Artur Baniewicz - Dobry powód, by zabijać

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Dobry powód, by zabijać» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dobry powód, by zabijać: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dobry powód, by zabijać»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Baza wojskowa sił pokojowych w Turkmenii. Wojna ledwie się tli, ale pociąga za sobą kolejne ofiary. Morale żołnierzy upada, na porządku dziennym są pijaństwo i narkotyki. Tymczasem rząd RP wycofuje się z obiecanych podwyżek pensji dla wojska, a do bazy zgłaszają się kupcy, którzy oferują milion dolarów za ciężarówkę amunicji. Plutonowy Adam Kulanowicz decyduje się na transakcję. Sytuacja jednak się komplikuje – w bazie pojawia się dziennikarka, koleżanka szkolna Adama, a łatwy z pozoru zarobek okazuje się śmiertelną pułapką…

Dobry powód, by zabijać — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dobry powód, by zabijać», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Tym razem zabolało. Trzy ciosy kijem, wszystkie po żebrach. Na tyle silne, by rzucić mnie na plecy, oszołomić.

Kiedy przetoczyłem się na bok i odnalazłem wzrokiem bewupa, widziałem ich już z profilu: i wóz, i Studenta. Patrycja zawracała. Gwałtownie. To jej energiczny manewr złamał w pasie wychyloną z wieżyczki jednoręką sylwetkę i chyba dzięki niej nie oberwałem kolejną serią po nogach czy tyłku. Ale Student podnosił się już z mozolnym uporem przydeptanej trawy i od początku wiedziałem, że najpierw zostanę zastrzelony, a dopiero potem rozjechany na miazgę.

Numer z uskokiem toreadora był nie do powtórzenia. Byk nie był już sam: miał na karku strzelca. A nawet gdyby nie, gdyby ten cholernik zachował się w końcu po ludzku i zemdlał z powodu szoku czy utraty krwi… Ile razy można kusić los? Patrycja w końcu skręci we właściwą stronę.

Nie podnosząc się jeszcze z kolan, odrzuciłem RPG. Upuściłem właściwie: nie miałem w sobie dość energii na rzucanie czymkolwiek. Nawet granatem. Palce zacisnęły się na podwieszonym do kamizelki jaju raczej z myślą o mniej bolesnej śmierci niż o stawianiu oporu.

Gdyby to był nasz, polski… Ale pragmatyczni jankesi zaopatrzyli sojuszników w paskudztwo, które raczej okaleczało, niż zabijało. Na pół usmażonego jeńca łatwiej przepytać: za obietnicę zastrzyku z morfiny wyśpiewa wszystko. I żaden trybunał nie przyczepi się do pytającego, nie oskarży o stosowanie tortur.

Z dwojga złego wolałem jednak stać się befsztykiem tatarskim niż klasycznym, upieczonym na ruszcie. Zwłaszcza że ten klasyczny miał jeszcze maleńką szansę w starciu z kucharzem.

Patrycja zatrzymała wóz, obróciła nim w miejscu. Poderwałem się, pobiegłem, z góry wiedząc, że dystans jest zbyt wielki i niewiele zwojuję bez daleko posuniętej życzliwości losu. A ten nie bardzo mi sprzyjał.

Student wciąż wisiał na obramowaniu włazu. Ruszał się, próbował wstać, jednak nie wstawał i – wredny do końca – odbierał mi resztki nadziei. Powinien podnieść się, wyprostować i strzelać. Na strzelaniu mi nie zależało, ale na wyprostowanej, wysokiej sylwetce i kawałku otworu między jej brzuchem a krawędzią włazu – już bardzo.

Nie wrzucisz piłki do kosza, kiedy tablica jest za niska i w dodatku przykrywa sobą obręcz.

Oczywiście od początku było to niemal beznadziejne. Po prostu – czysto teoretyczna możliwość. Musiałbym trafić go w dół brzucha, w kawałek wysokości najwyżej kilkunastu centymetrów – nocą, biegnąc, z odległości co najmniej kilkunastu metrów. Podjąłem próbę wyłącznie dlatego, że nic więcej już się nie dało zrobić.

Biegłem. Wóz, płynnie nabierając szybkości, potoczył się w moją stronę. Czterdzieści metrów, trzydzieści…

Student w końcu uniósł tułów. Lufa armaty wciąż spoglądała w bok, dzięki czemu pokrywa włazu sterczała w górę obok kikuta urwanej ręki, zamiast osłaniać od przodu działonowego i właz. Dobrze. Wystarczy już tylko popisać się mistrzostwem…

Rzuciłem, kiedy glauberyt powędrował na wysokość oczu. Wypełnione fosforem jajo poszybowało płaskim łukiem, znikło na moment w mroku, by pojawić się znów nad pokrytym plackami płomienia przednim pancerzem wozu. Biegłem coraz wolniej, patrząc z niedowierzaniem, jak szybuje w kierunku okrytego kamizelką pępka, uderza Studenta w brzuch, odbija się, uderza o obrzeże włazu, podskakuje, znów trafia w człowieka, znów się odbija, toczy po blachach, napędzane już nie siłą rzutu, ale podskokami pędzącego bewupa…

Dokonałem tego. Popisałem się mistrzostwem.

