Miał zacięty wyraz twarzy, a w jego oczach widziałam napięcie.
– Ostatnie morderstwo to beczka prochu – odpowiedział mi wreszcie z niechęcią. – W sprawie zabójstwa Lori Petersen są pewne szczegóły, o których nikt nie chce mówić, a o których, dzięki Bogu, reporterzy nic jeszcze nie wiedzą. Ale to tylko kwestia czasu. Ktoś się o tym dowie, prędzej czy później, i jeżeli już teraz nie zajmiemy się tą sprawą dyskretnie i sensownie, może nam wybuchnąć prosto w twarz.
Tanner przejął pałeczkę.
– Władze miasta są doprawdy w wyjątkowo niezręcznej sytuacji. – Zerknął na Amburgeya, który skinął mu głową, aby kontynuował. – Stała się rzecz nie do pomyślenia. Wyszło na jaw, że Lori Petersen zadzwoniła na policję wkrótce po przyjściu do domu, wczesnym rankiem w sobotę. Dowiedzieliśmy się tego od jednego z policjantów, który pełnił wtedy służbę na centrali i przyjmował telefony. Jedenaście minut przed pierwszą w nocy centrala 911 odpowiedziała na telefon. Na ekranie komputera pojawił się adres rezydencji Petersenów, lecz połączenie zostało nieomal natychmiast przerwane.
– Jak pewnie sobie przypominasz – wtrącił Boltz, patrząc na mnie – na nocnej szafce koło łóżka stał telefon, z kablem wyrwanym ze ściany. Domyślamy się, że doktor Petersen obudziła się, gdy morderca był już w jej domu; udało się jej złapać za słuchawkę i wykręcić numer policji, zanim ją powstrzymał. Jej adres pojawił się na monitorze w centrali. To wszystko; nikt się nie odezwał. Tego typu telefony, szczególnie kierowane pod numer 911, są bezpośrednio przekazywane policjantom w wozach patrolowych. Dziewięć przypadków na dziesięć to pudła, żarty podchmielonych gówniarzy… ale tego jednego przypadku na dziesięć nigdy nie możemy być pewni. Nigdy nie mamy pewności, czy osoba dzwoniąca nie jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie albo czy na przykład właśnie nie dostała zawału. Dlatego ludzie obsługujący centralę mają obowiązek nadania takiemu telefonowi najwyższego priorytetu. Oficer przyjmujący takie zgłoszenie ma obowiązek przekazać je natychmiast najbliżej znajdującemu się wozowi patrolowemu i wysłać go pod wskazany adres. Tym razem tak się nie stało. Policjant, który przyjął telefon Lori Petersen, a który niedawno został właśnie za to zawieszony, nadał zgłoszeniu czwarty priorytet.
– Tamtej nocy wiele się działo na ulicach – wtrącił Tanner. – Ludzie co chwilę wywoływali się przez radio, a im więcej zgłoszeń przyjmujesz, tym łatwiej nadajesz im niższy priorytet od pożądanego. Problem polega na tym, że gdy już raz przydzieliłeś zgłoszeniu numerek, nie ma odwrotu. Ten, kto je potem rozdziela, nie wie, o co chodzi, widzi tylko numery priorytetów. Nie zaprzątnie sobie uwagi numerem czwartym, dopóki nie rozdzieli pilniejszych zgłoszeń… trójek i dwójek… ludziom na ulicach.
– Nie ma wątpliwości, że facet z centrali telefonicznej dał dupy – odezwał się łagodnie Amburgey. – Ale chyba nietrudno zrozumieć, dlaczego się tak stało.
Byłam tak spięta, że ledwie mogłam oddychać.
Boltz podjął wątek tym samym, bezbarwnym tonem:
– Dopiero jakieś czterdzieści pięć minut później wóz patrolowy przejechał obok rezydencji Petersenów; policjanci twierdzą, że zaświecili latarką przez frontowe okna. Światła były pogaszone, a wszystko wyglądało, jakby było w porządku. W tym czasie dostali zgłoszenie kłótni rodzinnej, więc szybko wrócili do wozu i odjechali. Niedługo potem Matt Petersen wrócił do domu i znalazł ciało żony.
Mężczyźni nagle zaczęli mówić jeden przez drugiego, wyjaśniając i komentując; wspomnieli sprawę Howarda Beacha i strzelaniny w Brooklynie, gdzie policja nie odpowiedziała na wezwanie, wskutek czego zginęło kilka osób.
– Sądy w Waszyngtonie postanowiły, że nie można oskarżyć rządu o to, iż nie potrafi ustrzec obywateli przed przestępstwami.
