* [Mach to jednostka prędkości, będąca wielokrotnością prędkości dźwięku (1224 kilometrów na godzinę). Tak więc mach 3 to około 3600 kilometrów na godzinę, a mach 9 – 11 000 kilometrów na godzinę (przyp. tłum.)]
Inni przypuszczali, że w bazie stacjonuje dywizjon F-44 – niezwykle zwrotnych myśliwców, przypominających kształtem kadłuba grot strzały, których konstrukcja jest rozwinięciem „latającego skrzydła”, czyli „niewidzialnego” bombowca strategicznego B2.
Jeszcze inni – być może zainspirowani wystrzeleniem dwa dni wcześniej chińskiego wahadłowca – podejrzewali, że w Strefie 8 znajduje się X-38 – smukły wahadłowiec ofensywny, wynoszony na orbitę przez boeinga 747. X-38 – tajny, wspólny projekt sił powietrznych i NASA – był ponoć pierwszym na świecie pojazdem kosmicznym zdolnym do prowadzenia walki.
Schofield nie musiał się zastanawiać, czy w Strefie 8 eksperymentuje się z supertajnymi konstrukcjami latającymi. Wszystko wyjaśniał jeden fakt.
Choć zatrudnieni w bazie inżynierowie starali się dobrze to ukryć, asfaltowy pas startowy Strefy 7 rozciągał się w obu kierunkach na dodatkowe kilka tysięcy metrów – wykonano go z bladoszarego betonu i zakamuflowano warstwą pyłu oraz kępami chwastów.
Był to pas przeznaczony do startów i lądowań maszyn latających, potrzebujących do startu i hamowania szczególnie dużo czasu, co mogło oznaczać tylko jedno: wahadłowce lub…
Z hangaru głównego wyszedł prezydent i musieli ruszać.
Początkowo Szef zamierzał lecieć do Strefy 7 swoim boeingiem Air Force One. Choć odległość była niewielka, podróż samolotem byłaby krótsza.
W ostatniej chwili pojawił się jednak jakiś problem techniczny. W zbiorniku paliwa w lewym skrzydle odkryto wyciek.
Tak więc Szef wziął tym razem Marine One, który był zawsze gotowy do startu.
Właśnie dlatego Schofield był tu teraz i patrzył na Strefę 7, migoczącą w porannym słońcu niczym choinka bożonarodzeniowa.
Pomyślał ze zdziwieniem, że żaden z ludzi, z którymi służył na HMX-1, nie zna ani jednej historyjki o Strefie 7 – nawet wyssanych z palca plotek.
Najwyraźniej nikt nie miał zielonego pojęcia, co się dzieje w Strefie 7.
Życie w bezpośredniej bliskości prezydenta Stanów Zjednoczonych oznacza poruszanie się w bardzo specyficznym świecie.
Dla Schofielda było to zarówno podniecające, jak i przerażające.
Podniecające, ponieważ znajdował się blisko przywódcy o ogromnej władzy – a przerażające, ponieważ tego przywódcę otaczało mnóstwo ludzi, którzy sądzili, że tak naprawdę to oni mają na wszystko wpływ.
Choć Schofield służył na pokładzie Marine One od niedawna, zauważył, że o uwagę prezydenta walczą przedstawiciele przynajmniej trzech rywalizujących ugrupowań.
Pierwszym był sztab prezydencki – zadufane w sobie typki z Harvardu – ludzie mianowani przez prezydenta do pomocy w szeregu zagadnień: od prowadzenia polityki wewnętrznej i spraw dotyczących bezpieczeństwa po zajmowanie się prasą i porządkowanie spraw dotyczących polityki.
Niezależnie od zakresu kompetencji, każdy członek zespołu obsługującego prezydenta miał jeden nadrzędny cel: stworzyć jak najkorzystniejszy image prezydenta i pokazać go ludziom.
Drugą walczącą o prezydenta grupą była Secret Service Stanów Zjednoczonych.
Ochrona prezydencka, kierowana przez nie wiedzącego co to żart i całkowicie beznamiętnego agenta Francisa X. Cutlera, nieustannie brała się za łby z personelem Białego Domu.
Cutler – oficjalnie szef ochrony, przez prezydenta nazywany po prostu Frankiem – był znany z umiejętności zachowania chłodnej głowy nawet pod silną presją oraz z całkowitej odporności na argumenty politycznych dupolizów. Miał krótko ostrzyżone szare włosy i wąsko osadzone oczy o podobnym kolorze i potrafił wbić wzrok w każdego członka ekipy prezydenckiej i odrzucić wszelkie nalegania jednym stanowczym „nie”.
