– Ale to by przecież zdziesiątkowało kraj – powiedział Schofield. – Dlaczego miałby chcieć rządzić zniszczonym krajem?
– On tego tak nie postrzega. Jego zdaniem kraj nie będzie wtedy zniszczony… będzie oczyszczony, odnowiony, posprzątany. To byłby nowy początek. Ośrodki miejskie na Południu będą całe, Środkowy Zachód też będzie w niezłym stanie – przynajmniej na tyle, by móc produkować żywność.
– A co z pozostałymi rodzajami sił zbrojnych? Co by z nimi zrobił?
– Kapitanie, jak pan zapewne wie, siły powietrzne Stanów Zjednoczonych otrzymują więcej pieniędzy niż pozostałe wojska. Co prawda mają na stanie jedynie trzysta osiemdziesiąt pięć tysięcy ludzi, ale mają więcej rakiet i potężniejszą siłę uderzeniową niż pozostałe służby. Gdyby Cezarowi Russellowi udało się podporządkować sobie choć jedną pięćdziesiątą sił powietrznych, mógłby dzięki posiadanym bombowcom wyeliminować dowolne urządzenie należące do wojsk lądowych i marynarki wojennej – oraz każdą bazę lotnictwa, która nie byłaby po jego stronie – zanim ktokolwiek zdążyłby zorganizować opór. To samo byłoby w przypadku oporu poza granicami. Mając „niewidzialne” bombowce, myśliwce szturmowe i znacznie większą liczbę rakiet z głowicami jądrowymi, niż posiada jakikolwiek inny kraj świata, siły powietrzne Cezara mogłyby odeprzeć każdą zagraniczną interwencję. Dla wypaczonego umysłu Russella byłby to idealny scenariusz: Ameryka znów byłaby odizolowana, samowystarczalna, rządzona przez biały reżim. Powrót do stanu sprzed wojny domowej.
– Skur… wy… syn… – wycedziła Matka. Schofield zmarszczył czoło.
– No dobrze, a jeśli mu się nie uda? Jeżeli poniesie porażkę? Na pewno nie pogodzi się z nią i nie pójdzie sobie do domu. Nie wyobrażam sobie, aby rozbroił swoje bomby i powiedział: „W porządku, myliłem się, wygraliście”.
– Oczywiście, że nie – odparł prezydent. – Mnie też to martwi, bo jeżeli jakimś cudem przeżyjemy, pojawi się pytanie: co nam teraz przygotował?
Po wyważeniu zewnętrznych drzwi windy osobowej, Book II i Juliet Janson dotarli do „górnych drzwi”.
Juliet wpisała podany przez Harpera kod: 5564771.
Tytanowe drzwi otwarły się z sykiem.
Pobiegli znajdującym się za nimi betonowym tunelem – każde z nich miało jeden z pistoletów Booka.
Przebiegli jakieś czterdzieści metrów, minęli kolejne przejście i nagle stanęli w wejściu do najnormalniej wyglądającego hangaru. Przez szeroko otwarte wrota wpadało jaskrawe słoneczne światło. Było tu kompletnie pusto: żadnych samochodów, samolotów, żywej…
Goliat musiał czekać za drzwiami.
Juliet stała pierwsza i wystarczył mu jeden krok, by poczuła na skroni ucisk lufy jego P-90.
– PENG-PENG, już nie żyjesz – powiedział głupkowato. Kiedy zaczął pociągać za spust, Book II – którego Goliat jeszcze nie widział – wyrzucił rękę do przodu i błyskawicznie pociągnął do tyłu dźwignię załadowczą P-90, wyrzucając znajdujący się w komorze nabój.
KLIK!
Przystawiona do skroni Juliet broń nie wypaliła.
– Co to… – zdziwił się Goliat i popatrzył na Booka II. W następnym momencie wszystko wydarzyło się bardzo szybko.
Juliet jednym płynnym ruchem złapała lufę P-90 Goliata i poderwała swój pistolet, równocześnie jednak druga potężna pięść olbrzyma – w której trzymał maghooka Schofielda – pomknęła ku jej głowie. Maghook huknął Juliet w skroń i natychmiast straciła równowagę. Jej ciało załomotało tępo o beton, a P-90 z metalicznym klekotem poleciał gdzieś w bok.
Book podniósł swoją berettę – niestety niedostatecznie szybko. Goliat złapał go za dłoń i zawarczał jak pies.
Obaj trzymali ten sam pistolet.
