Jan Fowler, trzydziestokilkulatnia parokrotna rozwódka, miała na sobie coś, co wyglądało jak koronkowa halka. Włosy miała podzielone na pasma i profesjonalnie zmierzwione, a jej makijaż był nieco sceniczny, ale w chatce przy Mimosa Lake wydawał się przesadą. Najwyraźniej jednak Jan wyszła z założenia, że na własnej orgii może się ubrać w co chce.
Zdjęłam sweter i z zażenowaniem czekałam, aż przestaną nachalnie mi się przyglądać – tak samo, jak wcześniej Ericowi.
– To Eric – powiedziałam. – Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko, że go przyprowadziłam?
– Im więcej, tym weselej – powiedziała z niewątpliwą szczerością. Jej oczy ani razu nie podniosły się, żeby spojrzeć na twarz Erica. – Eric, co mogę ci zaoferować do picia?
– Krew? – zapytał z nadzieją.
– Tak, powinniśmy mieć trochę 0 Rh+ gdzieś tutaj – powiedziała, nie mogąc oderwać oczu od lycry. – Czasami… udajemy.
Znacząco uniosła brwi i rzuciła Ericowi pożądliwe spojrzenie.
– Nie ma powodu dalej udawać – stwierdził, rewanżując jej się podobnym spojrzeniem, a potem ruszył za nią w kierunku lodówki, po drodze trącając Eggsa w ramię.
Widać było, że Eggs jest podpity. Och. Cóż, przynajmniej wiem, że mogę się czegoś dowiedzieć. Tara siedziała obok niego z nadąsaną miną. Jej ciemne włosy opadały na oczy. Miała na sobie odblaskowoczerwony stanik i majtki w podobnym kolorze; wyglądała nawet nieźle. Paznokcie pomalowała pasującym lakierem, dobrała też ładną szminkę. Przygotowała się. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i Tara odwróciła wzrok. Nie trzeba było umieć czytać w myślach, żeby rozpoznać bijący od niej wstyd.
Mike Spencer i Cleo Hardaway siedzieli na rozpadającej się kanapie ustawionej pod ścianą po lewej. Cała chatka to był jeden duży pokój ze zlewem i kuchenką przy prawej ścianie i ukrytą w dalekim kącie łazienką. Wszystkie meble były stare, taki zwyczaj w Bon Temps, chociaż większość chatek przy jeziorze nie miała na wyposażeniu puchatego dywanu i mnóstwa poduszek rozrzuconych po całym pomieszczeniu, a także takich grubych i ciężkich zasłon w oknach. Dodatkowo, rzeczy rozrzucone po dywanie były zwyczajnie nieprzyjemne. Nie miałam pojęcia, do czego niektóre z nich mogą służyć.
Przywołałam na twarz wesoły uśmiech i uściskałam Cleo Hardaway tak, jak zwykłam to czynić, kiedy ją widziałam. Tylko że wtedy, kiedy prowadziła szkolną stołówkę, miała na sobie więcej ubrań. Chociaż i tak majtki to było więcej, niż miał na sobie Mike. Cóż, wiedziałam, że będzie źle, ale na niektóre widoki po prostu nie można się wcześniej przygotować. Wielki, czekoladowy biust Cleo błyszczał od jakiejś dziwnej oliwki, podobnie jak intymne zakątki Mike’a. Nie chciałam o tym myśleć, naprawdę.
Mike próbował złapać mnie za rękę, prawdopodobnie po to, bym włączyła się do zabawy z oliwką, ale odeszłam stamtąd i dołączyłam do Eggsa i Tary.
– Nie spodziewałam się, że przyjdziesz – powiedziała Tara.
Uśmiechała się, ale nie było to zbyt radosne. W zasadzie wyglądała na cholernie nieszczęśliwą. Może miał z tym coś wspólnego fakt, że Tom Hardaway klęczał przy niej i lizał wewnętrzną stronę jej nogi. Może to przez jawne zainteresowanie Eggsa Erikiem. Próbowałam złapać kontakt wzrokowy z Tarą, ale zrobiło mi się niedobrze.
Byłam tu dopiero pięć minut, ale mogłabym się założyć, że było to najdłuższe pięć minut w moim życiu.
– Często to robicie? – zapytałam Tarę.
Eggs, ze wzrokiem utkwionym w Ericu, który nadal stał przy lodówce i rozmawiał z Jan, zaczął walczyć z zapięciem moich szortów. Eggs znów pił, to dało się wyczuć. Jego oczy były szkliste, a szczęka rozluźniona.
– Twój przyjaciel jest duży – powiedział.
