Kaseta obracała się wolno, choć z magnetofonu nie wydobywał się żaden dźwięk; potem Marino odkaszlnął.
Chwilę później usłyszałam jego głos mówiący do Beckera: – Masz może zapasową kasetę w samochodzie?
Odpowiedział Petersen, niewyraźnie, jakby płakał: – Mam kilka w sypialni, przyniosę.
– Ojej – rozległ się chłodny głos Marino. – To szalenie uprzejme z twojej strony, Matt.
Dwadzieścia minut później Matt Petersen zaczął opowiadać o tym, jak znalazł ciało swojej żony.
Okropne było słyszeć to wszystko, lecz nie widzieć mówiącego. Nic nie zakłócało mojej uwagi, więc dałam się ponieść jego słowom, wspomnieniom, zabierającym mnie w mroczne zakamarki świata, którego nie chciałam oglądać.
Taśma powoli się okręcała w magnetofonie.
– …Uhm, nie, jestem tego pewien. Nie zadzwoniłem do niej przed wyjazdem, nigdy tego nie robiłem. Po prostu zaraz po próbie, gdy tylko zmyłem makijaż i zdjąłem kostium, wsiadłem do samochodu i pojechałem do Richmond. Było chyba około wpół do pierwszej w nocy. Bardzo się spieszyłem; nie widziałem się z nią cały tydzień. Koło drugiej zaparkowałem samochód przed domem. Pamiętam, że zdziwiłem się, bo wszystkie światła były zgaszone… pomyślałem, że Lori już poszła spać. Miała bardzo wyczerpujący plan zajęć: dwanaście godzin na dyżurze i dwadzieścia cztery wolne. Pracowała w piątek do północy, miała mieć wolną sobotę… dzisiaj. Jutro miała pracować od północy, do południa w poniedziałek. Wolny wtorek i znowu środa, od południa, do północy. Tak to szło… Otworzyłem drzwi frontowe i zapaliłem światło w salonie; wszystko wyglądało normalnie. Zwróciłem na to uwagę, choć przecież nie miałem żadnego powodu, by szukać dziwnych szczegółów. Pamiętam, że światło w korytarzu było wyłączone, a Lori zazwyczaj zostawiała je dla mnie zapalone… zawsze najpierw szedłem do sypialni. Jeżeli nie była zbyt zmęczona, a prawie nigdy nie była, siedzieliśmy w łóżku, pijąc wino i rozmawiając… często zasypialiśmy dopiero nad ranem, a potem, w sobotę, spaliśmy do południa… Pamiętam, że byłem zdziwiony… coś mnie rozpraszało. W sypialni… z początku prawie nic nie widziałem, bo światła… światła, rzecz jasna, były zgaszone. Ale czułem, że coś jest nie tak. Zupełnie tak, jakbym to wyczuł, zanim jeszcze zobaczyłem. Tak jak zwierzę instynktownie wyczuwa niebezpieczeństwo. I czułem coś dziwnego, co jeszcze potęgowało mój niepokój.
Marino: – Co czułeś? Jakiś zapach?
Cisza.
– Usiłuję sobie przypomnieć. Ledwie zdawałem sobie z tego sprawę… ale niepokoił mnie. To był taki dziwny zapach… słodki, lecz jednocześnie jakby zepsuty. Bardzo dziwny.
Marino: – Masz na myśli coś podobnego do zapachu ciała?
– Podobny, ale nie do końca. Był taki jakby słodkawy. Nieprzyjemny. Trochę jak pot…
Becker: – Czy przypominał może jakiś inny znany ci zapach?
Chwila przerwy.
– Nie, to nie było podobne do niczego, co kiedykolwiek wcześniej czułem. Był ledwie wyczuwalny, lecz odbierałem go wyraźnie, może dlatego, że było tak ciemno i nic nie widziałem… kiedy wszedłem do sypialni, przez kilka chwil też nic nie widziałem. W środku było bardzo cicho i spokojnie… pierwsze, co uderzyło w moje zmysły, to ten zastanawiający zapach. Przeszło mi przez myśl, zupełnie nie wiem dlaczego, że może Lori jadła coś w łóżku. Nie wiem… to pachniało jak wafle… albo syrop. Ona czasem miała takie napady… gdy była zdenerwowana albo smutna, zjadała niesamowite ilości słodyczy. Odkąd zacząłem jeździć na zajęcia do Charlottesville, przybrała sporo na wadze.
Głos mu drżał coraz bardziej.
– Ten zapach był taki dziwny… jakby choroby. Pomyślałem, że może źle się czuje i cały dzień spędziła w łóżku. To by wyjaśniało, dlaczego światła były zgaszone i dlaczego nie zaczekała na mnie z pójściem spać.
