– Uprzedzić?
– Nie inaczej. Trzeba wystąpić z pozwem jeszcze dzisiaj po południu, żeby jutro rano pojawiły się o tym wzmianki w prasie. Po cichu zawiadom dziennikarzy, pokaż im te dwa zdjęcia, które zaznaczyłem krzyżykami na odwrocie.
Sandy przerzucił plik fotografii i wyłowił zaznaczone ujęcia. Pierwsze przedstawiało z bliska rozległą ranę na piersiach Patricka, przy czym widoczne były także rysy jego twarzy. Drugie ukazywało najbrzydszą oparzelinę trzeciego stopnia na lewym udzie.
– Naprawdę chcesz, żebym przekazał te zdjęcia do prasy?
– Tylko do gazet lokalnych, bo inne mnie mało obchodzą. A dzienniki wydawane w Biloxi czytuje osiemdziesiąt procent mieszkańców okręgu Harrison, spośród których zostanie wybrana ława przysięgłych do mojego procesu.
Sandy uśmiechnął się szeroko, lecz zaraz spoważniał.
– Chyba krótko spałeś tej nocy, prawda?
– Nawet nie pamiętam, kiedy się porządnie wyspałem w ciągu tych czterech lat.
– To prawdziwa rewelacja.
– Nic podobnego. Jedynie drobny wybieg w celu uzyskania przewagi nad hienami krążącymi wokół moich zwłok. W ten sposób powinniśmy nieco pohamować ich zapędy, może nawet uda się wzbudzić odrobinę współczucia. Zastanów się, Sandy. Przecież chodzi o agentów FBI torturujących poszukiwanego obywatela amerykańskiego.
– Powtarzam, że to rewelacja. Chcesz zaskarżyć tylko FBI?
– Tak, wystarczy. Nie będziemy się rozdrabniać. Przecież wystąpienie przeciwko FBI to jak pozwanie amerykańskiego rządu za spowodowanie permanentnych urazów fizycznych i psychicznych podczas brutalnego torturowania i przesłuchiwania w jakiejś kryjówce, w głębi brazylijskiej dżungli.
– Dla mnie to brzmi cudownie.
– Zabrzmi jeszcze lepiej, gdy tego typu sformułowania pojawią się w prasie.
– O ile chcesz wystąpić?
– Wszystko jedno. Dziesięć milionów odszkodowania za rzeczywiste obrażenia i sto za straty moralne.
Sandy zapisał te liczby w notatniku i obrócił kartkę. Z uwagą zajrzał Patrickowi w oczy.
– W rzeczywistości to wcale nie byli agenci FBI, zgadza się?
– Owszem. Zostałem porwany przez jakichś najemnych zbirów, którzy musieli mnie śledzić od dłuższego czasu. To oni przekazali mnie FBI. I nadal węszą gdzieś w Brazylii.
– Twoim zdaniem FBI wie o tej działalności?
– Na pewno.
Zapadła cisza. McDermott czekał na dalsze wyjaśnienia, ale Patrick milczał. Z korytarza dolatywały odgłosy krzątaniny pielęgniarek.
Lanigan poprawił się w pościeli. Od trzech dni prawie bez przerwy leżał na wznak i miał już tego serdecznie dość.
– Wracaj szybko do biura, Sandy. Będziemy jeszcze mieć mnóstwo czasu na rozmowy. Dobrze wiem, że nurtują cię setki pytań, ale nie czuję się na siłach udzielać ci teraz odpowiedzi.
– Nie ma sprawy.
– Złóż ten pozew i zrób wokół niego tyle szumu, ile się tylko da. Później zawsze będziemy mogli wnieść poprawki i uściślić oskarżenie.
– Jasne. Zresztą nie po raz pierwszy będę świadomie występował przeciwko tym, którzy w niczym nie zawinili.
– To tylko wybieg. Bardzo by mi się przydało choć trochę ludzkiego współczucia.
Sandy pospiesznie schował fotografie i notatnik do aktówki.
– I uważaj na siebie – dodał Lanigan. – Kiedy tylko rozejdzie się wieść, że jesteś moim pełnomocnikiem, ściągniesz na siebie uwagę gromady paskudnych typków.
– Z prasy?
– Też, ale nie ich miałem na myśli. Zdefraudowałem kupę forsy, Sandy. Pewni ludzie gotowi byliby na wszystko, byle ją tylko odnaleźć.
– Ile ci zostało z tej sumy?
– Wszystko, powiększone o procenty.
– Może dzięki tym pieniądzom zdołasz się jakoś wybronić, przyjacielu.
– Na to liczę. Mam gotowy plan.
