Nie słyszałem, co mówiła. Widziałem, że mocno wspomaga się gestykulacją. Ale Francuzi zeszli na ziemię, a kiedy ruszaliśmy, żaden nie rzucał się do ucieczki – to mi wystarczyło. Inna sprawa, że chyba wolałbym, by zaczęli uciekać. Student był blisko, jeśli mierzyć zasięgiem noktowizora i kaemu; raz-dwa rozwiązałby problem jeńców.
Nie zastrzelił ich. Podjechaliśmy do stojących wozów, Kaśka zatrzymała bewupa.
Wysiadłem tyłem, przez przedział desantu. Po drodze upchnąłem pod posłanie Lechowskiego jeszcze jeden pocisk. Nic nie powiedział. Nie patrzył mi w twarz. Może zasnął, ale nagle zdałem sobie sprawę, że być może właśnie go zabiłem – nie strzelając.
Kiedy podszedłem do Szamockiego, Kaśka była już na miejscu. Ktoś ustawił obok latarkę, jedną z tych uniwersalnych, mogących pełnić funkcję stacjonarnych latarenek. W białym świetle twarz leżącego wyglądała na jeszcze bielszą, a krew – na keczup, dobrany przez kiepskiego charakteryzatora.
Podłożyli mu pod głowę hełmofon, obandażowali czoło i szyję. Do policzka chyba nie bardzo potrafili się zabrać, więc kucająca obok Patrycja po prostu trzymała tampon. Może czekała, aż sam przyschnie.
Szamocki miał zamknięte powieki. Wyglądał, jakby spał.
– Walnęli na wylot przez tę górkę. Podkalibrowym. Dobrze, że to nie goły piach, tylko trochę kamieni, boby nas… Ale pancerz przebiło. Dostał odłamkami.
Popatrzyłem na Studenta. Przewiesił glauberyta przez szyję, no i zmienił magazynek na długi. Mógł strzelać szybciej i dłużej.
– Nieprzytomny? – zapytałem cicho.
– Ważne, że niezdolny do dowodzenia. – Odczekał chwilę, po czym wzruszył ramionami.
– Chyba moja kolej.
Patrycja dała sobie spokój z tamponem. Dźwignęła się powolnym, ale i wymownym ruchem. Tampon upadł na ziemię. Kaśka, po sekundzie wahania, podniosła go, przejęła porzucone przez jasnowłosą stanowisko pielęgniarki.
– Kleczko, do peryskopu – zadysponował Student. – Pilnuj żabojadów. Jakby coś kombinowali, wołaj.
Ubrany w piżamę chłopak bez wahania skoczył w stronę bewupa.
– Chwila moment – warknęła Patrycja. – Kto powiedział, że to ty dowodzisz?
– A niby kto inny? Kulanowicz?
– Ja na przykład.
– Ty? – roześmiał się. Trzeba przyznać, że szczerze.
– Siedzę w tym dłużej od ciebie.
– To powiedz Chudzyńskiemu, żeby ci za wysługę lat dorzucił. Lubi cię, to da. Ale tutaj…
– Bardziej lubi, niż ci się zdaje. Dla mnie to robi. Przez chwilę było cicho. Student przyglądał jej się zdziwiony. Chyba nie wierzył, że dobrze zrozumiał.
– Co: dla ciebie?
– Ten skok. Potrzebuje forsy, bo chce, żebym za niego wyszła. Tylko dlatego to zorganizował.
Zaśmiał się. Demonstracyjnie. Może dlatego nie wyszło tak szczerze jak poprzednio.
– Patrycja, bez urazy: kurwa z ciebie. I to niedroga.
– Droga – powiedziała spokojnie. Na urażoną nie wyglądała. – Jak ktoś chce wyłączności, to droga. A on chce. Mówi, że się we mnie zakochał. Wiesz, zdarza się.
– Lekarze nie żenią się z kurwami – zaprotestował.
– Większość facetów żeni się z kurwami. Myślisz, że po co dziewczynie ślub? Żeby ją miał kto dymać? – Parsknęła szyderczo. – Dla forsy, frajerze. Żona się sprzedaje ryczałtem, kurwa na akord. To cała różnica.
Z mroku wyłonił się Młody. Dopiero teraz mogłem stwierdzić, jak bardzo wzrosły jego notowania. Oprócz wyrzutni RPG-7 przydzielono mu karabin, magazynki i nawet granaty ręczne: jeden nasz, zaczepny, jeden zapalający z darów US Army, przydatny do oczyszczania pomieszczeń. Pomyślałem, że Szamocki zna się na ludziach. Postawił na chłopaka, zaufał mu – i AMX poszedł z dymem.
