Uśmiechnął się, usiłując opanować podniecenie.
– Pewnie pomyślisz, że zwariowałem – powiedział – ale sądzę, że masz coś, czego bardzo potrzebuję.
– Och? – Megan nagle wydała się zaniepokojona.
– Oczywiście, z przyjemnością ci zapłacę – zapewnił ją Becker, sięgając po portfel. Zajrzał do środka i zaczął porządkować banknoty.
Megan patrzyła, jak liczy pieniądze. Była zaskoczona, najwyraźniej źle zrozumiała jego zamiary. Spojrzała niespokojnie w kierunku obrotowych drzwi, tak jakby oceniała odległość… pięćdziesiąt metrów.
– Dam ci dosyć pieniędzy na bilet do domu, jeśli…
– Nie musi pan mówić – parsknęła Megan z wymuszonym uśmiechem. – Myślę, że wiem dokładnie, czego pan potrzebuje. – Pochyliła się i zaczęła grzebać w torbie podróżnej.
Becker znów poczuł przypływ nadziei. Megan ma pierścionek! – powtarzał w duchu. Megan ma pierścionek! Nie miał pojęcia, jakim cudem odgadła, o co mu chodzi, ale był zbyt zmęczony, by o tym myśleć. Całkowicie się rozluźnił. Wyobraził sobie, jak wręcza pierścionek rozpromienionemu zastępcy dyrektora NSA. Potem Susan i on pojadą do Stone Manor i w ogromnym łóżku z baldachimem będą odrabiać stracony czas.
Dziewczyna w końcu znalazła to, czego szukała – aerozol z pieprzu Cayenne i chili, będący ekologicznym odpowiednikiem gazu. Jednym płynnym ruchem wyciągnęła go z torby, wyprostowała się i puściła strugę prosto w oczy Beckera. Chwyciła torbę i pobiegła w kierunku drzwi. Gdy obejrzała się przez ramię, David Becker leżał na posadzce, przyciskając dłonie do twarzy i wijąc się z bólu.
Tokugen Numataka zapalił czwarte cygaro. Krążył niespokojnie po swoim gabinecie. Chwycił słuchawkę i zadzwonił do centrali.
– Ma pani jakieś nowe informacje o tym telefonie? – spytał, nim telefonistka zdążyła się odezwać.
– Jeszcze nie, proszę pana. To potrwa trochę dłużej, niż sądziłam, bo ktoś dzwonił z telefonu komórkowego.
Telefon komórkowy, pomyślał Numataka. Pasuje. Nienasycony apetyt Amerykanów na wszelkie elektroniczne gadżety bardzo pomaga japońskiej gospodarce.
– Dzwonił ktoś z obszaru o numerze kierunkowym dwieście dwa – dodała telefonistka. – Nie mamy jeszcze numeru telefonu.
– Dwieście dwa? Gdzie to jest? – spytał. Gdzie w tej ogromnej Ameryce siedzi tajemniczy North Dakota ?
– Gdzieś w okolicy Waszyngtonu, proszę pana.
Numataka uniósł brwi.
– Proszę do mnie zadzwonić, gdy tylko będzie pani znała numer – zakończył rozmowę.
Susan Fletcher z trudem znalazła drogę przez ciemną salę Krypto do rampy prowadzącej do gabinetu Strathmore’a. Dopóki kopuła była zamknięta, nie mogła bardziej oddalić się od Hale’a.
Po wejściu na górny podest zobaczyła, że drzwi do gabinetu są otwarte. Elektroniczny zamek przestał działać z braku prądu. Wbiegła do środka.
– Komandorze? – Jedynym źródłem światła w pokoju był ekran monitora. – Komandorze! – krzyknęła jeszcze głośniej. – Komandorze !
W tym momencie przypomniała sobie, że Strathmore miał iść do laboratorium bezpieczeństwa systemów. Krążyła w kółko po jego pustym gabinecie. Jeszcze nie pozbyła się uczucia strachu, jakie wywołało starcie z Gregiem. Koniecznie chciała wydostać się z Krypto. Niezależnie od tego, co działo się z Cyfrową Twierdzą, była już pora na stanowcze kroki – należało wyłączyć TRANSLATOR i uciekać. Spojrzała na monitor i podbiegła do biurka Strathmore’a. Z trudem wymacała klawiaturę. Wyłącz TRANSLATOR ! Teraz, gdy siedziała przy terminalu komandora, to zadanie nie przedstawiało żadnych trudności. Susan otworzyła odpowiednie okienko i wprowadziła instrukcję:
ZAMKNIJ SYSTEM
Jej ręka przez chwilę wisiała nad klawiszem ENTER
– Susan! – Odwróciła się gwałtownie, pełna lęku, że to Hale. Na szczęście to był Strathmore. W poświacie monitora wydawał się blady, przypominał ducha. Ciężko oddychał. – Do cholery, co tu się dzieje?!