Tyle że okoliczności wymagały rzutu arcymistrzowskiego.

Granat podskoczył jeszcze raz i eksplodował dokładnie na krawędzi włazu dowódcy.

Wybuch był słabszy, niż myślałem. Rozrzucił płomienie kilkumetrowym wachlarzem, pokrył nimi niemal całą przednią powierzchnię pojazdu, ale już Studenta nie wypchnął z otworu.

Pozbawił przytomności, zmienił w bezwładną, przewieszoną przez krawędź włazu, płonącą kukłę – lecz zarazem w substytut klapy, odcinającej płomieniom drogę do środka wozu. Patrycja wyszła bez szwanku i kiedy skoczyłem w prawo, zareagowała natychmiast.

BWP, kompletnie lekceważąc oblepiający go ogień, szarżował prościutko na mnie.

Optyka działała: kiedy zmieniłem kierunek, i wóz skręcił.

Czyli koniec.

Tak jak poprzednio, wyczekałem na stosowny moment i odskoczyłem sprzed gąsienicy.

Udało się, Patrycja nie wyczuła moich intencji i w ostatniej chwili skręciła nie w tę co trzeba stronę. Ale to było jak rzut monetą, jedna szansa na dwie, i praktycznie wyczerpałem swój limit szczęścia. Odjedzie, zawróci i…

Próbowałem dogonić wóz, wedrzeć się do środka przez któreś z otwartych drzwi, była jednak sprytna i od samego początku szarżowała z nogą na gazie. Nie miałem żadnych szans.

Rozkołysane drzwiczki przeleciały mi przed nosem i umknęły w dal z prędkością cwałującego araba. Zdążyłem jedynie dostrzec, że Młody oprzytomniał i gramoli się niezdarnie na ławkę.

Pomyślałem, że jeśli nie spanikuje na widok ognia i nie zatrzaśnie drzwi, to zastrzeli mnie przy następnym przejeździe. O ile będzie do czego strzelać: zanosiło się na to, że raczej dostanie po oczach świeżym mięsem pryskającym z gąsienicy.

Wóz zawrócił. Na tyle energicznie, że oblepione ogniem ciało Studenta osunęło się do środka. Nieważne. Nawet jeśli wywoła pożar i to diabelskie bydlę wyleci w końcu w powietrze, stanie się to najwcześniej za całe minuty. Czyli całe minuty po mojej śmierci.

Trochę później, kiedy BWP, nabierając impetu, gnał wprost na mnie, przypomniałem sobie, że wyposażono go w system przeciwpożarowy. Ponoć rewelacyjny.

Czyli nikogo więcej nie pociągnę za sobą do grobu.

Ruszyłem biegiem na spotkanie góry stali. Może trochę łatwiej skręcić, kiedy się tak pędzi, nie o to jednak chodziło. Po prostu nie byłem pewien, czy stać mnie będzie na unik, jeśli poczekam w bezruchu, aż śmierć sama podjedzie bliżej. Nogi miałem jak z waty.

Tym razem nie będzie żadnego zwodu. Skręt i ucieczka. Patrycja jechała za szybko, i tak bym nie zdążył.

Dziesięć metrów. Pięć…

Ryk silnika aż wprawiał w wibrację. Ale może to dlatego, że cały się trząsłem. Nie wiedziałem, że tak można, gnając jak przy stumetrówce.

Jeśli pod gąsienicę trafi korpus czy głowa, to będzie ułamek sekundy, ale jeśli któraś z kończyn czy biodro…

Skręciłem w prawo. Przypadek. Lewa noga niosła akurat ciężar ciała, a moje wyczucie odległości powiedziało mi, że to ostatnia dobra chwila: krok dalej i nie zdążę.

Pysk bewupa obrócił się dokładnie w tę samą stronę. Przegrałem. Rzucając się szczupakiem do przodu, zdążyłem pomyśleć, że tym razem Patrycja wyczuła moje intencje.

Usłyszałem ohydny, szarpiący nerwy zgrzyt blachy – zderzającej się z inną blachą, dartej, pękającej, plującej snopami iskier niczym wściekłymi klątwami. Kątem oka dostrzegłem lewą gąsienicę 0313 – tę, która powinna właśnie przetaczać się po mojej zostawionej z tyłu nodze.

Może to złudzenie, ale wydało mi się, że wóz uniósł ją triumfalnie, niczym smok łapę, by nie tyle przejechać mi po udzie, ile przydusić je z góry. Pewności jednak nie miałem, bo najpierw poszorowałem twarzą po piachu, a zaraz potem coś wielkiego i twardego wymierzyło mi klapsa w lewy bok. Na chwilę chyba straciłem przytomność.

Chwila nie mogła być długa. Kierowca, który nie może jechać do przodu, instynktownie próbuje się cofać. Nie sądzę, by Patrycja zwlekała z tym dłużej niż parę sekund. Chociaż, z drugiej strony, mogło to potrwać: jechała bez pasów i zderzenie z przeszkodą, która błyskawicznie zredukowała prędkość wozu do zera, miało prawo zafundować jej nokaut.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dobry powód, by zabijać»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dobry powód, by zabijać» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dobry powód, by zabijać»

Обсуждение, отзывы о книге «Dobry powód, by zabijać» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x