– Większy od Lafayette’a – szepnęłam, a jego spojrzenie przeniosło się na mnie. – Uznałam, że będzie tu mile widziany.
– Jasne – powiedział Eggs, nie odnosząc się do mojego stwierdzenia. – Tak, Eric jest… bardzo duży. Trochę różnorodności to fajna sprawa.
– To największe urozmaicenie, jakie Bon Temps może zaoferować – stwierdziłam, starając się brzmieć radośnie.
Postanowiłam zajrzeć do umysłu Eggsa, który dalej męczył się z moim guzikiem. To był duży błąd. Eggs właśnie myślał o tyłku Erica. I o innych częściach jego ciała.
W tym momencie Eric znalazł się za mną i objął mnie ramionami, przyciągając do siebie i ratując z niezdarnych rąk Eggsa. Oparłam się o Erica, zadowolona, że tam był. Zorientowałam się, że to dlatego, że spodziewałam się, że Eric będzie się źle zachowywać. Ale oglądanie ludzi, których znało się całe życie, kiedy tak się zachowują – to było obrzydliwe. Nie byłam pewna, czy dam radę ukryć odrazę, która malowała się na mojej twarzy, więc poruszyłam się nieco, co najwyraźniej sprawiło Ericowi przyjemność, a potem odwróciłam się twarzą w jego stronę. Oplotłam rękoma jego szyję i uniosłam głowę. Zgodził się na moją milczącą sugestię. Z tak ukrytą twarzą, mogłam się skupić się na odbieraniu myśli od ludzi w tym pokoju, kiedy Eric otworzył moje usta swoim językiem, przez co czułam się dość bezbronna. W pokoju było kilka mocnych „nadajników” i nie czułam się już dłużej sobą, bardziej przypominałam rurociąg, przez który przepływały myśli innych.
Czułam smak myśli Eggsa. Wspominał Lafayette’a, szczupłe, brązowe ciało, zręczne palce i mocno umalowane oczy. Wspominał szept Lafayette’a. Potem te wspomnienia zostały wyparte przez mniej przyjemne: Lafayette gwałtownie, przeraźliwie protestujący…
– Sookie – Eric szepnął do mojego ucha tak niskim głosem, że nikt inny nie byłby w stanie go usłyszeć. – Zrelaksuj się, Sookie. Jestem przy tobie.
Zaczęłam drażnić jego kark dłonią. Okazało się, że ktoś za nim stoi, najwyraźniej się o niego ocierając. Nagle ręka Jan okrążyła Erica i znalazła się na moim tyłku. Przez to, że mnie dotknęła, jej myśli stały się całkiem jasne; była doskonałym „nadajnikiem”. Przejrzałam jej umysł jak otwartą księgę, ale nie zauważyłam niczego interesującego. Myślała o anatomii Erica i martwiła się swoją fascynacją klatką piersiową Cleo. Nic, co mogłoby mi pomóc.
Spróbowałam szukać innych myśli, tym razem w głowie Mike’a Spencera, ale znalazłam tylko kolejne wspomnienia, tak nieprzyjemne, jak się spodziewałam. Kiedy dotykał piersi Cleo, przypomniało mu się inne ciemnoskóre ciało, bezwładne i martwe. Jego własne ciało ożywiało się na samo wspomnienie. W jego wspomnieniach widziałam też Jan śpiącą na zniszczonej kanapie, groźbę Lafayette’a, że jeśli nie przestaną go krzywdzić, to powie wszystkim, co robił i z kim, a potem były tylko pięści Mike’a, Tom Hardaway klęczący na chudej, ciemnej klatce piersiowej…
Musiałam się stąd wydostać. Nie mogłabym tego znieść, nawet gdybym właśnie nie odkryła tego, po co tu przyszłam. Nie wiedziałam, jak Portia była w stanie tu wytrzymać, zwłaszcza, że żeby się czegoś dowiedzieć, będzie musiała tu zostać, bo nie ma takiego „daru” jak ja.
Czułam rękę Jan masującą mój tyłek. To był najbardziej pozbawiony radości pretekst, żeby uprawiać seks – seks sam w sobie, oddzielony od rozumu i ducha, od miłości i fascynacji. Nawet od zwykłego lubienia. Z tego, co mówiła moja czterokrotnie zamężna przyjaciółka, Arlene, wiedziałam, że mężczyźni nie mieli z tym problemów. Najwyraźniej niektóre kobiety też nie.
– Muszę stąd wyjść – szepnęłam prosto w usta Erica. Wiedziałam, że może mnie usłyszeć.
Читать дальше