Goliat wypchnął swój podbródek Frankensteina, niemal dotykając nim twarzy Booka, i zaczął przyciskać jego palec do spustu.
BUM! BUM! BUM! BUM! BUM! BUM! BUM! BUM!
Pistolet strzelał, a Goliat przekręcał rękę Booka – próbując wycelować lufę w jego twarz.
Przypominało to siłowanie się na rękę.
Book II starał się z całych sił zatrzymać ruch broni, ale chwyt tamtego był zbyt mocny.
BUM! BUM! BUM!
Pistolet celował teraz w lewe ramię Booka…
BUM!
Lewy biceps Booka eksplodował i krew opryskała twarz młodego żołnierza. Book ryknął z bólu.
Zanim zdążył się zorientować, lufa znalazła się dokładnie przed jego twarzą i…
KLIK!
Skończyła się amunicja.
– Tak lepiej – stwierdził Goliat. – Teraz możemy uczciwie powalczyć.
Odrzucił pistolet, jedną ręką złapał Booka za gardło, podniósł go i przycisnął do ściany.
Stopy Booka zawisły trzydzieści centymetrów nad podłogą.
Przez chwilę bezskutecznie próbował wyrwać się z uchwytu Goliata. Zamachnął się i walnął olbrzyma pięścią w czoło, ale jego dłoń odbiła się jak od ściany.
Goliat zachichotał.
– Stalowa płyta… nie jestem od tego mądrzejszy, ale za to twardszy…
Uniósł maghooka i skierował go między oczy Booka.
– A co z tobą, żołnierzyku? Masz twardą czachę? Myślisz, że ta zabawka mogłaby ją rozwalić? Może to sprawdzimy?
Przycisnął zimną głowicę do nosa przeciwnika.
Book złapał strzelbę oburącz i choć bardzo bolało go lewe ramię, odepchnął ją od siebie. Maghook na chwilę znalazł się w pionie, zaraz jednak zaczął wracać ku twarzy Booka. Wyglądało na to, że te zapasy wygra Goliat.
Nagle Book dostrzegł wyjście z sytuacji.
– A co mi tam! – mruknął.
Wyciągnął rękę do przodu, złapał rączkę wyrzutni maghooka i wcisnął klawisz oznakowany „M”. Aktywował magnes.
Broń natychmiast zareagowała.
Na głowicy zapaliło się światełko i magnes zaczął szukać najbliższego metalu.
Znajdował się on oczywiście w czole Goliata.
Z głośnym DOMP! – magnes przyssał się do czoła wielkoluda. Uderzenie było bardzo mocne – jakby głowica chciała wcisnąć się pod skórę.
Goliat ryknął wściekle i sięgnął do swojego czoła – wypuszczając Booka.
Book II padł na podłogę, ściskając dłonią poszarpaną ranę w bicepsie.
Goliat wirował wokół własnej osi, szarpiąc magnes na czole.
Book II trzymał się od niego z dala – ale tylko do chwili, aż zataczający się wielkolud oparł plecy o ścianę. Wtedy szybko do niego podszedł, złapał zdrową ręką uchwyt maghooka i pociągnął za spust.
Wyrzutnia odpaliła z głośnym sykiem i głowa Goliata została odrzucona do tyłu i w dół. Jego kark załamał się niemal o dziewięćdziesiąt stopni, a czaszka huknęła o ścianę, wybijając w niej dziurę wielkości pięści. Zgodnie z trzecim prawem termodynamiki, Booka odrzuciło kilka metrów do tyłu.
Mimo wszystko był w lepszym stanie od Goliata. Wielkolud osuwał się powoli na podłogę – oczy miał rozszerzone przerażeniem, a z jego pękniętej czaszki powoli wysączała się mieszanina krwi i mózgu.
Podczas gdy Book II walczył z Goliatem, ciągle lekko oszołomiona Juliet szukała na podłodze swojego pistoletu. Kiedy go wreszcie znalazła i wstała, zamarła. Dwadzieścia metrów od niej stał Seth Grimshaw. – Przypominam sobie ciebie… – powiedział, podchodząc.
Janson nie odzywała się. Grimshaw nadal trzymał w jednej ręce Piłkę, a w drugiej nisko opuszczony karabinek P-90.
– Byłaś w „Bonaventure”, kiedy próbowałem zdjąć Jego Wysokość… ty pieprzona patriotko… mała cwana dupko. Uważasz, że ochrona skorumpowanego prezydenta to coś bardzo honorowego?
Dziewczyna w dalszym ciągu milczała.
Читать дальше