– Mam dla pani dobre nowiny – rzekł Sandy, odliczając drobne.
– Czego pan chce? – zapytała cicho.
– Proszę o dziesięć minut rozmowy. Usiądę przy tamtym stoliku.
– Ale czego pan chce? – powtórzyła opryskliwie, zgarniając pieniądze.
– Bardzo proszę. Ręczę, że pani nie pożałuje.
Obrzuciła go uważnym spojrzeniem. Najwyraźniej lubiła męskie towarzystwo, a elegancki nieznajomy wyglądał znacznie lepiej od stałych bywalców lokalu. Zaczęła poprawiać ustawienie tac w przeszklonej ladzie, później wsypała świeżej kawy do ekspresu, wreszcie zakomunikowała kierownikowi, iż robi sobie krótką przerwę.
Sandy cierpliwie obserwował te zabiegi, siedząc przy niewielkim stoliku w rogu sali, obok dużej lodówki na piwo i automatu do lodów.
– Dziękuję – powiedział, kiedy usiadła przy nim.
Nie miała jeszcze pięćdziesiątki, malowała się niezbyt mocno, lecz stosowała najtańsze kosmetyki.
– Adwokat z Nowego Orleanu, co? – mruknęła.
– Zgadza się. Zapewne nie słyszała pani o tej głośnej sprawie ujęcia prawnika, który zwędził duże pieniądze z konta swojej kancelarii?
Energicznie pokręciła głową, jeszcze zanim dokończył zdanie.
– Nie mam czasu na lekturę gazet, kochasiu. Pracuję tu po sześćdziesiąt godzin tygodniowo i mam na głowie dwójkę wnucząt. Mój mąż się nimi opiekuje. Jest na rencie, kłopoty z kręgosłupem. A ja niczego nie czytam, niczego nie oglądam i nie mam czasu na żadne rozrywki, tylko biegiem wracam z pracy, żeby zmienić malcom pieluchy.
Sandy’emu zrobiło się przykro, że tak niezręcznie sformułował pytanie. Deena musiała mieć przygnębiające życie.
W olbrzymim skrócie przedstawił jej historię Patricka. Kobieta, początkowo zainteresowana i rozbawiona, szybko zaczęła przejawiać oznaki znudzenia.
– Powinien dostać wyrok śmierci – oznajmiła stanowczo, kiedy skończył.
– Przecież nikogo nie zabił.
– Sam pan mówił, że w spalonym wraku znajdowały się czyjeś zwłoki.
– Owszem, ale ten człowiek wcześniej zmarł śmiercią naturalną.
– I to nie on go zabił?
– Nie. Można powiedzieć, że wykradł ciało nieboszczyka.
– Ach tak. Wie pan co? Muszę wracać do pracy. Proszę się nie gniewać, ale co to wszystko może mnie obchodzić?
– Otóż były to zwłoki Clovisa Goodmana, pani zmarłego dziadka.
Deena przechyliła głowę na bok.
– Spalił zwłoki Clovisa?
Sandy przytaknął. Kobieta zmarszczyła brwi, usiłując szybko zebrać myśli.
– Po co?
– Żeby upozorować własną śmierć.
– Ale dlaczego wybrał Clovisa?
– Był jego adwokatem i przyjacielem.
– Też mi przyjaciel!
– Proszę posłuchać. Wcale mi nie zależy na tym, aby pani wszystko zrozumiała. Zdarzyło się to przed czterema laty, na długo przedtem, zanim ktokolwiek z nas mógł mieć w tej sprawie jakiś udział.
Deena zabębniła nerwowo palcami o blat stolika, obgryzając jednocześnie paznokcie drugiej dłoni. Szybko doszła do przekonania, że siedzący obok niej mężczyzna musi być wytrawnym i biegłym adwokatem, toteż nie ma większego sensu odgrywanie przed nim roli strapionej okrutnym losem zmarłego dawno dziadka. Poczuła się więc zmieszana i postanowiła oddać inicjatywę w jego ręce.
– Słucham dalej – rzuciła.
– Mojemu klientowi grozi oskarżenie o profanację zwłok.
– I słusznie.
– Z podobnym zarzutem można wystąpić również na drodze powództwa cywilnego. Innymi słowy najbliższa rodzina Clovisa Goodmana może zaskarżyć mojego klienta o zbezczeszczenie ciała zmarłego.
O to chodziło! Kobieta zaczerpnęła głęboko powietrza, uśmiechnęła się chytrze i mruknęła:
– Teraz rozumiem.
Sandy również się uśmiechnął.
– Właśnie w tym celu tu przyjechałem. Mój klient chciałby zaproponować bezpośrednim krewnym Clovisa warunki polubownego załatwienia sprawy.
