Artur Baniewicz - Dobry powód, by zabijać

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Dobry powód, by zabijać» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dobry powód, by zabijać: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dobry powód, by zabijać»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Baza wojskowa sił pokojowych w Turkmenii. Wojna ledwie się tli, ale pociąga za sobą kolejne ofiary. Morale żołnierzy upada, na porządku dziennym są pijaństwo i narkotyki. Tymczasem rząd RP wycofuje się z obiecanych podwyżek pensji dla wojska, a do bazy zgłaszają się kupcy, którzy oferują milion dolarów za ciężarówkę amunicji. Plutonowy Adam Kulanowicz decyduje się na transakcję. Sytuacja jednak się komplikuje – w bazie pojawia się dziennikarka, koleżanka szkolna Adama, a łatwy z pozoru zarobek okazuje się śmiertelną pułapką…

Dobry powód, by zabijać — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dobry powód, by zabijać», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Nie. Zabij skurwiela. – Cofnęła się z bladym uśmiechem na twarzy. – Albo zabijesz Czarka. Marnie z nim.

Patrzyłem, jak znika za przegrodą, oddzielającą przestrzeń pod wieżą od reszty wozu.

Potem, odruchowo, zerknąłem w celownik i peryskopy. A potem znów poczułem na sobie jej dłonie. Tym razem obie.

Wepchnęła się między siedzisko a skrzynki z oprzyrządowaniem, wykorzystując moją nogę w charakterze poręczy.

– Poczekaj…

Czekałem. Była tak blisko, że mimo wszechobecnej woni pojazdu czułem jej zapach.

Kwaśny, nieprzyjemny. Kobieta z klasą nie podejdzie do mężczyzny w takim stanie. Chyba że musi. Ona nie musiała. Nie tym razem. A była tu.

– To idiotyzm. Kochasz ją. Nie rób tego. Nie narażaj jej dziecka. Bo się kiedyś wygadasz, frajerze, i nigdy ci tego nie wybaczy. Nigdy. Wszystko spieprzysz.

Uśmiechnąłem się smętnie. Musnąłem palcem jej policzek.

– Chyba nie ma czego.

– No to czemu…?

– Bo mi nadzieja nie chce zdechnąć.

Milczała przez chwilę.

– Nie lubię jej – powiedziała. – Ale też mam dziecko. Jedziemy na północ, Adam. To nie jej wina, że nie jesteś w jej typie. Nie masz prawa narażać Olafa.

– Nie rozumiesz? Albo ja zabiję ich, albo oni ciebie. Wbili sobie do łbów, że musisz umrzeć.

– Nic nikomu nie powiem. I wezmę forsę.

– Kasia… – przez chwilę szukałem właściwych słów. – Za późno. Mnie Student też wykończy.

– Pogadam z nim.

– Przy tej ostatniej beczce poświęcił trzydzieści trzy tysiące. Tylko po to, by nas załatwić.

To już nie kwestia bezpieczeństwa. Taki ma teraz cel w życiu: zabić nas.

– Jedźmy na północ.

– Pojedziesz – obiecałem. – Jak mi nie wyjdzie. Masz mi obiecać, że pojedziesz. Słyszysz?

Dasz słowo honoru. Gaz do dechy i wzdłuż kanału. Do pierwszego mostu. Jak go zobaczysz, wyskakuj i machaj czymś białym. – Zastanawiałem się przez chwilę. – Zdejmij majtki. Serio.

Chłopcy mogą być nerwowi. Wysiądź daleko od zasieków i machaj, ile wlezie.

Rozdział 33

– Jeśli nie powiem inaczej – kończyłem pośpieszny instruktaż, wypychając nogą ostatnią beczkę – wiejesz na północ, równe dwadzieścia kilometrów za drogą skręcasz nad kanał i chowasz forsę. Koniecznie zakop gdzieś obok pocisk. Metal znajdziemy, papieru za cholerę. I zadzwoń do Ilony jak najszybciej. Z pierwszego telefonu. Niech bierze małego i znika. Nic nie tłumacz. Powołaj się na mnie. Nastrasz. Ją cholernie łatwo nastraszyć, jeśli chodzi o Olafa. Ma kompletnego szmergla na jego punkcie.

Rozmawialiśmy przez radio: to jedyny skuteczny sposób, by nie tracić kontaktu, kiedy jeden z członków załogi postanawia połazić po pędzącym wozie.

– Adam, a może…

– Nie – warknąłem. – Ja i Student. Nie mieszaj się.

Beczka wypadła. Nie zamykając drzwi, uniosłem przedni właz dachowy. Spięty pasem pakiet, złożony z RPG i zasobnika z parą zapasowych naboi, został na podłodze, a ja wygramoliłem się na pancerz.

– Nie mogę cię zostawić – usłyszałem, włażąc na wieżę. – Dla mnie to robisz. Byłabym ostatnią kurwą.

Udało mi się nie spaść, choć na razie traktowała rozkazy poważnie i zasuwała ile pary w silniku. Bewupem rzucało jak cholera, a mną jeszcze bardziej. Do wieży nie tyle wsiadłem, ile zostałem wkopany przez jakiś wybój.

– Kurwą to będziesz, jak zostawisz Zosię dla faceta.