– Tak myślałem. Zatem do zobaczenia w Biloxi.
Plotka o kolejnym pozwie w sprawie Patricka Lanigana, który miał być złożony po południu, tuż przed zamknięciem kancelarii, rozeszła się lotem błyskawicy. Dodatkowo atmosferę elektryzowała wiadomość, że sam Lanigan nazajutrz około południa ma zostać przewieziony do aresztu miejskiego.
Sandy poprosił kilku pismaków o zjawienie się w holu sądu okręgowego w porze, kiedy będzie składał pozew. Następnie rozdał wszystkim łowcom sensacji kopie przygotowanych dokumentów. Czekała na niego gromadka dziennikarzy z miejscowej prasy, dwóch reporterów z przenośnymi kamerami i jeden sprawozdawca lokalnej rozgłośni radiowej.
Panowało powszechne przekonanie, że chodzi o kolejne wystąpienie przeciwko Laniganowi, przygotowane przez złaknionego rozgłosu adwokata, któremu głównie zależy na umieszczeniu własnego nazwiska w prasie. Sytuacja zmieniła się diametralnie, kiedy Sandy obwieścił zebranym, iż reprezentuje Patricka. Niemal w jednej chwili tłum zgęstniał, przybiegli urzędnicy kancelarii, miejscowi prawnicy, nawet woźni. Stanowczym tonem McDermott poinformował wszystkich, że w imieniu swego klienta złożył właśnie pozew przeciwko służbom federalnym o fizyczne znęcanie się i torturowanie pojmanego.
Sandy spokojnym, zrównoważonym tonem odczytał główne punkty skargi, po czym z namysłem, pełnymi zdaniami zaczął odpowiadać na pytania, patrząc prosto w obiektywy kamer. Najważniejsze zachował na koniec. Sięgnął do aktówki i wyjął dwie kolorowe fotografie, specjalnie do tego wystąpienia powiększone do formatu trzydzieści na czterdzieści centymetrów i przyklejone do plastikowej tabliczki.
– Oto co zrobiono Patrickowi – oznajmił dramatycznym tonem.
Kamerzyści przysunęli się bliżej, żeby wykonać zbliżenia. W całej grupie zapanowało skrajne podniecenie.
– Naszprycowano go narkotykami, a następnie podłączono mu do ciała elektrody. Był torturowany tak, że skóra niemal paliła się na nim płomieniem, ponieważ nie mógł, nie potrafił odpowiedzieć na zadawane pytania. Szanowni państwo, tak działają przedstawiciele naszych władz, w taki właśnie sposób traktuje się amerykańskich obywateli. Mam tu na myśli tych funkcjonariuszy, którzy mienią się agentami FBI.
Nawet najbardziej sceptyczni dziennikarze byli zaszokowani. Prezentacja odniosła pożądany skutek.
Lokalne stacje telewizyjne przedstawiły ten materiał już o szóstej wieczorem, poprzedzając go sensacyjnymi zapowiedziami. Połowę dzienników zajmowało wystąpienie McDermotta, drugą połowę informacje dotyczącego jutrzejszego przyjazdu Lanigana.
Późnym wieczorem sieć CNN zaczęła co pół godziny emitować komunikat, w którym rolę gwiazdora pełnił Sandy. Sformułowane przez niego oskarżenia okazały się na tyle rewelacyjne, że nie sposób było ich pominąć.
Hamilton Jaynes właśnie raczył się z przyjaciółmi drinkami w ekskluzywnym klubie golfowym na obrzeżach Alexandrii, kiedy zwrócił uwagę na wiadomości płynące ze stojącego w rogu sali telewizora. Wcześniej rozegrał długą partię golfa na osiemnastodołkowej trasie i był w pogodnym nastroju, zdołał się bowiem oderwać od spraw biura oraz problemów, jakich przysparzała mu praca zawodowa.
Ale teraz wyniknął kolejny kłopot. Patrick Lanigan wystąpił do sądu z oskarżeniem skierowanym przeciwko FBI. Jaynes przeprosił znajomych, przeniósł się na stołek przy barze i zaczął ze złością wciskać klawisze przenośnego telefonu.
W głębi olbrzymiego gmachu Hoovera przy Pennsylvania Avenue znajduje się długi ciąg pozbawionych okien pokoi, w których technicy śledzą audycje telewizyjne z całego świata. W innych salach prowadzony jest nasłuch i rejestracja informacyjnych programów radiowych. W jeszcze innych pracownicy czytają gazety i czasopisma. Przez kierownictwo FBI cała ta działalność nazywana jest po prostu gromadzeniem wiadomości.
Читать дальше