– Z taką szablą? – wzdrygnęła się Kaela. – Ale poważnie. Co o tym wszystkim myślisz, Kurt? Kim byli ci faceci? Dlaczego tak się wkurzyli, że ktoś zbliżył się do opuszczonej bazy z czasów zimnej wojny?
Austin pokręcił głową.
– Nie mam pojęcia.
– Ale musiałeś się nad tym zastanawiać.
– Oczywiście. Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, żeby wydedukować, o co chodziło. Ktoś nie chciał, żebyśmy zobaczyli, co tam jest.
– Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać, co ukrywają – powiedziała Kaela. – Wrócić tam.
– Niezbyt mądry pomysł – odparł Austin. – Po pierwsze, możemy tu siedzieć i śmiać się z facetów w strojach z Borysa Godunowa , ale żyjemy tylko dlatego, że szczęście sprzyja głupim. Po drugie, nie macie wiz rosyjskich, więc musielibyście dostać się tam nielegalnie. Po trzecie, nie macie transportu.
– Rozumiem twoje wątpliwości, ale po pierwsze, bylibyśmy teraz przygotowani na niespodzianki i dalibyśmy stamtąd nogę przy pierwszej oznace niebezpieczeństwa. Po drugie, brak wizy nie powstrzymał cię przed lądowaniem w Rosji. I po trzecie, jeśli uda mi się namówić kapitana Kemala, żeby tam wrócił, przez kilka dni zarobi tyle, ile inni rybacy przez cały rok.
– Nie poddajesz się łatwo.
– Nie zamierzam wiecznie pracować w Niewiarygodnych tajemnicach . Taki reportaż mógłby mi otworzyć drogę do kariery w którejś z głównych sieci.
– Widzę, że już się zdecydowałaś, więc może namówię cię na wieczorne zwiedzanie Stambułu. Nie można nie zobaczyć pałacu Topkapi i meczetu Suleymaniye. Dookoła są wspaniałe sklepy, gdzie mogłabyś kupić pamiątki dla rodziny i przyjaciół. Potem zjedlibyśmy kolację w pływającej restauracji.
– Z następnym szefem kuchni z czterogwiazdkowego hotelu?
– Niezupełnie, ale w wyjątkowej scenerii.
– Mieszkam w hotelu Marmara na placu Taksim.
– Wiem, gdzie to jest. A więc umawiamy się na siódmą wieczorem w dniu naszego przybicia do portu.
– Już nie mogę się doczekać.
Przez resztę rejsu Austin rzadko widywał Kaelę. Była zajęta. Wspólnie z dwoma kolegami przeprowadzała wywiady z kapitanem i załogą lub pracowała nad wstępem do reportażu o arce Noego. Austin skontaktował się z centralą NUMA i złożył raport o incydencie na wybrzeżu rosyjskim. Przez resztę czasu próbował poskładać do kupy “Gooneya”. “Argo” płynął szybko i wkrótce pojawiły się stare forty wzdłuż Bosforu.
Dwugodzinne przejście przez Bosfor zawsze pełne było emocji. Wąska, dwudziestosiedmiokilometrowa droga wodna jest uważana za najniebezpieczniejszą cieśninę na świecie. Kapitan Atwood omijał tankowce, promy i statki pasażerskie. Na ostatnim odcinku podróży dwanaście razy zmieniał kurs. Silny prąd z Morza Czarnego w kierunku morza Marmara był dodatkową przeszkodą. Wszyscy na pokładzie odetchnęli z ulgą, kiedy “Argo” minął terminale promowe oraz baseny portowe dla statków wycieczkowych i przycumował przy nabrzeżu niedaleko mostu Galata.
Austin patrzył ze statku, jak ekipa telewizyjna ładuje sprzęt do taksówki. Kaela pomachała mu na pożegnanie i samochód odjechał. Austin przespacerował się po pokładzie. Podziwiał most strzegący wejścia do Złotego Rogu i piętnastowieczny pałac Topkapi, zbudowany dla sułtana Mehmeta II. W oddali widniały minarety Hagii Sophii i Błękitny Meczet.
Wrócił do kajuty i usiadł do papierkowej roboty. Potem wziął prysznic i zamienił szorty i bluzę na luźne spodnie i lekki bawełniany sweter. W porze kolacji zszedł po trapie na brzeg. Na ulicy rozejrzał się za taksówką. Tuż przed nim zahamował chevrolet z lat pięćdziesiątych. W środku już siedzieli pasażerowie, co oznaczało, że ten samochód to dolmus , po turecku “upchany”. W przeciwieństwie do zwykłych taksówek takie auta zabierają tyle osób, ile się zmieści.
