Artur Baniewicz - Dobry powód, by zabijać

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Dobry powód, by zabijać» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dobry powód, by zabijać: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dobry powód, by zabijać»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Baza wojskowa sił pokojowych w Turkmenii. Wojna ledwie się tli, ale pociąga za sobą kolejne ofiary. Morale żołnierzy upada, na porządku dziennym są pijaństwo i narkotyki. Tymczasem rząd RP wycofuje się z obiecanych podwyżek pensji dla wojska, a do bazy zgłaszają się kupcy, którzy oferują milion dolarów za ciężarówkę amunicji. Plutonowy Adam Kulanowicz decyduje się na transakcję. Sytuacja jednak się komplikuje – w bazie pojawia się dziennikarka, koleżanka szkolna Adama, a łatwy z pozoru zarobek okazuje się śmiertelną pułapką…

Dobry powód, by zabijać — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dobry powód, by zabijać», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Nic więcej nie miała do powiedzenia.

*

– Mamy bazę w zasięgu radia – oznajmił ponuro Student. – Już nawiązałem kontakt.

– Brawo – rzuciłem kpiąco.

– Ale jeszcze nie powiedziałem, że mają was załatwić.

– I tak trzymaj.

– Wkurzasz mnie. Też tak trzymaj, a naprawdę skończysz jak Młynarczyk.

Zerknąłem przez noktowizor. Na lewo od wozu znów ciągnęły się pagórki, może tylko częściej przyozdobione kępami roślinności. Kanał znikł. Ale był tam. Niedaleko. Już raz udało mi się go wypatrzyć. Wąska, płaska dolina, co jakiś czas rozdymana zapadliskami takyrów.

Właśnie przecinając skraj jednego z nich, dostrzegłem kreseczkę nasypów.

Wóz Studenta skręcił w taki prześwit. Kosztowało ich to z minutę i – w praktyce – rezygnację z szans na udany strzał, ale teraz musieli być dużo bliżej. Albo nawet i dalej – licząc na północ, w kierunku bazy. Wzdłuż kanału biegła podła bo podła, lecz jednak droga, a każda droga jest z definicji lepsza od sąsiadującego z nią bezdroża. Mogli jechać szybciej i prawdopodobnie w końcu nas wyprzedzą.

– Ostatnia propozycja, Adam. Odbij na wschód i jedź na północ, do następnego mostu.

Słyszysz? Powiesz, że zabłądziłeś. Tylko musisz skręcić już teraz. Znów dmucha. Zasypie ślady.

Powolutku, ale zasypie. Te oddalone. Jak się przejedziesz przed bazą, ktoś może zdążyć je wypatrzyć.

Mówił spokojnie, rzeczowo, jak sumienny nauczyciel do ucznia, za którym nie przepada, ale któremu mimo to stara się wyjaśnić problem.

– Następny most jest cholernie daleko – przypomniałem.

– Wolę wrócić do bazy pieszo. A to wymaga czasu.

– Już uzgodniliśmy zeznania. Zapomniałeś?

– Wolę plan A. Rozbiegamy się dookoła bazy, przeczekujemy noc, rano wracamy.

Bardziej naturalne.

Miał rację. Gdyby komuś przyszło do głowy zbyt dociekliwe dochodzenie, stosowne czynniki pewnie i tak ukręcą mu łeb – dochodzeniu, nie ciekawskiemu – ale najlepsza metoda to po prostu nie prowokować. Przyklaskiwałbym Studentowi rękoma i nogami, gdyby nie jeden drobiazg.

– Z rannymi już jest kiepsko. Każdy kwadrans może się liczyć.

– Może. Dobre słowo: może. Ale mogą też przeżyć bez chirurga następne pół dnia.

Chcesz ginąć dla trochę mniejszego ryzyka? I Adam, ja nie żartuję. Pewnie się sfajczysz, jakby co, ale jeśli zdążysz wyskoczyć, to daję ci słowo: rozjadę na naleśnik. Jak Młynarczyka. Też był wielki kozak i patrz, jak skończył. W desce surfingowej go pochowają. Aha, no i jak chcesz wojny, to na całego. Mamy w bazie radiolinię, pamiętasz. Za minutę do kraju może polecieć wyrok na Olafa. Żaden problem. O tej porze łącza są wolne.

– Zwolnij – warknąłem do interkomu. Kaśka posłusznie zdjęła nogę z gazu. Wdech, wydech. I jeszcze raz. Dopiero potem przełączyłem hełmofon na radio. – Jest problem, Student.

Forsa. Muszę ją schować. Gdzieś, gdzie potem znajdę. A nie mamy GPS-a. – Znów pstryknąłem przełącznikiem. – Stop, Kasia. Zobacz, co z Szamockim.

– Chcesz…? – nie dokończyła. Wóz stanął.

– Jak myślisz, że ci dam swój, to zapomnij – oświadczył Student. – Też nie mam zamiaru melinować tego w szafce.

Przynajmniej wiedział, o czym mówię. Że w tym bezmiarze przestrzeni jest rozpaczliwie mało miejsc, które moglibyśmy wykorzystać. Rzeźba terenu? Parę dni wiatru i przechodzi do historii. Roślinność? Tubylcy wytną na opał.

