Ty sukin… syknął Jason.
Rozległ się dzwonek przy drzwiach.
Równie dobrze możesz otworzyć rzekł Max. Widzę cię, synu. Ja i większość wolnego świata.
Wtedy Jason także dostrzegł Maksa stojącego obok białych wozów transmisyjnych, trzymającego przy uchu telefon komórkowy. Starszy mężczyzna w niebieskim garniturze podkreślającym bujne srebrzyste włosy radośnie pomachał ręką. Ten telefon, fakt, że Max tak ochoczo gawędził, trzymając Jasona w jednym miejscu, a wszystko pod przykrywką naprawy stosunków… Dzwonek rozbrzmiał
ponownie.
Otwórz, tatusiu! zanuciła Ree.
To nie miało znaczenia. Nic nie miało znaczenia Jason już raz umarł, niemal dwadzieścia pięć lat temu. To było gorsze niż tamto. Teraz walił się cały jego świat. Gdy tymczasem Ree stała na paluszkach i otwierała pierwszy zamek, następnie drugi.
Gdy otworzyła szeroko drzwi, zobaczyła policjanta.
Mężczyzna trzymał złożony arkusz papieru. Jego spojrzenie prześlizgnęło się ponad głową Ree i znalazło Jasona stojącego w drzwiach kuchni, nadal przyciskającego do ucha telefon.
Jason F. Jones.
Jason w końcu odłożył słuchawkę. Poruszał się na autopilocie. Zbliżył się i wyciągnął rękę.
Dokument uznaje się za doręczony powiedział funkcjonariusz. Następnie, zakończywszy swą misję, odwrócił się na pięcie i zszedł po schodach. Gdy przechodził przez ulicę, rozległy się trzaski migawek aparatów.
Jason rozłożył arkusz papieru. Przeczytał oficjalne orzeczenie sądu, w którym kazano mu przyprowadzić jego dziecko jutro przed południem, o godzinie jedenastej, na miejscowy plac zabaw, gdzie spędzi godzinę w towarzystwie dziadka, sędziego Maxwella M. Blacka. Za cztery tygodnie odbędzie się rozprawa dotycząca praw do odwiedzin. tego czasu Maxwell Black miał prawo do jednej godziny każdego dnia w towarzystwie wnuczki, Clarissy Jane Jones. Takie orzeczenie wydał sąd.
Każdego dnia. Każdego jednego dnia. Max i Ree razem. Max widzący się z Ree, rozmawiający z Ree, dotykający Ree. Jason bez prawa do sprawowania nadzoru, Jason zmuszony do zostawienia córki samej z mężczyzną, który brał udział w krzywdzeniu własnego jedynego dziecka.
Co to jest, tatusiu? zapytała niespokojnie Ree. Coś wygrałeś? Co ci przyniósł ten pan?
Jason wziął się w garść, złożył kartkę i schował ją do tylnej kieszeni spodni.
Nic takiego zapewnił córkę. Zupełnie nic. Hej, pobawmy się w Candy Land.
Ree wygrała trzy razy z rzędu. Ciągle wyciągała kartę z Księżniczką Frostine, co oczywiście świadczyło o tym, że oszukuje. Jason był zbyt strapiony, aby przywołać ją do porządku, a ona zrobiła się przez to jeszcze bardziej niezadowolona. Szukała granic. Na świecie istniały zasady, te zasady zapewniały jej poczucie bezpieczeństwa.
Jason dał sobie spokój z grami planszowymi i przygotował na lunch grillowane kanapki z serem i zupę pomidorową. Ree siedziała nadąsana, mocząc kanapkę w zupie. On głównie mieszał zupę i mieszał, aż grzanki zrobiły się krwiście czerwone.
Orzeczenie sądu nadal leżało złożone w tylnej kieszeni jego spodni. Tak jakby zmniejszenie go do wielkości małego kawałka papieru mogło zmniejszyć władzę, jaką miało nad życiem jego i jego córki.
W końcu zrozumiał, dlaczego Sandra tak łatwo opuściła dom i ojca i dlaczego przez pięć ostatnich lat nigdy jej nie kusiło, aby choć raz zadzwonić.
Sędzia Black wiedział, jak naginać prawo, aby zdobyć dokładnie to, czego chciał. Sukinsyn.
Chcę poszukać mamusi oświadczyła Ree.
Co takiego?
Przestała zanurzać w zupie kanapkę i obdarzyła go upartym spojrzeniem.
Mówiłeś, że policjanci i przyjaciele mają spotkać się w szkole, żeby pomóc znaleźć mamusię. No i ja też chcę jechać do szkoły. Chcę znaleźć mamusię.