– Komandorze! – wykrzyknęła Susan. – Hale jest w Węźle numer trzy! Przed chwilą mnie zaatakował!
– Co takiego? Niemożliwe! Hale jest zamknięty na dole!
– Nie, nie jest! Wydostał się! Musimy natychmiast wezwać ochronę! Wyłączam TRANSLATOR! – Susan wyciągnęła rękę w stronę klawiatury.
– NIE DOTYKAJ TEGO! – Strathmore rzucił się do terminalu i odepchnął ją na bok.
Z trudem odzyskała równowagę. Była zaskoczona. Spojrzała na komandora i po raz drugi tego dnia wydał jej się obcy. Nagle poczuła się zupełnie sama.
Strathmore dostrzegł krew na bluzce Susan i natychmiast pożałował swojej gwałtownej reakcji.
– Jezu, Susan, co się stało? Nic ci nie jest?
Nie odpowiedziała.
Pomyślał, że niepotrzebnie się na nią rzucił. To efekt zszarpanych nerwów. Musiał jednocześnie zajmować się wieloma sprawami. Miał na głowie tyle problemów – problemów, o których Susan Fletcher nie miała pojęcia. Komandor miał nadzieję, że nigdy nie będzie musiał jej o nich opowiedzieć.
– Przepraszam – powiedział cicho. – Co się stało?
– Nie ma znaczenia. – Susan cofnęła się o krok. – To nie moja krew. Proszę tylko coś zrobić, bym mogła stąd wyjść.
– Jesteś ranna? – Strathmore dotknął dłonią jej ramienia.
Susan znów się cofnęła. Komandor opuścił rękę i spojrzał gdzieś w bok. Gdy po chwili popatrzył na nią, zauważył, że Susan wpatruje się w coś za jego plecami.
W ciemnościach widać było wiszący na ścianie niewielki, jasno oświetlony panel z klawiszami. Strathmore sprawdził, na co patrzy Susan, i zmarszczył brwi. Miał nadzieję, że Susan nie zauważy świecącego panelu jego prywatnej windy. On i jego ważni goście zwykle wchodzili i wychodzili tak, że personel tego nie widział. Jego osobista winda najpierw zjeżdżała szesnaście metrów poniżej kopuły Krypto, a następnie przesuwała się poziomo podziemnym tunelem sto metrów do piwnic głównego budynku NSA. Winda była zasilana z głównego kompleksu, dlatego działała mimo awarii generatorów w Krypto. Strathmore nie ujawnił tego, nawet gdy Susan bębniła pięściami w główne drzwi. Nie mógł jej jeszcze wypuścić – było na to zbyt wcześnie. Zastanawiał się teraz, ile musi jej powiedzieć, by namówić ją do współpracy.
Susan ominęła go i podbiegła do tylnej ściany. Z furią nacisnęła guzik windy.
– Proszę – błagała.
Drzwi nawet nie drgnęły.
– Susan – powiedział Strathmore spokojnym tonem. – Konieczne jest hasło.
– Hasło? – powtórzyła gniewnie. Spojrzała na panel z przyciskami. Poniżej zwykłej płyty z guzikami do wzywania windy wisiała tabliczka z przyciskami oznaczonymi liczbami i literami alfabetu. – Proszę podać mi hasło! – zażądała.
Strathmore zastanawiał się przez chwilę, po czym ciężko westchnął.
– Susan, usiądź tutaj!
– Proszę mnie wypuścić! – krzyknęła i niespokojnie spojrzała na drzwi.
Strathmore przyjrzał się uważnie spanikowanej Susan. Spokojnie wyszedł z gabinetu, stanął na podeście i rozejrzał się po głównej sali. Hale’a nie było nigdzie widać. Komandor wszedł z powrotem i zamknął za sobą drzwi. Zablokował je krzesłem, podszedł do biurka i wyciągnął coś z szuflady. W bladym świetle monitorów Susan dostrzegła, co trzymał w ręce. Zbladła. To był pistolet.
Strathmore postawił dwa fotele pośrodku pokoju. Obrócił je w stronę zamkniętych drzwi. Usiadł. Podniósł połyskującą, półautomatyczną berettę i wycelował w drzwi. Po chwili położył pistolet na kolanach.
Читать дальше