– Rob McGee zrobił na mnie wrażenie porządnego faceta i jest na pewno solidnym policjantem – stwierdziłem – ale nie ma za dużo do powiedzenia w hrabstwie Trapingus. Władza należy tam do szeryfa Cribusa i prędzej śnieg spadnie w piekle, niż Cribus wznowi postępowanie w sprawie Dettericków na podstawie tego, co udało mi się odkryć.
– Lecz… skoro Wharton tam był… jeśli Detterick rozpozna go na zdjęciu i będą wiedzieli, że tam był…
– Fakt, że był tam w maju, nie oznacza jeszcze, że wrócił i zabił te dziewczynki w czerwcu – oświadczył Brutal. Powiedział to cichym łagodnym tonem, którego używa się mówiąc komuś, że zmarł ktoś bliski. – Z jednej strony mamy tego faceta, który pomógł Klausowi Detterickowi pomalować stodołę i poszedł sobie. Okazało się, że popełniał przestępstwa w całej okolicy, ale nie mamy przeciwko niemu nic w ciągu tych trzech dni, kiedy przebywał w pobliżu Tefton. Z drugiej strony jest ten wielki Murzyn, ten olbrzymi Murzyn, którego znaleziono przy brzegu rzeki, trzymającego w rękach dwie martwe nagie dziewczynki.
Brutal potrząsnął głową.
– Paul ma rację, Janice. McGee może i ma pewne wątpliwości, ale McGee się nie liczy. Ponowne postępowanie może wszcząć tylko Cribus, a Cribus nie chce psuć tego, co uważa za szczęśliwy finał. “Najważniejsze, że to był czarnuch – myśli – a nie jeden z nas. Pojadę do Cold Mountain, zamówię stek i piwo w miejscowej knajpie, obejrzę egzekucję i na tym koniec”.
Janice słuchała tego wszystkiego z coraz większym przerażeniem na twarzy.
– Ale McGee zna przecież prawdę, Paul? – zwróciła się do mnie. – Zastępca McGee wie, że aresztował nie tego człowieka. Nie może sprzeciwić się szeryfowi?
– Sprzeciwiając się szeryfowi, może osiągnąć tylko tyle, że straci robotę – odparłem. – Owszem, wydaje mi się, że w głębi serca wie, że to był Wharton. Ale mówi sobie zupełnie co innego: mówi, że jeśli będzie trzymał gębę na kłódkę i przestrzegał reguł gry, do momentu kiedy szeryf Cribus odejdzie na emeryturę albo zdechnie z przeżarcia, wtedy obejmie jego funkcję. I sytuacja będzie zupełnie inna. To właśnie powtarza sobie, jak sądzę, żeby móc spokojnie zasnąć. I w jednym nie różni się chyba tak bardzo od Homera. “To w końcu tylko Murzyn – mówi sobie. – Nie usmażą za to przecież białego człowieka”.
– W takim razie to ty będziesz musiał się do nich zwrócić – stwierdziła Janice i serce zamarło mi w piersi, gdy usłyszałem chłodny, pozbawiony wszelkich wątpliwości ton, jakim to powiedziała. – Pójść do nich i poinformować o tym, co odkryłeś.
– I jak mamy wyjaśnić, że na to wpadliśmy, Janice? – zapytał ją Brutal tym samym cichym głosem. – Mamy opowiedzieć, jak Wharton chwycił za rękę Johna, kiedy zabieraliśmy go z więzienia, żeby dokonał cudownego uzdrowienia żony dyrektora?
– Nie… oczywiście, że nie… – Zobaczyła, po jakim cienkim stąpa lodzie i zmieniła taktykę. – Nie musicie mówić prawdy. Możecie skłamać. – Popatrzyła wyzywająco na Brutala, a potem skierowała to samo spojrzenie na mnie. Było dość gorące, żeby wypalić dziurę w gazecie.
– Skłamać – powtórzyłem. – W którym miejscu?
– W jakim celu jeździłeś do hrabstwa Purdom i do Trapingus? Wróć do tego starego spaślaka Cribusa i powiedz mu, że sam Wharton wyjawił ci, że zgwałcił i zamordował córeczki Dettericków. Że przyznał się do winy. – Na chwilę przeniosła swój palący wzrok na Brutala. – Ty możesz go poprzeć, Brutus. Możesz powiedzieć, że byłeś przy tym, jak się przyznał, i też to słyszałeś. Percy zapewne też to słyszał i z tego powodu mógł wpaść w szał. Zastrzelił Whartona, ponieważ nie mógł myśleć o tym, co Wharton zrobił tym dzieciom. Nie mieściło mu się to w głowie. Po prostu… Co? O co wam teraz chodzi, na litość boską?
Nie zwracała się tylko do mnie i Brutala; Harry i Dean również spoglądali na nią z przerażeniem.
– Nigdy niczego takiego nie zgłaszaliśmy, proszę pani – oznajmił Harry, tak jakby przemawiał do małego dziecka. – Od razu zapytają nas, dlaczego tego od razu nie zrobiliśmy. Mamy obowiązek zgłaszać wszystko, co nasi podopieczni mówią na temat wcześniejszych przestępstw. Własnych i cudzych.