– Bezpośrednim krewnym… To znaczy komu?
– Żyjącym potomkom, dzieciom oraz wnukom.
– A więc to mnie dotyczy.
– Tak. Pani i jej brata.
– Luther nie żyje od dwóch lat. Narkotyki i alkohol.
– W takim razie jest pani jedyną osobą, która może wystąpić z pozwem do sądu.
– Ile? – rzuciła pospiesznie, nie mogąc się doczekać szczegółów oferty, szybko się jednak zawstydziła.
Sandy pochylił się bliżej w jej kierunku.
– Gotów jestem zaproponować od ręki dwadzieścia pięć tysięcy dolarów. Podpisany czek mam w portfelu.
Deena również się pochyliła nad stolikiem, lecz usłyszawszy sumę, osłupiała. Rozdziawiła usta, po chwili do oczu napłynęły jej łzy, a dolna warga zaczęła wyraźnie dygotać.
– Mój Boże… – szepnęła.
McDermott rozejrzał się na boki.
– Dokładnie tak, dwadzieścia pięć tysięcy.
Błyskawicznie sięgnęła po papierową serwetkę ze stojaka, przewracając przy tym solniczkę. Osuszyła oczy i wysiąkała nos. Sandy rozejrzał się ponownie, jak gdyby nabrał obaw, że będzie świadkiem dramatycznego przedstawienia.
– I to wszystko dla mnie? – wydukała łamiącym się głosem, próbując nad sobą zapanować.
– Tak, oczywiście.
Jeszcze raz otarła oczy i rzuciła:
– Muszę się czegoś napić.
Niemal jednym tchem wypiła zawartość puszki coca-coli. Sandy drobnymi łyczkami pociągał lurowatą kawę i bez zainteresowania spoglądał na samochody przejeżdżające za oknem. Nie śpieszył się specjalnie.
– Moim zdaniem – odezwała się w końcu Deena pewnym głosem – jeśli zadał pan sobie trud, żeby tu przyjechać i zaproponować mi dwadzieścia pięć tysięcy, to znaczy, że pewnie mógłby pan zapłacić znacznie więcej.
– Nie zostałem upoważniony do pertraktacji w kwestii tej oferty.
– Gdybym wystąpiła do sądu, pański klient znalazłby się w kłopotach, prawda? Przysięgli wysłuchaliby mnie z uwagą, rozmyślając o szczątkach biednego Clovisa, które spłonęły we wraku po to, żeby pański klient mógł ukraść dziewięćdziesiąt milionów dolarów.
Sandy’ego nawet to nie zaskoczyło. Upił jeszcze łyk kawy i smętnie pokiwał głową. Zaczynał darzyć podziwem tę kobietę.
– A gdybym wzięła dobrego adwokata – ciągnęła – zapewne wywalczyłby dla mnie znacznie większe odszkodowanie.
– Możliwe, ale trwałoby to jakieś pięć lat. Poza tym musiałaby pani się liczyć z innymi kłopotami.
– Jakimi?
– Nie utrzymywała pani żadnych kontaktów z dziadkiem.
– A skąd pan to wie?
– Gdyby było inaczej, przyjechałaby pani na jego pogrzeb. Ujawnienie tych faktów z pewnością zrobiłoby złe wrażenie na przysięgłych. Proszę posłuchać, Deena. Naprawdę zależy mi na ugodowym załatwieniu sprawy. Jeśli pani sobie tego nie życzy, proszę powiedzieć wprost, a zaraz stąd wyjdę i pojadę z powrotem do Nowego Orleanu.
– Ile pan może maksymalnie zaoferować?
– Pięćdziesiąt tysięcy.
– No to zgoda.
Energicznie wyciągnęła do niego pulchną dłoń, wciąż jeszcze wilgotną od rosy okrywającej zimną puszkę coca-coli. Sandy uścisnął ją po męsku.
Wyciągnął z portfela czek i szybko wpisał na nim uzgodnioną kwotę. Oprócz tego podsunął kobiecie dwa przygotowane dokumenty: standardową umowę dotyczącą polubownego zaspokojenia roszczeń powoda oraz list napisany w imieniu Deeny do prokuratora okręgowego.
Wszystko to zajęło mniej niż dziesięć minut.
* * *
Wreszcie w domu nad kanałem Boca coś się zaczęło dziać. Zgrabna Szwedka w wyraźnym pośpiechu zapakowała walizki do bagażnika BMW należącego do Aricii i szybko odjechała. Agenci śledzili ją przez całą drogę na lotnisko międzynarodowe w Miami, gdzie kobieta odczekała dwie godziny, po czym weszła na pokład samolotu odlatującego do Frankfurtu.
Читать дальше