Dobry tekst. Byłem z siebie dumny. Zamilkła. Minęliśmy główne pasmo wzniesień. Zza opadającego horyzontu wyjrzała kreska nasypów, wysepki roślinności porastającej brzegi kanału.

Wóz zaczął zwalniać.

– Jeśli cię zabiją, będę się czuła jak szmata.

Patrzyłem przez noktowizor, wychylony z włazu. Strzał rozpryskowym powinien poprzedzić impuls lasera, zdążę się schować. Przy trafieniu pepancem nie miało znaczenia, po której stronie pancerza trzymam głowę.

– Nie zabiją mnie.

– To po co mam odjeżdżać?

Świat rozszerzał się jak rozkładany wachlarz. Wzrok stopniowo sięgał coraz dalej na północ i południe. Bo i na południe zerknąłem raz czy drugi. 0313 powinien być przed nami, na kierunku bazy, ale na wszelki wypadek…

Nie wypatrzyłem go. Co było do przewidzenia: tak jak my, czaił się gdzieś na styku wzgórz z doliną, jeszcze pod osłoną wzniesień, a już z widokiem na otwartą przestrzeń.

– Choćby po to, by ratować rannych. Słyszałaś: przez bazę nie przejedziemy.

– To nie walcz. Zero zysku. Uciekajmy.

– Jak ucieknę, to ich nie kropnę. A to dobra okazja.

– Nie musisz.

– Kasia, daj już spokój.

– To wariactwo. Zabiją cię.

– Mój problem.

Nasz BWP już nie tyle jechał, ile pełzł. Ręka trzymająca noktowizor zaczynała mi się pocić. Nic, ani śladu.

– Mój też. Coś mi jesteś winien.

– Przecież forsa jedzie…

– Pieprzyć forsę. Orgazm. Obiecałeś, Adam.

Mało nie zgubiłem noktowizora. Wariatka. Porąbana jak pień na zapałki.

– Za taką kasę kupisz sobie całą męską agencję towarzyską. – Nie było czasu na subtelności.

– Kretyn.

– I pamiętaj: gdyby co, pół mojej doli jest dla Ilony.

Wredne, ale wiedziałem, że tym ją dobiję. Zamilkła, a ja zmieniłem częstotliwość.

– Jesteśmy, Student. Strzelisz racę? – Cóż szkodzi spróbować.

– Nawet rakietę. Ale najpierw ty serię.

Raz kozie śmierć.

Nacisnąłem spust kaemu. Krótka seria nad kanał i od razu lufą w prawo. Wyprzedzili nas.

Muszą być na północy. Blokować drogę do bazy. Nie poświęca się takiego atutu.

Wierzyłem w to – i już na starcie znalazłem się o dwa pociski do tyłu. Pierwszy, wystrzelony z południa, gdzie nawet nie próbowałem patrzeć, okazał się za krótki. Postawił słup kurzu między nami a 0313 i zanim obróciłem armatę, Student poprawił następnym. Na oślep, ale z wyczuciem.

Gdyby Kaśka nie ruszyła rakiem sekundę wcześniej, oberwalibyśmy w wieżę.

Dopadłem twarzą celownika i nie zważając na coraz szybszy ruch wozu, naprowadziłem nitki na monstrualnie wielką sylwetkę. Pół kilometra, najwyżej. Mieli cholerne szczęście albo wróżkę na pokładzie, chowając się akurat tam. Gdyby nie pośpiech przy pierwszym wystrzale…

Ja też się pospieszyłem. Patrzyłem z niedowierzaniem, jak doskonale widoczny ogon rakietowego przyspieszacza przelatuje nad doskonale widocznym zadem bewupa.

– Gazu, Kasia! – Najpierw się wydarłem, a dopiero potem przypomniałem sobie o konieczności zmiany kanału. Ze Studentem nie było już o czym gadać. Znów jego kolej. Jeśli nie odskoczymy w martwe pole, za najbliższy barchan…

Nie zdążyliśmy. BWP jest szybki, ale przyspieszenie ma dalekie od motocykla żużlowego. Byłoby po nas, gdyby Student nie popisał się lepszym.

Zareagował błyskawicznie, zanim jeszcze mój pocisk doleciał w sąsiedztwo celu. Granaty dymne pękły zaraz potem. Tylko dwa, ale to w zupełności wystarczyło. Trzeci pocisk 0313 wypadł już zza czarnej zasłony, minął nas o metry.

– Zwrot!

Chwila nerwów – i jechaliśmy przodem. Kaśka nie zgubiła gąsienicy, a ja zdołałem utrzymać wieżę zwróconą we właściwą stronę. Gdyby Student pomknął naszym śladem, może nawet bym go trafił.

– Co robimy?

– To co w planie! Jedź, a jak powiem, hamuj!

Zadymiania nie było w planie, ale uruchomiła agregat, a ja nie protestowałem. Zanim przebiliśmy się przez pas wzniesień i skręciliśmy na północ, wóz ciągnął już za sobą ładny, czarny ogon. Inna sprawa, że dostaliśmy właśnie wtedy: kiedy teoretycznie staliśmy się niewidoczni.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dobry powód, by zabijać»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dobry powód, by zabijać» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dobry powód, by zabijać»

Обсуждение, отзывы о книге «Dobry powód, by zabijać» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x