Pasażerowie na tylnej kanapie rozsunęli się i zrobili Austinowi miejsce w środku. Austin powiedział kierowcy, że chce jechać na plac Taksim. NUMA wysyłała go do Stambułu już kilka razy i nieźle znał miasto. Kiedy taksiarz pojechał w przeciwną stronę, Austin pomyślał, że chce najpierw rozwieźć innych pasażerów. Ale nikt nie wysiadł. Samochód oddalał się coraz bardziej od placu Taksim. Austin, podejrzewając, że kierowca chce nabić licznik, pochylił się do przodu i zapytał, dokąd jadą.
Taksówkarz bez słowa patrzył przed siebie. Ale odwrócił się siedzący obok niego pasażer. Miał taką gębę, że chyba nie kochała go nawet własna matka. Austin zerknął na niego przelotnie. Chwilę później zobaczył pistolet.
– Spokój! – warknął facet.
Pasażer obok Austina pociągnął go za ramiona do tyłu. Przyłożył mu długi nóż do prawego oka. Chevrolet niebezpiecznie przyspieszył. Wyskoczył z rzędu samochodów i wpadł w ciemny labirynt wąskich brukowanych zaułków.
Oddalali się od wybrzeża. Okrążali Karakoy i patrole policyjne, pilnujące dzielnicy domów publicznych. Austin zerknął tęsknie na światła restauracji na wieży Galata. Taksówka jechała wzdłuż Istikal Caddesi. Mijała kluby nocne, kina i różne spelunki. Wreszcie skręciła do Boyuglu, gdzie w czasach imperium ottomańskiego znajdowały się ambasady europejskie. Opony piszczały na zakrętach.
Mimo ryzykownej jazdy samochód dobrze trzymał się drogi. Austin ocenił kierowcę jako profesjonalistę, który zna możliwości chevroleta. Nikt nie próbował zawiązać Austinowi oczu. Zastanawiał się, czy oznacza to bilet w jedną stronę. Potem domyślił się, że opaska na oczy nie jest potrzebna. Tyle razy skręcali w lewo i w prawo, że stracił orientację, gdzie są.
Fakt, że jeszcze żyje, był małą pociechą. Wyczuwał, że porywacze nie zawahają się użyć broni. Po kilku minutach światła miasta zostały z tyłu. Taksówka wjechała w ciemną zaśmieconą ulicę, potem w zaułek niewiele szerszy od samochodu. Porywacze wywlekli Austina z chevroleta, ustawili twarzą do ceglanej ściany i skrępowali mu ręce za plecami taśmą samoprzylepną. Potem wepchnęli w drzwi i poprowadzili ciemnym korytarzem do holu dawnego biurowca. Marmurowa posadzka była brudna, mosiężna tablica informacyjna na ścianie poczerniała ze starości. Zapach cebuli i płacz dziecka wskazywały, że w budynku ktoś mieszka. Pewnie dzicy lokatorzy.
Wpakowano go do windy. Austin nie uważał się za ułomka, ale ci faceci byli jeszcze więksi od niego i w kabinie zrobiło się ciasno. Jechał z twarzą przyciśniętą do zimnej żelaznej kraty ozdobnych drzwi. Ta powolna winda musiała pamiętać czasy sułtanów. Starał się nie myśleć o zużytych linach. Kabina szarpała i trzeszczała, wreszcie stanęła na trzecim, ostatnim piętrze. Podróż do góry kosztowała Austina więcej nerwów niż szaleńcza jazda samochodem.
– Wyłaź! – warknął mu do ucha jeden z mięśniaków.
Wyszedł na ciemny korytarz. Któryś z facetów złapał go z tyłu za koszulę i pchnął naprzód. Otworzyły się drzwi i wprowadzono Austina do środka. Śmierdziało starym papierem i oliwą wiekowych maszyn biurowych. Podsunięto mu krzesło. Usiadł i zmrużył oczy. Ktoś oświetlił mu twarz lampą.
Zza kręgu światła odezwał się głos mówiący po angielsku.
– Witam, panie Austin. Dzięki za przybycie.
Głos wydawał się znajomy, ale Austin nie potrafił go umiejscowić w pamięci.
– To było zaproszenie, któremu nie mogłem się oprzeć.
Z ciemności dobiegł śmiech.
– Nie zmienił się pan.
Austinowi coś zaczęło świtać.
– Znamy się?
– Czuję się urażony, że pan mnie nie pamięta. Chciałem panu osobiście podziękować za piękny bukiet kwiatów, który przysłał mi pan, żeby przyspieszyć moją rekonwalescencję. Zdaje się, że to od pana pochodził bilecik podpisany “John Doe”.
Читать дальше