Może to wcale nie jest takie oczywiste… A jeśli nie chodziło tu o odcięcie się od Portland? Te słowa mogły oznaczać coś zupełnie innego. Ale co? Wyrzuty sumienia?
Głupia jesteś, napomniała się. Ci ludzie wysadzili w powietrze dom Mortona Lightowera razem z jego żoną i dzieckiem, a potem wlali Bengosianowi do gardła straszliwą truciznę. Ale przecież oszczędzili maleńką Caitlin.
Musiało to być coś innego… Przyszło jej do głowy, że osobą, która nadała wiadomość, mogła być kobieta. W e-mailu wspomniano przecież o „siostrach, zaprzęgniętych do niewolniczej pracy”. Jako adresata wybrano ją. Dlaczego właśnie ją, skoro w mieście było tylu innych dziennikarzy?
Doszła do wniosku, iż jeśli autorka listu przejawiała jakieś ludzkie uczucia, warto spróbować się do nich odwołać. Może uda jej się dotrzeć do sumienia tej kobiety. Może tamta coś ujawni: jakieś miejsce, jakieś nazwisko. Możliwe, że napisała to opiekunka Caitlin, nie całkiem pozbawiona ludzkich odruchów.
Pogimnastykowała palce i pochyliła się nad klawiaturą. Do roboty…
Powiedz, dlaczego to robisz? Domyślam się, że jesteś kobietą. Czy mam rację? Istnieją lepsze sposoby osiągnięcia waszych celów niż zabijanie niewinnych ludzi. Wykorzystaj mnie – rozgłoszę twoje przesłanie. Proszę… Obiecuję, że cię wysłucham. Jestem do twojej dyspozycji. Nie zabijaj nikogo więcej… proszę.
Przeczytała napisany tekst. Szansa była niewielka, nawet mniej niż niewielka. Zawahała się, czując, że jeśli wyśle wiadomość, wejdzie na dobre do akcji i całe jej życie się zmieni.
– Sayonara – szepnęła, żegnając się z dawnym życiem, sprowadzającym się do biernego przyglądania się i opisywania zdarzeń, po czym nacisnęła klawisz WYŚLIJ.
Reszta dnia upłynęła mi na pracy. Przez godzinę konferowałam z Tracchiem, a potem wysłałam Jacobiego i Cappy’ego z fotografią Hardawaya do barów w okolicach Berkeley. Za każdym razem, gdy myślałam o wieczorze, czułam, że serce bije mi szybciej. Ale – jak powiedział Molinari – musieliśmy jeść.
Kiedy wróciłam do domu i brałam prysznic, wdychając lawendowy zapach, uśmiechałam się do swoich myśli. Co się ze mną dzieje? Na parapecie szklanka sancerre, a po mojej skórze przechodzą ciarki jak dziewczynie przed pierwszą randką.
Pokręciłam się po domu, usuwając gdzieniegdzie nieporządek, wyrównałam książki na półkach, zajrzałam do kurczaka w piekarniku, nakarmiłam Marthę, ustawiłam stół w taki sposób, żeby było widać zatokę, i nakryłam go. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że wciąż nie mam wiadomości od Jill. Coś było nie w porządku. Nadal w ręczniku i z mokrymi włosami zatelefonowałam do niej ponownie. To już nie jest śmieszne. Oddzwoń natychmiast. Muszą wiedzieć, co się z tobą dzieje…
Zbierałam się, by zatelefonować do Claire z pytaniem, czy Jill nie odezwała się do niej, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Cholera, dopiero 7:45. Molinari przyjechał wcześniej.
Owinęłam głowę drugim ręcznikiem i zaczęłam się miotać – przyciemniłam światła, postawiłam drugi kieliszek, w końcu podeszłam do domofonu.
– Kto tam?
– Przednia straż Bezpieczeństwa Narodowego – usłyszałam głos Molinariego.
– Jak na Bezpieczeństwo Narodowe przybywasz za wcześnie. Czy ktoś ci kiedyś zwrócił uwagę, że nie należy tak robić?
– Przeważnie nie zwracamy uwagi na to, że ktoś nam zwraca uwagę.
– Wpuszczę cię, ale nie wolno ci na mnie patrzeć. – Nie do wiary, miałam go przyjąć w samym ręczniku. Martha stanęła przy mnie. – Otwieram drzwi.
– Mam zamknięte oczy.
– Nie próbuj ich otwierać. Mój pies jest o mnie bardzo zazdrosny…
Przekręciłam klucz i powoli otworzyłam drzwi. Molinari, z narzuconą na ramiona marynarką i bukietem żonkili w ręku, patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Okłamałeś mnie. – Zaczerwieniłam się i zrobiłam krok do tyłu.
