Michael zawsze był wyczulony na potrzeby abonentów tkwiących w sieci obsesyjnych i kompulsywnych pragnień generowanych przez Co będzie potem? Lubił wyobrażać sobie siebie jako pisarza nowej epoki, poetę przyszłości. Uważał, że tradycyjni autorzy, którzy poświęcają miesiące i lata na tworzenie historii na papierze, są dinozaurami i nieuchronnie zmierzają ku zagładzie. Sam z dumą używał innego języka – ten nie był zawężony do angielskiego, rosyjskiego czy japońskiego. Nie ograniczały go ramy płótna, jego pociągnięcia pędzlem stale się zmieniały, przeobrażały. W odróżnieniu od reżysera filmowego, nie musiał zmieścić się w żadnym budżecie i tworzył obrazy pełne niepewności i zaskoczenia. Nie był przywiązany do żadnego dialektu ani środka wyrazu. On – artysta nowoczesny – łączył film, wideo, Internet, słowa i performance w jedno mieszane medium, a jego przekaz zwracał się ku przyszłości, nie czasom minionym. Myślał o sobie jako po części dokumentaliście, po części producencie i w stu procentach nowatorze. Jego projekt był spontaniczny.
W najmniejszym stopniu nie przejmował się tym, że dzieło opiera się na przestępstwie. Postęp w sztuce zawsze wymaga ryzyka, myślał.
Linda spała zagrzebana w wymiętej pościeli. Cicho, miarowo, spokojnie oddychała. Jej długie nogi były odkryte, skóra połyskiwała. Leżała na boku, z poduszką przyciśniętą do brzucha, a pod prześcieradłem, którym owinęła plecy i ramiona, rysowała się krągłość piersi. Wyobrażał sobie, że Linda ma szczęśliwe sny, pełne prostych magicznych obrazów.
Czasem, kiedy spała, łapał się na tym, że na nią patrzy. Wtedy odnosił wrażenie, że widzi, jak Linda się starzeje, jak jej idealnie gładka skóra blednie i pokrywa się zmarszczkami, a jędrne ciało wiotczeje. Wyobrażał sobie, jak razem dożywają starości, a potem stwierdzał, że to niemożliwe; zawsze pozostaną młodzi.
Od czasu do czasu zerkał na monitory, by sprawdzić, co u Numeru 4. Wyglądało na to, że też śpi – a przynajmniej od godziny prawie się nie ruszała. Podejrzewał, że jej sny są niespokojne. Numer 1 i Numer 2 często krzyczały przez sen. Numer 3 jęczała, szarpała więzy – przedsmak oporu, jaki stawiała im na jawie. Przez to Seria numer 3 skończyła się wcześniej, niż tego sobie życzył – bo Numer 3 po prostu kosztowała ich za dużo sił i zdrowia. Jednak nawet w tym krótkim czasie wiele się od Numeru 3 nauczył – i zdobyte doświadczenie wykorzystywał w podejściu do Numeru 4.
Wcisnął kilka klawiszy i zrobił zbliżenie. Numer 4 miała lekko rozchylone usta, jej szczęka była jak zabetonowana. Zaraz zacznie krzyczeć, uznał.
Są krzyki spowodowane tym, co się człowiekowi śni. Są krzyki wywołane tym, co go spotyka na jawie. Nie był pewien, które gorsze. Numer 4 wie, pomyślał.
Westchnął i przeczesał palcami swoje długie włosy. Poprawił okulary na nosie. Zastanowił się, czy ma dość czasu na szybki prysznic. Zauważył, że Numer 4 drgnęła i jej ręka mimowolnie powędrowała do łańcucha na szyi. Śni, że tonie, domyślił się. Albo że się dusi. A może że pogrzebano ją żywcem.
Patrzył dalej, przekonany, że Numer 4 za kilka minut się obudzi. Sny były tak wyraziste, tak przerażające, że często powodowały raptowne przebudzenie. Przynajmniej tak mu się wydawało.
Jednym z problemów związanych z podtrzymywaniem dezorientacji – Michael wiedział, że to zasadniczy element całego programu – było to, że dziewczyna budziła się o przedziwnych porach, wytrącona ze zwykłego rytmu: wstajesz rano, w dzień czuwasz, nocą śpisz. Miało to swoje plusy – Serię numer 4 oglądano w wielu strefach czasowych, w wielu częściach świata, a mimo to wszyscy widzowie, gdziekolwiek kto przebywał, wcześniej czy później oglądali sobie na żywo coś frapującego. To jednak utrudniało życie jemu i Lindzie – musieli zmieniać się na warcie, żeby jedno z nich mogło się przespać. Ich pasja do projektu brała się między innymi z tego, że dzielili się spostrzeżeniami i podnieceniem, które towarzyszyło tworzeniu wspólnego dzieła. Najlepsze chwile jednak często przychodziły wtedy, gdy czuwało tylko jedno z nich, a to było frustrujące.