– Czyli to, co robi bądź czego nie robi policja, nie ma najmniejszego znaczenia.
– Ano, nie. Jeżeli ktoś zechce nas oskarżyć, zapewne wygramy proces, lecz stracimy dobre imię.
Ledwie ich słyszałam. Przed oczyma widziałam straszliwe obrazy. Uświadomił mi je dopiero fakt, że otrzymano zgłoszenie 911 i odrzucono je.
Już wiedziałam, co się stało.
Lori Petersen wróciła do domu zmordowana po dwunastu godzinach spędzonych na ostrym dyżurze; mąż powiedział jej poprzedniego wieczora, że wróci później niż zwykle. Poszła do łóżka, może planując zdrzemnąć się chwilę do czasu, aż wróci on do domu – sama to robiłam, gdy wracałam do domu po dyżurze ze szpitala i czekałam, aż Tony dotrze do domu z biblioteki w Georgetown. Obudziła się, słysząc kogoś chodzącego po domu, zaspana, zawołała męża po imieniu.
Nikt jej nie odpowiedział.
W tej jednej chwili, która musiała się wlec jak cała wieczność, Lori Petersen zrozumiała, że osoba przebywająca w jej domu nie jest Mattem.
Spanikowała, schwyciła za telefon i pospiesznie wystukała 911, lecz morderca był szybszy. Wyrwał kabel telefoniczny ze ściany, zanim zdążyła zawołać pomocy.
Może wyrwał jej słuchawkę z ręki. Może wrzasnął na nią, a ona zaczęła go błagać, by jej nie krzywdził? Zakłóciła rytuał, wytrąciła go z równowagi.
Na pewno go to rozwścieczyło. Możliwe, że to właśnie wtedy ją uderzył i połamał jej żebra. Kiedy skuliła się z bólu, mógł rozejrzeć się po pokoju; lampka przy łóżku była włączona… i mógł z łatwością dostrzec nóż myśliwski leżący na blacie biurka.
Temu morderstwu można było zapobiec! Można było powstrzymać szaleńca…
Gdyby jej telefonowi nadano pierwszy priorytet, gdyby od razu przydzielono go jakiemuś wozowi patrolowemu, policja byłaby w domu Petersenów w ciągu kilku minut. Zauważyliby zapalone światło w sypialni – morderca nie mógł odciąć kabli i związać swej ofiary w ciemności. Jeżeli policjanci wysiedliby z wozu, z pewnością coś by usłyszeli. A nawet jeżeli nie, może obeszliby dom, zobaczyli ławkę podsuniętą pod okno łazienki, przeciętą siatkę… Rytuał zabójcy wymagał sporo czasu. Policja mogła znaleźć się na miejscu, zanim ten drań ją zamordował!
Zaschło mi w ustach; musiałam wypić prawie całą filiżankę kawy, zanim zdołałam zapytać:
– Ile osób wie o tym?
– Nikt o tym nie mówi, Kay – odpowiedział Boltz. – Nawet sierżant Marino nie ma o tym pojęcia. A w każdym razie szczerze wątpię, by wiedział. Tej nocy nie miał służby, wyciągnęliśmy go z domu, kiedy mundurowi pojawili się na miejscu zbrodni. W departamencie policji powiedzieliśmy, że ktokolwiek wie o tym, ma trzymać gębę na kłódkę.
Wiedziałam, co to oznaczało. Dzięki zmowie milczenia winny policjant wróci do drogówki albo za biurko na posterunku.
– Jedynie dlatego informujemy panią o tym niefortunnym zdarzeniu, że musi pani znać powody nami kierujące, by zrozumieć kroki, jakie chcemy podjąć – odezwał się Amburgey, wolno cedząc słowa.
Siedziałam spięta i przyglądałam mu się z napięciem. Właśnie miałam się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. I dobrze.
– Wczoraj wieczorem rozmawiałem z doktorem Spiro Fortosisem, psychiatrą sądowym, który był na tyle miły, by podzielić się ze mną spostrzeżeniami. Omawiałem te sprawy z FBI. Chodziło mi o zebranie opinii ekspertów… wszyscy są zgodni, że tego typu mordercę podnieca zainteresowanie tłumów. Kiedy czyta o swoich wyczynach, puszy się i następnym razem chce zaszokować ich jeszcze bardziej, by znowu o nim napisali.
– Nie możemy ograniczać wolności prasy – przypomniałam mu bezpardonowo. – Nie mamy możliwości kontrolowania tego, co piszą dziennikarze.
Читать дальше