Jason wpatrywał się w swoją córkę. Zastanawiał się w którym z poradników dla rodziców znajdował się rozdział poświęcony czemuś takiemu.
Rozległ się dzwonek. Jason natychmiast wstał i podszedł do drzwi.
Na werandzie stali sierżant D.D. Warren i detektyw Miller. Jason odruchowo spojrzał, czy za nimi nie kryje się więcej policjantów. Skoro przyszli tylko we dwoje, raczej nie miał zostać aresztowany.
Otworzył drzwi ciut szerzej.
Znaleźliście już moją żonę? zapytał.
Zaczął już pan jej szukać? odparła spokojnie D.D.
I tak wolał ją niż Maksa.
Wpuścił do domu dwóch detektywów, mówiąc Ree, że może wybrać drugą bajkę, gdyż tatuś musi przez chwilę porozmawiać z tymi miłymi policjantami. W odpowiedzi zrobiła nachmurzoną minę, po czym wrzasnęła:
Mam zamiar znaleźć mamusię i nie zabronisz mi tego!
Po tych słowach poszła zagniewana do pokoju dziennego, gdzie włączyła telewizor i odtwarzacz DVD.To był długi dzień poinformował Jason D.D. i Millera.
Jest dopiero jedenasta trzydzieści zauważyła D.D.
Super, jeszcze dziesięć godzin, których nie mogę wprost doczekać.
Zaprowadził śmietankę bostońskiej policji do kuchni, gdy tymczasem jego dziecko w końcu zabrało się za oglądanie ulubionej bajki o dinozaurach.
Wody? Kawy? Zimnej pomidorowej? zaproponował bez entuzjazmu.
D.D. i Miller pokręcili głowami. Usiedli przy kuchennym blacie. On oparł się o lodówkę i skrzyżował
ręce na piersiach. Pogrążony w rozpaczy mąż. Morderczy ojciec. Pogrążony, kurwa, w rozpaczy mąż.
Co się panu stało? zapytała D.D.
Wpadłem na ścianę.
Jednym i drugim policzkiem?
Uderzyłem w nią dwa razy.
Uniosła brew. Nie ugiął się. Co mogli mu zrobić, zamknąć w pudle za to, że jest posiniaczony i poobijany?
Chcę mieć w aktach, że to nie my to zrobiliśmy odezwał się Miller.
Proszę zdefiniować słowo „my".
Policja bostońska. Na razie nie wezwaliśmy nawet pańskiego żałosnego tyłka na komisariat, więc z całą pewnością to nie my obiliśmy panu twarz.
Jestem przekonany, że wy wolicie paralizatory, więc nie, to nie byliście wy.
Ta cięta odpowiedź nie zaskarbiła mu sympatii Millera, no ale Jason i tak miał pewność, że detektyw w myślach już go skazał.
Kiedy to się stało? naciskała D.D., wyraźnie bardziej bystra z nich dwojga. Widzieliśmy pana po ataku Hastingsa. Nie ma mowy, żeby takie obrażenia były efektem napadu Ethana.
Może po prostu późno wychodzą mi sińce.
Ponownie uniosła brew. On pozostał nieugięty. Mógł się tak z nimi bawić przez cały dzień. Ona prawdopodobnie też. W tym względzie byli bratnimi duszami. Pisane im było tajemne wkurzanie się.
Tęsknił za Sandy. Pragnął zapytać żonę, czy naprawdę nosi w sobie jego dziecko. Pragnął jej powiedzieć, że zrobi wszystko, co zechce, jeśli tylko da mu drugą szansę, aby ją uszczęśliwił. Pragnął
ją przeprosić, zwłaszcza za luty. A miał za co przepraszać, jeśli chodzi o ten miesiąc.
Sandra wiedziała o tym, co pan robi oświadczyła D.D.
Westchnął.
Co robię?
No wie pan, w komputerze.
Na Jasonie nie zrobiło to wrażenia. Tyle zdążył się już domyślić dzięki Ethanowi Hastingsowi. Aby go zainteresować, będą musieli rzucić w niego czymś większym.
Jestem dziennikarzem. Oczywiście, że pracuję przy komputerze.
Okej, ujmę to więc inaczej: Sandy dowiedziała się, co pan robi w Internecie.
Nieco bardziej interesujące.
A co konkretnie w nim robię według Ethana Hastingsa?
Och, to nie był Ethan.
Słucham?
Nie spędziliśmy poranka w towarzystwie Ethana. Rozmawialiśmy z nim wczoraj wieczorem i chłopak powiedział nam kilka interesujących rzeczy, między innymi to, że przedstawił Sandrę swemu wujkowi, który jest wykwalifikowanym analitykiem komputerowym w Policji Stanowej Massachusetts.
Читать дальше