– Mamy czas na takie pogaduchy? – zapytałem. Pogodziłem ich na chwilę: obrzucili mnie jednakowo wrogimi spojrzeniami. – Czarek mówił, że nam się spieszy.
– Zdążymy – warknął Student. – Brudasy poczekają. Do pobudki też kupa czasu; niedziela dzisiaj. A jak nie ustalimy, kto tu kogo słucha, gówno z tego wyjdzie.
– Nie ma co ustalać – odwarknęła Patrycja. – Chudzyński jest szefem. On wszystko nagrał.
A ja nagrałam jego.
– Nawet jeśli, to co z tego? Zwiałaś w krzaki. My walczyliśmy, a ty w podpaskę szczałaś.
Chrzanisz wszystko, do czego się weźmiesz. Mamy na głowie Łobana i Kleczkę, Fornalski dał się zabić, bo go nie powstrzymałaś. Wychodź sobie za doktorka, jak tak zgłupiał, ale daj nam, kurwa, zarobić na twój posag.
– Ty gnoju, Mariusz w ogóle by cię nie wziął, gdyby nie ja! Zakichany studencik!
– Skreślili mnie, bo na czesne nie miałem. Jak wrócę, to chcę mieć. Nie spieprzysz mi tego.
– A ty nie spieprzysz mi małżeństwa. Nie masz pojęcia, co tu jest grane. Wiesz w ogóle, dokąd jedziemy? No? Wiesz?
– Szamocki zapisał pozycję w GPS-ie. Zdążył powiedzieć, zanim go ścięło. Nasz GPS właśnie diabli wzięli, ale ten w drugim wozie jest identycznie zaprogramowany. Trafimy.
Widać było, że Patrycja zainkasowała solidny cios. Ale jeszcze nie skapitulowała.
– Ja też znam namiary. Możemy porównać. Okaże się, kto tu jest bardziej zaufany. Bo ty, oczywiście, nie…
– Chyba się budzi – wtrąciła cicho Kaśka.
– Słuchaj, nie mówię, że doktorek na ciebie nie leci. Faktycznie: przyjeżdża do nas przy każdej okazji, do byle drzazgi w palcu. Ale co innego robić mu dobrze, a co innego zarobić dla niego milion dolców. Zostaw to facetom, złotko.
– Jestem starsza stopniem.
– Nie rozśmieszaj mnie. – Faktycznie wyszczerzył zęby.
– Słuchaj no, Student. Mamy problem. Jakoś go trzeba rozwiązać. Dowodził Szamocki, bo miał najwięcej na pagonach. Teraz ja mam najwięcej.
– Mamy po równo – zauważyłem.
– Adam, nie wkurwiaj mnie – warknęła. – Za ten numer z mostem powinieneś… Masz akurat tyle do powiedzenia, co Łoban czy Kleczko.
– Tak? – uśmiechnął się Student. – To może użyjemy demokracji? Małe głosowanko? – Przesunął spojrzenie w okolice ciężarówki. – Młody, co ty na to? Wolisz dowódcę z jajami czy z menstruacyjną huśtawką nastrojów?
Trudno powiedzieć, czy Patrycja miała akurat huśtawkę. Ale refleks jej dopisywał.
– On nie ma prawa głosu! – zaprotestowała błyskawicznie. – Tylko ci z pełnymi udziałami!
– Kulanowicz na przykład?
Zawahała się. Starała się omijać wzrokiem Kaśkę, ale właśnie dlatego łatwo domyśliłem się, w czym rzecz.
Nie była pewna wyniku. To nie Student tłukł po twarzy moją kochankę, nie on groził jej śmiercią. No i miał jaja. Komuś, kto ma jaja, decyzja zabicia młodej, atrakcyjnej kobiety przychodzi trochę trudniej.
– Adam też się nie liczy – mruknęła po chwili wahania. Prawdę mówiąc, poczułem ulgę.
Gdyby mi kazali wybierać, musiałbym rzucać monetą.
– No to mamy impas – podsumował Student. Po czym sięgnął za plecy, odpiął manierkę, podał Kaśce. – Polej go. Tylko nie w usta. Dostał też w gardło, może mu zaszkodzić.
Odkręciła korek, zwilżyła palce, zaczęła ostrożnie pocierać nieosłonięte bandażem fragmenty twarzy. O dziwo: poskutkowało. Szamocki uniósł powieki zaraz potem.
– Mamy problem. – Dla władzy większość kandydatów zrobi wszystko, nie zdziwiłem się więc, widząc, jak Student wykonuje uprzejme klęknięcie u boku rannego. – Trzeba wybrać dowódcę.
Szamocki poruszył ustami. Potem przełknął ślinę. Widać było, że zabolało go to. Uniósł dłoń, skinął, pokazując obecnym, by podeszli bliżej. Podeszliśmy.
Читать дальше