– Sookie, chodź tutaj – wrzasnął.
– Nie – powiedział stanowczo Bill.
– Ma tutaj być w ciągu trzydziestu sekund albo ją zastrzelę! – powiedział Andy, celując we mnie.
– Nie przeżyjesz kolejnych trzydziestu sekund, jeśli to zrobisz – oznajmił Bill.
Wierzyłam mu. Najwyraźniej – Andy też.
– Nie obchodzi mnie to – powiedział Andy. – Jej śmierć będzie niewielką stratą dla świata.
Cóż, to mnie znów rozgniewało. Moja złość zaczynała już ustępować, ale to spowodowało, że znów we mnie zawrzało.
Uwolniłam się z uścisku dłoni Billa i zeszłam po schodkach do ogródka. Byłam tak zaślepiona gniewem, że zignorowałam broń; miałam nieopisaną ochotę kopnąć Andy’ego w jaja. Strzeliłby we mnie, ale on też by cierpiał. W każdym razie to była tak samo niszczące jak picie. Czy chwila satysfakcji była tego warta?
– Teraz, Sookie, odczytaj myśli tych wszystkich ludzi i powiedz, które z nich to zrobiło – rozkazał Andy.
Złapał mnie za kark, jakbym była niegrzecznym szczeniakiem, i odwrócił w kierunku ganku.
– A jak, do cholery, myślisz, ty pieprzony idioto, co innego tu robiłam? Myślisz, że tak lubię spędzać czas, z takimi dupkami jak oni?
Andy nadal trzymał moją szyję. Jestem całkiem silna, więc istniała szansa, że się uwolnię i chwycę pistolet, ale nie było to na tyle pewne, żebym chciała ten plan zrealizować. Postanowiłam jeszcze odczekać. Bill starał się przekazać mi coś swoim wyrazem twarzy, ale nie byłam pewna, co takiego. Eric próbował lekceważyć zaloty Tary. Albo Eggsa. Ciężko było stwierdzić.
Na skraju lasu pojawił się pies. Spojrzałam kątem oka w tamtym kierunku, niezdolna obrócić całej głowy. Cóż, świetnie. Po prostu świetnie.
– To mój pies – powiedziałam Andy’emu. – Dean, pamiętasz?
Przydałaby mi się jakaś pomoc pod ludzką postacią, ale Sam pojawił się na scenie jako pies i powinien raczej zostać pod tą postacią, niż ryzykować, że jego sekret się wyda.
– Tak. Co twój pies tutaj robi?
– Nie wiem. Nie zastrzel go, dobra?
– Nigdy nie zastrzeliłbym psa – powiedział nieco zaskoczony.
– Och, psa nie, ale zastrzelenie mnie byłoby w porządku – stwierdziłam gorzko.
Pies podszedł do miejsca, w którym stałam. Zastanawiałam się, co teraz chodzi Samowi po głowie. I na ile ludzko potrafi myśleć, kiedy jest pod postacią zwierzęcia. Powoli przeniosłam spojrzenie na pistolet i oczy Sama/Deana też podążyły w tamtym kierunku, ale nie mogłam stwierdzić, ile w tym spojrzeniu było świadomości.
Owczarek collie zaczął wyć. Odsłonił zęby i zaczął wpatrywać się w pistolet.
– Odejdź stąd, psie – powiedział Andy, poirytowany.
Gdybym była w stanie utrzymać Andy’ego przez chwilę nieruchomo, wampiry by go natychmiast dopadły. Próbowałam sobie przypomnieć wszystkie filmy, które widziałam. Powinnam chwycić pistolet oburącz i skierować w górę. Ale biorąc pod uwagę, że Andy mnie trzymał za kark nie wydawało się to takie łatwe.
– Nie, kochanie – powiedział Bill.
Błyskawicznie na niego spojrzałam. Byłam bardzo zaskoczona. Oczy Billa przesunęły się z mojej twarzy i spoczęły na jakimś punkcie za plecami Andy’ego. Przydałaby mi się jakaś inna podpowiedź.
– Och, któż jest trzymany jak mały szczeniak? – zapytał jakiś głos, gdzieś zza pleców Andy’ego.
Och, po prostu super.
– Ona jest moim posłańcem!
Menada obeszła Andy’ego wokół, po czym stanęła po jego prawej stronie, parę stóp od niego. Nie weszła między Andy’ego i grupę na ganku. Tej nocy była czysta i nie miała nic na sobie. Uznałam, że wraz z Samem byli w lesie, zabawiając się ze sobą, póki nie usłyszeli głosów. Jej czarne włosy opadały splątaną kaskadą aż do bioder. Wydawało się, że nie jest jej zimno. Cała reszta spośród nas (pomijając wampiry) szczękała zębami z zimna. Ubraliśmy się na orgię, nie na przyjęcie na świeżym powietrzu.