Zlustrowałem zachodni horyzont. Nic. Sporo drobnych chmurek kurzu, żadnej dużej chmury. Wiatr i nic więcej. Chyba że zwolnili i skradali się do nas na jedynce.

– Obejdzie się. Mam miejsce. Ale niedaleko bazy. Mogę się zgodzić na ten północny most, tylko najpierw daj spokojnie podjechać i zakopać pieniądze.

– Jak niedaleko? – Warkot w tle jego głosu niewiele mi mówił. Był monotonny, co równie dobrze mogło oznaczać szybką jazdę drogą albo wolną po bezdrożu.

– Kilometr. Niecały – dodałem uczciwie. – Ale to już poza zasięgiem wzroku. Nikt nas nie wypatrzy.

– Zapomnij.

– No to po rozmowie. Nie zakopię pieniędzy byle gdzie.

– Schowaj nad kanałem. Kanał znajdziesz.

– Nie ma sprawy. Wystrzel Malutką, tak żebym widział, i jadę nad kanał. – Odczekałem chwilę. – Masz mnie za idiotę? Tam wszędzie jest płasko. Dopóki macie pepeka, nie wystawię nosa zza wzgórz.

Teraz on milczał przez parę sekund. Zerknąłem w dół, ale nie udało mi się stwierdzić, co robi Kaśka. Wóz stał, więc chyba jednak przelazła na tył, do rannych.

– Dobra. Idę na to.

Zaskoczył mnie. Nie pomyślałem, że może się zgodzić.

– Skręć w lewo i wypuść serię smugowych – dorzucił. – Nie wiem, jak daleko zajechaliście.

O tym też nie pomyślałem. Wiatr wypełnił całą okolicę setkami obłoczków kurzu, niby nie tak wielkich, ale zdolnych zdezorientować. Wątpliwe, by wiedzieli dokładnie, gdzie się znajdujemy. Nie mogli być daleko, skoro rozmawialiśmy przez nadajniki z drastycznie skróconymi antenami, jednak od momentu, gdy zaczęło wiać, definicje dużej i małej odległości mocno się zmieniły.

Zastanawiałem się gorączkowo. Jeśli jedzie, za chwilę usłyszy, jak pogarsza się łączność, i zyska pewność, że zostaliśmy w tyle. A wówczas zrobi w prawo zwrot i przyczai się gdzieś na trasie naszego przemarszu. W dodatku nie byłem pewien, jak daleko od bazy jesteśmy. Jeśli blisko, mógł wybrać miejsce odległe o strzał armatni od mostu i zablokować nas tym samym na amen.

Trudno. Z dwojga złego lepiej ściągnąć go nad kanał. Jeśli faktycznie poświęci rakietę, szanse się wyrównają.

– Kaśka! – krzyknąłem w głąb wozu. – Jedziemy!

Coś usłyszała. Chyba za mało, bo nagle poczułem, że wciska się na stanowisko celowniczego.

– Co?

Gdyby poszła dalej, usiadła przy wolancie i założyła hełmofon, dowiedziałaby się wszystkiego ciut później, ale w sumie, biorąc pod uwagę ciasnotę wnętrza, trwałoby to krócej.

Inna sprawa, że pomyślałem o tym po fakcie. Trochę wcześniej moja ręka sama, bez podpierania się hipotezami opartymi o te przemyślenia, opasała jej talię.

– Kierunek kanał. – Wystarczyło podnieść głos, wybrałem jednak wariant ust ocierających się o jej ucho.

– Dlaczego? – Jej ręka też powędrowała gdzieś za moje plecy, ale tylko tyle wiedziałem.

Kamizelka zatrzymująca kule potrafi też zastopować niektóre informacje. Nie byłem pewien, czy jestem obejmowany i czy cokolwiek to znaczy. W tej ciasnocie nawet Student rozmawiałby ze mną podobnie.

Wyjaśniłem jej dlaczego.

– Chcesz tam schować pieniądze? To spory kanał.

Święta prawda. Wracając tu za parę miesięcy – a taki był najbardziej realny termin – miałbym problemy z odróżnieniem jednego odcinka od drugiego.

– Chcę ich załatwić – powiedziałem. I nie siląc się już na udawanie czegokolwiek, pocałowałem ją w policzek.

Znieruchomiała. Przesunąłem usta bliżej jej ust. Jeszcze jeden delikatny pocałunek. Nic.

Więc jeszcze bliżej… Niespiesznie odwróciła twarz.

– Daj spokój.

Dałem. W nagrodę mogłem poprzytulać się do niej jeszcze przez chwilę. Nie próbowała się uwalniać, nawet z twarzą nie uciekała od mojej. Tylko usta odmawiały ustom.

– To nie dla niej. – Wolałbym mówić to innym tonem, ale mając pracujący silnik tuż za cienką ścianką, trzeba ocierać się o pokrzykiwanie. – Nie narażałbym cię.

– Nie ma sprawy.

– Możemy jechać przez ten północny most.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dobry powód, by zabijać»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dobry powód, by zabijać» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dobry powód, by zabijać»

Обсуждение, отзывы о книге «Dobry powód, by zabijać» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x