Cisza.
Marino: – I co się dalej działo, Matt?
– Moje oczy zaczęły przyzwyczajać się do ciemności, lecz nie rozumiałem tego, co zobaczyłem. Z mroku wyłoniło się łóżko, lecz to, w jaki sposób zwisała z niego kapa i pościel, zupełnie nie miało sensu. I ona. Leżała na górze, w przedziwnej pozycji, i kompletnie nic na sobie nie miała. Boże… Serce podeszło mi do gardła, zanim jeszcze zrozumiałem, co widzę. A kiedy włączyłem światło i zobaczyłem ją… krzyczałem, ale nie słyszałem własnego głosu. Zupełnie jakbym krzyczał tylko we własnym umyśle. Jakby mój mózg… zobaczyłem plamę na pościeli, czerwoną, i krew wypływającą z jej nosa i ust. Twarz… To nawet nie wyglądało jak ona. To nie była ona, tylko ktoś inny. Jakiś żart, koszmarny dowcip. To nie wyglądało jak moja Lori…
Marino: – I co było dalej, Matt? Czy dotykałeś jej, czy poruszyłeś cokolwiek w tym pokoju?
Długa chwila ciszy, podczas której słychać było tylko gwałtowny, urywany oddech Petersena.
– Nie. To znaczy, tak. Dotknąłem jej. Nie myślałem o tym, co robię, tylko jej dotknąłem… jej ręki, ramienia. Nie pamiętam. Była jeszcze ciepła. Ale gdy usiłowałem wyczuć puls, zupełnie nie mogłem znaleźć nadgarstków… bo leżała na nich. Były pod jej plecami, związane… Zacząłem dotykać jej szyi i wtedy zauważyłem kabel. Chyba usiłowałem sprawdzić, czy jej serce bije, ale nie pamiętam. Wiedziałem… wiedziałem, że nie żyje. Wyglądała… jakby już była martwa. Pobiegłem do kuchni i zadzwoniłem, ale nie pamiętam, co powiedziałem… nie mogę sobie nawet przypomnieć, jak wykręciłem dobry numer. Wiem jednak, że zadzwoniłem na policję, a potem zacząłem przechadzać się po kuchni… chodziłem tam i z powrotem. W końcu wróciłem do sypialni. Oparłem się o ścianę, płakałem i mówiłem do niej. Po prostu mówiłem do niej, dopóki nie przyjechała policja. Powtarzałem jej, że to nie może być prawda. Podchodziłem do niej i znowu wycofywałem się pod drzwi, błagając ją, by to nie była prawda. Czekałem, aż ktoś wreszcie przyjedzie mi na pomoc, ale to trwało całą wieczność…
Marino: – Jeżeli chodzi o te kable, którymi była związana… Czy ruszałeś je? Czy dotykałeś jeszcze czegoś w tym pokoju? Pamiętasz?
– Nie. To znaczy nawet jeżeli czegoś dotknąłem, to nie pamiętam. Ale chyba nie. Coś mnie przed tym powstrzymywało. Chciałem ją okryć, lecz coś mnie powstrzymało. Coś mi powiedziało, że lepiej będzie, jeżeli nie będę jej dotykać.
Marino: – Masz w domu nóż?
Cisza.
Marino: – Pytałem cię o nóż, Matt. Znaleźliśmy nóż myśliwski, taki z kompasem i schowkiem na zapałki.
Zdziwienie: – Och. Taak. Kupiłem go kilka lat temu. To był jeden z tych noży, które można zamówić z katalogu… kosztował pięć dziewięćdziesiąt pięć czy coś takiego. Kiedyś chodziłem po górach i zabierałem go ze sobą na te wyprawy. Był bardzo poręczny… te zapałki, żyłka z haczykiem na ryby… i w ogóle.
Marino: – Gdzie go ostatni raz widziałeś?
– Na biurku. Leżał na biurku… wydaje mi się, że Lori otwierała nim listy. Nie mam pojęcia… wiem tylko, że leżał tam już od wielu miesięcy. Może lepiej się czuła, gdy miała go pod ręką… Bała się spać sama w pustym domu… chciałem kupić psa, ale była uczulona na sierść.
Marino: – Jeżeli dobrze słyszę, Matt, to mówisz mi, że nóż leżał na biurku, gdy go ostatni raz widziałeś. Kiedy to było? W zeszłą sobotę albo niedzielę, gdy byłeś w domu na weekend… kiedy wymieniałeś siatkę w oknie w łazience, tak?
Brak odpowiedzi.
Marino: – Czy znasz jakiś powód, dla którego twoja żona mogłaby przenieść nóż gdzie indziej, na przykład do komody? Czy robiła kiedyś coś podobnego w przeszłości?
Читать дальше