– A poza tym nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy mu wierzyć, Janice – wtrącił Brutal. – Ktoś taki jak Dziki Bill Wharton bez przerwy kłamie. Na temat zbrodni, które popełnił, słynnych ludzi, których znał, kobiet, z którymi sypiał, bramek, jakie strzelił w szkolnej drużynie, nawet na temat cholernej pogody.
– Ale przecież… – Na twarzy Janice malował się coraz większy ból. Podszedłem, żeby objąć ją ramieniem, ale ona gwałtownie mnie odtrąciła. – Przecież on tam był! Malował tę cholerną stodołę! Jadł z nimi obiad!
– To kolejny powód, dla którego mógł się przyznać do nie popełnionej zbrodni – stwierdził Brutal. – Co mu szkodziło? Dlaczego nie miał jej sobie przypisać? Nie można w końcu usmażyć nikogo dwa razy.
– Nie wiem, czy was dobrze rozumiem. Wszyscy, jak siedzimy przy tym stole, wiemy, że John Coffey nie tylko nie zabił tych dziewczynek, ale próbował je ratować. Zastępca McGee oczywiście tego nie wie, lecz zdaje sobie świetnie sprawę, że człowiek skazany na śmierć za dwa morderstwa, wcale ich nie popełnił. A mimo to… mimo to nie możecie postawić go przed sądem? Nie możecie nawet wszcząć na nowo postępowania?
– Tak jest, proszę pani – potwierdził Dean, czyszcząc wściekle okulary. – Tak to mniej więcej wygląda.
Janice siedziała z opuszczoną głową, najwyraźniej się zastanawiając. Brutal chciał coś powiedzieć, ale uciszyłem go gestem ręki. Nie bardzo wierzyłem, że moja żona potrafi wymyślić sposób na wydobycie Johna z pułapki, w jakiej się znalazł, ale nie sądziłem również, że to zupełnie niemożliwe. Była niesamowicie sprytna. I niesamowicie zdeterminowana. Kiedy połączy się jedno z drugim, człowiek potrafi czasami przenosić góry.
– W porządku – stwierdziła w końcu. – W takim razie musicie wypuścić go sami.
– Co takiego? – Harry wydawał się kompletnie oszołomiony. I przerażony.
– Możecie to zrobić. Już raz wam się przecież udało, prawda? Możecie zrobić to po raz drugi. Tyle że tym razem nie przywieziecie go z powrotem.
– Czy zgodzi się pani wyjaśnić moim dzieciom, dlaczego ich tatuś trafił do pudła, pani Edgecombe? – zapytał Dean. – Oskarżony o pomoc w ucieczce mordercy?
– Nic takiego się nie zdarzy, Dean; trzeba będzie opracować plan. Żeby wyglądało to na prawdziwą ucieczkę.
– Niech pani w takim razie nie zapomina, że to ma być plan dla faceta, który nie potrafi nawet zawiązać sznurowadeł – mruknął Harry. – Będą musieli w to uwierzyć.
Janice posłała mu niepewne spojrzenie.
– To i tak nic nie da – stwierdził Brutal. – Jeśli nawet wymyślimy taki plan, to i tak nic nie da.
– Dlaczego nie? – Głos Janice brzmiał, jakby miała zaraz wybuchnąć płaczem. – Dlaczego nie, do jasnej cholery?
– Dlatego, że mówimy o mierzącym sześć stóp osiem cali, łysym Murzynie, który nie ma dość oleju w głowie, żeby zdobyć samemu jakieś pożywienie – powiedziałem. – Ile czasu minie twoim zdaniem do chwili, kiedy go z powrotem złapią? Dwie godziny? Sześć godzin?
– Przedtem nie zwracał na siebie jakoś większej uwagi – stwierdziła. Po policzku spłynęła jej pojedyncza łza. Wytarła ją niecierpliwym ruchem dłoni.
Tu akurat miała rację. Napisałem do kilku znajomych i krewnych mieszkających na Południu, pytając, czy nie czytali w gazetach czegoś na temat Murzyna odpowiadającego rysopisowi Johna Coffeya. Bez żadnego odzewu. Janice zrobiła to samo. Do tej pory uzyskaliśmy jedną pozytywną odpowiedź. W mieście Muscle Shoals w Alabamie trąba powietrzna zniszczyła kościół podczas próby chóru… zdarzyło się to bodaj w tysiąc dziewięćset dwudziestym dziewiątym… i wielki Murzyn wyciągnął dwóch mężczyzn z rumowiska. Z początku sprawiali wrażenie martwych, ale potem okazało się, że nie są nawet poważnie ranni. To wyglądało jak cud, oświadczył jeden z cytowanych w gazecie świadków. Murzyn, włóczęga, którego pastor wynajął do robienia porządków, zniknął w powstałym zamieszaniu.
Читать дальше