Trzecią grupą walczącą o zainteresowanie prezydenta była załoga Marine One.
Jej członkowie nie tylko byli ofiarami rozdętych ego ludzi ze sztabu prezydenta (Schofield nigdy nie zapomni swojego pierwszego lotu Marine One, podczas którego doradca prezydenta do spraw polityki wewnętrznej, dwudziestodziewięcioletni prawnik z Nowego Jorku, kazał mu przynieść podwójną kawę z mlekiem i „pospieszyć się”), ale także często ścinali się z Secret Sendce.
Komandosi korpusu piechoty morskiej uważali, że choć ochrona prezydenta jest zadaniem Secret Service, po jego wejściu na pokład HMX-1, gdzie Szef miał do dyspozycji sześciu marines, to właśnie oni powinni tam rządzić.
Po jakimś czasie zawarto jaki taki rozejm.
Na pokładzie Marine One za bezpieczeństwo prezydenta miała odpowiadać piechota morska, mieli mu towarzyszyć jedynie Frank Cutler i dwóch, trzech jego agentów, a reszta agentów Secret Service latała w helikopterach eskortujących.
Natomiast po zejściu prezydenta z pokładu Marine One dbanie o jego bezpieczeństwo stawało się wyłącznie zadaniem Secret Service.
– Nighthawk Trzy, tu Nighthawk Jeden – powiedział do mikrofonu „Artylerzysta” Grier. – Polećcie przodem i sprawdźcie Drugą Grupę Osłaniającą. Ta radiosfera rozwala nam komunikację. Łapię ich sygnał „wszystko czyste”, ale nie mogę nawiązać kontaktu słownego. Powinni być przy szybie wentylacyjnym. Jeśli zbliżycie się na odpowiednią odległość, sprawdźcie, czy uda wam się nawiązać kontakt ze Strefą Osiem. Dowiedzcie się, co się dzieje z Air Force One.
– Zrozumiałem, Nighthawk Jeden – odparł głos pilota, niesiony na falach krótkich. – Już jestem w drodze.
Stojący za Grierem i Dallas Schofield patrzył, jak prawy super stallion odbija w bok i odlatuje nad pustynię.
Pozostałe dwie maszyny 1. Eskadry Helikopterowej Piechoty Morskiej leciały zaplanowaną trasą.
W zaciemnionym pomieszczeniu przed włączonym monitorem komputera siedział mężczyzna w granatowym ubraniu, ze słuchawkami na głowie, i mówił cicho do mikrofonu:
– Rozpoczynam test pierwszego sygnału satelitarnego… teraz!
Wcisnął znajdujący się na konsolecie przed nim przycisk.
– Co to ma, do cholery… – zaczęła zdziwiona Dallas i dotknęła swoich słuchawek.
– Co się stało? – spytał Grier.
– Nie mam pojęcia – odparła Dallas i obróciła się z fotelem. – Właśnie coś złapałam na detektorze mikrofal.
Popatrzyła na ekran ukazujący przechwycone mikrofale – widać na nim było szereg szpiców i zygzaków – po czym pokręciła głową.
– Dziwne. Wygląda to tak, jakby trafił w nas sygnał mikrofalowy i odbił się.
– Rano była robiona kontrola antypodsłuchowa – oświadczył Grier. – Dwa razy.
Kompleksowe sprawdziany, czy w Marine One – albo w ubraniach pasażerów – nie umieszczono urządzeń podsłuchowych, wykonywano z rygorystyczną regularnością. Umieszczenie w helikopterze prezydenckim jakiegokolwiek urządzenia nadawczego lub odbiorczego było praktycznie niemożliwe.
Dallas popatrzyła na ekran i wzruszyła ramionami.
– Sygnał jest zbyt słaby, nie mógłby być więc ani nośnikiem mowy, ani danych komputerowych. Nikt nie przesłał ani nie przejął jakichkolwiek informacji… to było tak, jakby ktoś sprawdzał tylko, czy jesteśmy. – Odwróciła się do Griera zdziwiona.
Pilot prezydenckiego helikoptera zmarszczył czoło.
– Być może to tylko wyładowanie w radiosferze albo odbity impuls mikrofalowy, nie lekceważmy jednak tego. – Odwrócił się do Schofielda. – Kapitanie, czy nie miałby pan nic przeciwko temu, aby przejść się po maszynie i sprawdzić wszystko jeszcze raz za pomocą czarodziejskiej różdżki?
Читать дальше