W ich pierwszych dwóch podejściach do cobedziepotem.com ta ciągłość akcji okazała się ogromnym mankamentem. Czuli się wyczerpani – i ostatecznie ledwo starczyło im sił, żeby zakończyć program.
Po długich dyskusjach Michael i Linda rozwiązali tę kwestię za pomocą elektroniki. Nagrywali wydarzenia, nagrywali chwile snu, tworzyli programy w programie – tak że główny wątek Serii numer 4 był stale odnawiany, cofany, odtwarzany. Michael stał się specjalistą od Final Cut i innych programów do montażu. Nauczył się też sklejać różne sekwencje, więc kiedy w transmisji robiły się dłużyzny, wysyłał widzom coś ciekawszego.
Michael wpadł na ten pomysł, kiedy analizował współczesne porno. Odkrył, że ludzie mogą na okrągło oglądać jeden i ten sam film pokazujący spółkujących aktorów, jakby każdy jęk i każda pieszczota za każdym razem zaczynały się od nowa.
Miał jednak dość rozsądku, by zrozumieć, że nawet najbardziej śmiała pornografia w końcu powszednieje. Co tu dużo mówić: była przewidywalna. Doszedł do tego, że potrafił wskazać schemat całej kolekcji wideo dostępnej w Internecie – tyle i tyle minut jeden element aktu seksualnego, potem drugi i trzeci – następowały w wojskowym porządku – aż do nieuchronnej, kończącej się w szeroko otwartych ustach kulminacji.
Michael za wszelką cenę chciał wyłamać się z tej konwencji.
Piękno Serii numer 4 leżało w jej nieprzewidywalności.
Nikt nigdy nie odgadnie, co wydarzy się przed kamerą. Nikt nie przewidzi dalszego ciągu. Nie będą mogli odgadnąć czasu trwania serii, nie znajdą jej głównego motywu.
Prawie naga nastolatka przykuta łańcuchem do ściany w nijakim pomieszczeniu… to jak płótno, na którym można narysować wszystko.
Był z tego niezwykle dumny. Z Lindy też. To ona nalegała, żeby do Serii numer 4 wzięli „…kogoś młodego, świeżego…” Przekonywała, że związane z tym zwiększone ryzyko to nic w porównaniu z rozgłosem, jaki zyskają w Internecie – co poszerzy bazę ich klientów. Nieustępliwa i zdeterminowana wykorzystała całą wiedzę zdobytą na studiach biznesowych i w praktyce zawodowej, by wzmocnić swoje argumenty.
W tej kwestii – jak w wielu innych – Michael musiał przyznać jej rację.
Numer 4 będzie najciekawszym dramatem ze wszystkich, które stworzyli.
Linda poruszyła się za jego plecami. Uśmiechała się przez sen. Uśmiechnął się do niej; miał ochotę pogłaskać ją po nodze, ale kiedy już wyciągał rękę, rozmyślił się. Potrzebuje odpoczynku, stwierdził. Nie powinien jej przeszkadzać.
Znów odwrócił się do komputera. Przyszedł mejl od kogoś, kto podpisał się nickiem Magicman88, z propozycją: „Numer 4 powinna się gimnastykować, żebyśmy mogli w pełni podziwiać jej figurę”.
Michael odpisał: „Tak. Wszystko w swoim czasie”.
Lubił dawać abonentom poczucie, że pomagają kontrolować sytuację, i zapisał w scenariuszu, by kazać Numerowi 4 zrobić kilka pompek, przysiadów i pobiegać w miejscu.
Rozsiadł się wygodnie w fotelu i zaczął się zastanawiać: Jeśli każę jej się gimnastykować, co o tym pomyśli?
Ciekawe: Czy owca, gdy dają jej więcej jedzenia, wie, że tuczą ją na rzeź?
– Nie – szepnął na głos. – Będzie przekonana, że to służy czemuś innemu. Nie dostrzeże w tym teatru.
Linda przewróciła się na drugi bok. Miło mu się zrobiło, że jest wyczulona nawet na jego szept.
Читать дальше