– Udowodnić? – Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. – Chcesz mi powiedzieć, że masz już podejrzanego?
– Nie mam żadnych dowodów…
– Kto? – Zapaliłam papierosa.
Bill zapatrzył się gdzieś przez okno.
– Abby Turnbull znajduje się na szczycie mojej listy podejrzanych.
– A już myślałam, że powiesz mi coś, czego sama nie mogłabym się domyślić.
– Mówię bardzo poważnie, Kay.
– Wiem, że jest ambitną reporterką – rzekłam z irytacją. – Szczerze mówiąc, mam już dość ustawicznego słuchania jej nazwiska, nie jest jednak aż tak wpływowa, za jaką wszyscy ją uważają.
Bill odstawił kieliszek na stół z głośnym brzękiem.
– Jak cholera – odparł, patrząc na mnie ze złością. – Ta kobieta to istna żmija. Wiem, że jest ambitną dziennikarką… ale jest gorsza, niż ktokolwiek to sobie wyobraża – złośliwa, doskonale potrafi manipulować ludźmi, a na dodatek szalenie niebezpieczna. Ta suka nie zawaha się przed niczym.
Jego wściekłość tak mnie zdumiała, że przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jeszcze nigdy nie słyszałam, by Bill kogokolwiek określał podobnymi epitetami… zwłaszcza kogoś, kogo – jak zakładałam – ledwie znał.
– Pamiętasz ten artykuł, który o mnie napisała jakiś miesiąc temu?
Nie tak dawno temu w „Timesie” pojawił się artykuł o Billu; była to dość długa elaboracja i choć nie pamiętałam żadnych szczegółów, wiem, że uderzyła mnie jej wyjątkowa bezbarwność, biorąc pod uwagę, kto ją napisał. Tak też mu powiedziałam.
– Jeżeli mnie pamięć nie myli, ten artykuł był zupełnie nieszkodliwy; nie wyrządził ci żadnej szkody ani nie wyświadczył przysługi.
– I był po temu powód – odparł gwałtownie. – Podejrzewam, że to nie było to, co panna Turnbull chciała tak naprawdę napisać.
Wcale nie chodziło mu o to, że przydział ją nudził; za jego słowami kryło się coś jeszcze.
– Jej wywiad był dla mnie wprost koszmarny. Cały dzień jeździła ze mną samochodem, chodziła ze mną na spotkania służbowe, do diabła, polazła za mną nawet do pralni chemicznej. Wiesz, jacy są dziennikarze. Pójdą za tobą nawet do kibla, jeżeli im na to pozwolisz. Cóż, powiedzmy, że wraz z nastaniem wieczora zajścia przyjęły dość dziwaczny i zdecydowanie nieoczekiwany obrót.
Zawahał się, bym zrozumiała podtekst. Zrozumiałam aż za dobrze. Patrząc na mnie z zaciętą miną, kontynuował:
– Zupełnie mnie zaskoczyła. Wyszliśmy z mojego ostatniego spotkania około ósmej wieczorem… Turnbull chciała mi zadać jeszcze kilka pytań i nalegała, żebyśmy zjedli razem kolację.
Gdy tylko wsiedliśmy po kolacji do samochodu, jeszcze na parkingu restauracji, powiedziała, że źle się czuje. Zbyt wiele wypiła czy coś takiego. Chciała, bym podrzucił ją do domu zamiast do redakcji, przed którą zostawiła swój wóz. No więc zawiozłem ją do domu. Kiedy zaparkowałem przy chodniku, rzuciła się na mnie… nie ze złością, tylko zaczęła się do mnie kleić. To było obrzydliwe.
– No i co dalej? – zapytałam tak, jakby mnie to niewiele obchodziło.
– No i nie zachowałem się jak dżentelmen. Upokorzyłem ją, dając kosza, choć wcale tego nie chciałem, i od tej pory wiedźma się na mnie uwzięła. Nie daje mi spokoju.
– Co takiego? Wydzwania do ciebie? Przysyła ci listy z pogróżkami? – Nie traktowałam tego poważnie, ale nie byłam przygotowana na to, co powiedział w następnej chwili:
– Chodzi mi o to gówno, które wypisuje. O to, że być może włamała się do twojego komputera. Może to i wariactwo, ale moim zdaniem kierują nią osobiste pobudki…
– Chodzi ci o te przecieki? Chcesz mi wmówić, że włamała się do mojej bazy danych i wypisuje okropne szczegóły o tych sprawach tylko po to, by dobrać ci się do skóry?
– Jeżeli te sprawy trafią do sądu, to kto na tym, u licha, ucierpi?