– Nie masz się czego wstydzić – stwierdził. – Wyglądasz bosko.
– Poznaj Marthę – powiedziałam. – Zachowuj się, Martho, bo jak nie, Joe wsadzi cię do psiej budy w Guantanamo.
– Hej, Martho. – Molinari kucnął przy mojej suce i zaczął drapać ją za uszami, a ona zamknęła oczy z rozkoszy. – Ty też jesteś śliczna.
Podniósł się i pociągnął za okrywający mnie ręcznik, uśmiechając się lekko.
– Myślisz, że Martha pogniewałaby się na mnie, gdybym powiedział, że marzę o tym, żeby zobaczyć, co jest pod tym ręcznikiem?
Potrząsnęłam głową i ręcznik przykrywający moje włosy osunął się na podłogę.
– Służę uprzejmie. I co o tym powiesz?
– Nie ten ręcznik miałem na myśli – odparł Molinari.
– Porozmawiajcie sobie – powiedziałam, wycofując się – a ja w tym czasie się ubiorę. W lodówce jest wino, czysta i szkocka stoją na kontuarze. W piekarniku piecze się kurczak, którego możesz podlać.
– Lindsay… – zaczął Molinari. Zatrzymałam się.
– Słucham?
Zrobił krok w moją stronę. Serce we mnie zamarło – z wyjątkiem tej jego części, która łomotała jak szalona.
Położył mi ręce na ramionach. Poczułam, że drżę pod jego dotykiem, a nawet odrobinę się chwieję. Przysunął twarz ku mojej tak blisko, że prawie się dotykały.
– Za ile ten kurak będzie gotów?
– Za czterdzieści minut. – Wszystkie włoski na moich ramionach sterczały na baczność. – Mniej więcej.
– Szkoda… Molinari uśmiechnął się. – Ale musi nam wystarczyć.
Powiedziawszy to, pocałował mnie. Gdy tylko jego twarde usta dotknęły moich warg, oblała mnie fala gorąca. Przesunął ręce na moje plecy i przytulił mnie do siebie. Dotyk jego rąk był cudowny. Do diabła, on sam był cudowny.
Drugi ręcznik osunął się na podłogę.
– Muszę cię ostrzec – powiedziałam. – Martha potrafi być bardzo groźna, jeśli się zorientuje, że ktoś ma wobec mnie złe zamiary.
Spojrzał na moją sukę. Leżała skulona w kłębek.
– Nie sądzę, żeby moje zamiary wobec ciebie były takie złe.
Joe Molinari leżał zwrócony twarzą ku mnie, prześcieradła wokół nas były jednym wielkim kłębowiskiem. Zauważyłam, że z bliska był jeszcze przystojniejszy. Jego błyszczące oczy miały kolor ciemnego błękitu.
Nie potrafiłabym znaleźć odpowiednich słów dla określenia, jak wspaniale się czułam… jak naturalnie i swobodnie. Od czasu do czasu przebiegały mi wzdłuż kręgosłupa drobne dreszcze, ale nie było to nieprzyjemne. Minęły dwa lata, od kiedy tak się czułam, lecz tym razem było… inaczej. Niewiele wiedziałam o Molinarim. Jaki był poza biurem? Kto czekał na niego w domu? W gruncie rzeczy nic mnie to w tej chwili nie obchodziło. Wystarczyło, że czułam się wspaniale.
– Może to nieodpowiednia chwila na tego rodzaju pytanie, ale jak wygląda twoje prywatne życie tam na Wschodzie?
Molinari wziął głęboki oddech.
– Nie jest skomplikowane… Flirtuję z moimi podkomendnymi i stażystkami, które spotykam podczas pełnienia obowiązków służbowych. – Roześmiał się.
– Przepraszam cię, ale chyba w tych okolicznościach takie pytanie nie powinno dziwić.
Jestem rozwiedziony, Lindsay. Od czasu do czasu umawiam się z kimś, jeśli czas mi na to pozwala. – Pogłaskał mnie po włosach. – Jeśli pytasz, czy to się często zdarza…
– Co przez to rozumiesz?
– Tak jak z tobą… przy okazji wykonywania zadania. – Spojrzał mi w oczy. – Jestem tu, bo sekundę po tym, jak weszłaś na tamto zebranie… hmm… rozdzwoniły się dzwony. I od tamtego czasu jedyną rzeczą, która mnie bardziej zachwyciła niż twoja sprawność zawodowa, było to, co zobaczyłem, kiedy ściągnąłem z ciebie ręcznik.
Читать дальше