wśród eksponatów z donośnym skrzekiem, który, choć w co najmniej trzech różnych językach, wszędzie brzmiał tak samo. Międzynarodowy język dzieci.

Cody i Astor, jakby lekko onieśmieleni tłumem, trzymali się blisko mnie. Stanowiło to miłą odmianę od ich zwykłej niechęci do przeżywania przygód z Dexterem i, próbując to wykorzystać, skierowałem ich prosto do wystawy piranii.

— Jak wyglądają? — spytałem.

— Bardzo groźnie — powiedział cicho Cody, patrząc szeroko otwartymi oczami na liczne obnażone zęby ryb.

— To piranie — stwierdziła Astor. — Całą krowę by zjadły.

— Co zrobilibyście, gdybyście poszli popływać i zobaczyli piranie?

— Zabiłbym je — odparł zdecydowanie Cody.

— Za dużo ich — zauważyła Astor. — Trzeba uciec i trzymać się od nich z daleka.

— A więc ilekroć zobaczycie te paskudne rybska, albo spróbujecie je zabić, albo uciekniecie? — Pokiwali głowami. — A gdyby one były tak cwane jak ludzie, co by zrobiły?

— Przebrałyby się. — Astor zachichotała.

— Otóż to — powiedziałem i nawet Cody się uśmiechnął. — Jakie przebranie byście polecili? Perukę i brodę?

— Dexter — zganiła mnie Astor. — To ryby. Ryby nie noszą brody.

— Aha. Czyli chciałyby nadal wyglądać jak ryby?

— Oczywiście — odparła, jakbym był za głupi, żeby rozumieć mądre słowa.

— A jakie ryby? — spytałem. — Takie wielgachne? Jak rekiny?

— Normalne — odezwał się Cody. Astor chwilę na niego patrzyła, po czym skinęła głową.

— Takie, jakich wokół jest dużo — stwierdziła. — Żeby nie odstraszyć tego, co chcą zjeść.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dylematy Dextera»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dylematy Dextera» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dylematy Dextera»

Обсуждение, отзывы о книге «Dylematy Dextera» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x