Nie odpowiedziałam; wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem.
– Ja! To ja będę oskarżycielem w tych sprawach. Tego typu świństwa często nie mają szans w sądzie, zbyt wiele poszlak, za mało dowodów… rozsmarują to wszystko w gazetach i jak ja na tym wyjdę? Nikt nie przyśle mi kwiatów ani podziękowań. Chyba wiesz o tym, Kay? Ta jędza się mnie uczepiła, ot co!
– Bill – rzekłam, zniżając głos. – Ona jest reporterem i do jej obowiązków należy agresywne zdobywanie wiadomości, a potem publikowanie ich bez względu na sytuację. Poza tym sprawy wezmą w sądzie w łeb w chwili, gdy oskarżony przyzna się do winy, a nie będziemy mieć żadnych dowodów jego przestępstwa. Tylko wtedy adwokat doradzi mu zmianę stanowiska. Tylko wtedy wycofa zeznania. I tylko wtedy powiedzą, że facet jest psychotykiem, a szczegóły zbrodni zna z gazet i wyobraził sobie, że to on je popełnił. Ale potwór, który zamordował te kobiety, nigdy się do tego nie przyzna. Uwierz mi na słowo.
Bill wysączył kieliszek duszkiem i ponownie go napełnił.
– Może gliny zdejmą go jako podejrzanego i zmuszą do mówienia? Nie jest to wykluczone. Jego zeznania mogą być jedynym obciążającym go dowodem, skoro nie mamy innych dowodów rzeczowych…
– Nie mamy dowodów rzeczowych? – Chyba się przesłyszałam. Czyżby alkohol aż tak go zamroczył? – Drań przy każdej z ofiar zostawił po sobie mnóstwo spermy! Jeżeli zostanie złapany, wyniki testów DNA na pewno go przyszpilą…
– Taak, pewnie! Wyniki testów DNA tylko raz zostały dopuszczone jako dowody w sądzie w Wirginii. W skali całego kraju niewiele jest podobnych precedensów… a wszystkie wyroki ogłoszone na podstawie tego typu dowodów zostały oddane do rozpatrzenia przez sąd apelacyjny. Spróbuj wyjaśnić sędziom przysięgłym w Richmond, że podejrzany jest winny, gdyż próbki DNA się zgadzają. Będziesz mieć szczęście, jeżeli znajdziesz przysięgłego, który będzie wiedział, co to jest DNA! Właśnie z tym mamy do czynienia w naszych sądach…
– Bill.
– Do diabła! – Zaczął gwałtownie przechadzać się po kuchni. – Wystarczająco trudno jest gościa skazać, jeżeli pięćdziesięciu świadków zezna, że widziało, jak pociągał za spust. Obrona powoła niezliczoną ilość świadków, by wszystko zamącić… ty najlepiej ze wszystkich ludzi powinnaś wiedzieć, jak skomplikowane są testy genetyczne.
– Bill, w przeszłości wyjaśniałam ławie przysięgłych równie zawiłe sprawy.
Zaczął coś mówić, lecz powstrzymał się w ostatniej chwili. Wyglądając przez okno, pociągnął duży łyk wina.
Zapanowała ciężka, nieprzyjemna cisza. Jeżeli wynik procesu zależałby tylko i wyłącznie od wyników testu DNA, stawiało mnie to w pozycji jedynego świadka-eksperta, kluczowego dla oskarżenia. Nieraz byłam już w takim położeniu i nigdy do tej pory nikomu to nie przeszkadzało.
Tym razem coś było nie tak.
– O co chodzi? – Zmusiłam się do pytania. – Jesteś zaniepokojony z powodu naszego związku? Myślisz, że ktoś się domyśli i zdyskredytuje moje słowa, ponieważ jesteśmy ze sobą związani? Oskarży mnie o naciąganie dowodów, tak by służyły oskarżeniu?
Spojrzał na mnie i zaczerwienił się lekko.
– Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Nasz związek nie ma tu nic do rzeczy… wyszliśmy kilka razy na kolację, poszliśmy parę razy do teatru i to wszystko…
Nie musiał kończyć zdania. Nikt o nas nie wiedział. Najczęściej Bill przyjeżdżał do mnie albo jechaliśmy na kolację w jakieś odległe miejsce, na przykład do Williamsburga albo Waszyngtonu, gdzie było mało prawdopodobne, że wpadniemy na kogoś znajomego. Poza tym to mnie zazwyczaj bardziej niż jemu przeszkadzało, że ktoś może nas posądzić o romans.
Читать дальше