– Witaj, posłańcu – powiedziała do mnie menada. – Poprzednim razem zapomniałam się przedstawić, o czym przypomniał mi mój psi przyjaciel. Jestem Callisto.
– Panno Callisto… – powiedziałam, nie wiedząc, jak inaczej się o niej zwrócić. Skinęłabym głową, gdyby Andy nie trzymał mojej szyi. To zaczynało boleć.
– Kim jest ten silny, odważny osobnik, który cię trzyma? – Callisto podeszła nieco bliżej.
Nie miałam pojęcia, jak Andy na to zareagował, ale wszyscy na ganku byli zafascynowani i przerażeni – jedyne wyjątki stanowili Eric i Bill, którzy stali z boku, z dala od ludzi. To nie zwiastowało niczego dobrego.
– To Andy Bellefleur – wykrztusiłam. – Ma pewien problem.
Po reakcji mojej skóry mogłam stwierdzić, że menada przybliżyła się nieznacznie.
– Nigdy nie widziałeś niczego takiego jak ja, prawda? – zapytała Andy’ego.
– Nie – przyznał. Wyglądał na skołowanego.
– Czy jestem piękna?
– Tak – odparł bez wahania.
– Czy zasługuję na ofiarę?
– Tak – potwierdził.
– Uwielbiam pijaństwo, a ty jesteś bardzo pijany – stwierdziła radośnie Callisto. – Uwielbiam cielesne przyjemności, a to są ludzie przepełnieni żądzą. Podoba mi się to miejsce.
– Och, wspaniale – powiedział niepewnie Andy. – Ale ktoś z tych ludzi jest mordercą. I muszę wiedzieć kto.
– Nie tylko jeden – wymamrotałam.
Andy potrząsnął mną, gdy tylko sobie przypomniał, że nadal trzyma mój kark. Zaczynało mnie to irytować.
Menada podeszła na tyle blisko, że mogła mnie dotknąć. Delikatnie pogłaskała mnie po twarzy. Mogłam poczuć zapach ziemi i wina na jej dłoni.
– Nie jesteś pijana – zauważyła.
– Nie.
– I nie odczułaś żadnych cielesnych przyjemności tego wieczoru.
Zaśmiała się. Miała wysoki, przypominający kaszel śmiech, który trwał i trwał.
Chwyt Andy’ego osłabł, gdy menada się do niego zbliżyła. Nie miałam pojęcia, jak ludzie na tarasie zinterpretowali to, co widzą, ale Andy wiedział, że ma przed sobą stworzenie nocy. Dość niespodziewanie mnie puścił.
– Podejdź tu, nowa dziewczyno – zawołał Mike Spencer. – Chcemy ci się przyjrzeć.
Upadłam na ziemię, tuż obok Deana, który z entuzjazmem zaczął lizać moją twarz. Z tego punktu widzenia dostrzegłam rękę menady oplatającą talię Andy’ego. Andy przełożył pistolet do lewej ręki, żeby móc odwzajemnić ten gest.
– Zatem czego chciałeś się dowiedzieć? – zapytała Andy’ego. Jej głos był spokojny i rzeczowy. Bezmyślnie machała różdżką z kiścią na końcu. Było to thyrsis [40]; sprawdziłam hasło „menada” w encyklopedii. Teraz mogę zginąć dedukowana.
– Ktoś z tych ludzi zabił faceta imieniem Lafayette i chcę wiedzieć kto – powiedział Andy wojowniczym tonem, charakterystycznym dla kogoś pijanego.
– Oczywiście, że chcesz, kochanie – powiedziała śpiewnie menada. – Mam to dla ciebie odkryć?
– Tak – błagał.
– W porządku.
Zaczęła przyglądać się wszystkim po kolei i skinęła palcem w kierunku Eggsa. Tara złapała go za ramię, chcąc, żeby się zatrzymał, ale Eggs szybko podszedł do menady, do tego przez cały czas uśmiechał się głupkowato.
– Jesteś dziewczyną? – zapytał.
– Nie taką, którą jesteś w stanie sobie choćby wyobrazić – powiedziała Callisto. – Wypiłeś sporo wina.
Dotknęła go thyrsis.
– O, tak – przyznał. Już się nie uśmiechał. Patrzył w oczy Callisto i trząsł się na całym ciele. Jej oczy lśniły.
Spojrzałam na Billa i zauważyłam, że jego wzrok jest wbity w ziemię. Eric wpatrywał się w maskę swojego samochodu.
Читать дальше