– Ma tu jakąś rodzinę? Może chłopaka?
Jane spojrzała na Dave’a, a potem znowu na Stacy.
– Coś przede mną ukrywasz…
– Po prostu mam wrażenie, że skądś ją znam. Jak… ma na nazwisko? – Musiała włożyć wysiłek w to, by nie użyć czasu przeszłego.
– Gregory. Ale wątpię, żebyś ją znała. Mieszkała w Mexia, małym miasteczku na południe od Dallas. Przeniosła się tu niedawno. Jest modelką.
– Nic dziwnego. Była piękną dziewczyną.
Stacy ugryzła się w język. Tym razem się nie udało.
– Była? – zdziwiła się Jane.
– To znaczy jest – poprawiła się. – Czy miała jakąś operację plastyczną?
– Tak, jak większość moich modelek. Posłuchaj kaset. Nawet te, które nie miały, chciałyby coś sobie poprawić.
Stacy skinęła głową i spojrzała na Lisette. Nie mogła powiedzieć Jane prawdy. Nie teraz. Nie w tym miejscu.
Poza tym musi się upewnić, czy to rzeczywiście Lisette Gregory została zabita.
– Była pacjentką Iana.
Stacy poczuła gwałtowne pulsowanie w skroniach. Obróciła się do siostry, a przed oczami zaczęły jej latać czerwone płaty.
– Co takiego?
– To nic wielkiego. – Jane wzruszyła ramionami. – Kilka moich modelek zwróciło się do niego po pomoc.
– Ile?
– Jane!
W końcu dopadła je rozpromieniona pani kustosz. Stacy zauważyła, że z całego tłumu pozostało zaledwie parę osób, głównie przyjaciele i obsługa muzeum. Zerknęła na zegarek i zdziwiła się, że już tak późno.
– Ta wystawa to prawdziwy sukces – entuzjazmowała się pani kustosz. – Rozmawiałam z krytykami, którzy tu byli, i wszyscy bardzo wysoko oceniali twoje prace. Jeden powiedział nawet, że wprowadziłaś nową jakość do realizmu. Inny uznał cię za mistrzynię subtelnej nagości. – Ucałowała ją w oba policzki. – Tak bardzo się cieszę! Już oficjalnie jesteś wschodzącą gwiazdą.
Stacy zauważyła kątem oka zmierzającego w ich stronę Teda. Wcześniej stał przy wyjściu, zapewne dziękując wychodzącym gościom. Niósł wielki bukiet kwiatów zapakowany w szeleszczący celofan. To były białe róże o długich łodygach.
Od Iana, pomyślała Stacy. Zawsze kupował Jane takie róże, bo wiedział, że je uwielbia. Miała je nawet na własnym ślubie.
Po chwili Jane też zauważyła swojego asystenta i obróciła się do niego z uśmiechem, zapewne zapomniawszy o rozmowie sprzed paru minut.
– Właśnie je przywieziono. – Ted podał jej bukiet. Stacy zauważyła jej rozanieloną minę. Jane domyśliła się, że to od Iana. Sam nie mógł wysłać kwiatów, ale poprosił o tę przysługę swojego prawnika. Jane wzięła róże i zanurzyła w nich twarz.
– Cudowne – powiedziała. -Czy jest przy nich bilet?
– Tak. – Ted wskazał przypiętą do folii kopertę.
Jane odpięła ją i otworzyła. Nagle krzyknęła. Róże wypadły jej z rąk, a sama pobladła niczym te kwiaty. Bez słowa podała ozdobny bilecik siostrze.
Stacy zaczęła czytać z dręczącym poczuciem, że już kiedyś uczestniczyła w podobnej scenie.
Znowu usłyszę twój krzyk.
Jestem bliżej, niż myślisz.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTY
Piątek, 31 października 2003 r. 23. 20
Stacy odwiozła siostrę do domu. Podczas drogi Jane prawie nic nie mówiła, ale Stacy wyczuwała jej strach i zmęczenie. Bardzo pragnęła ją pocieszyć.
Sama też była wykończona. Od razu wypytała Teda o chłopaka, który przywiózł kwiaty. Asystent powiedział, że miał czternaście, piętnaście lat i był ubrany w za duży T-shirt i spodnie z krokiem na poziomie kolan, a na głowie miał bejsbolówkę – jak większość nastolatków w Dallas. Do tego jasna karnacja, niebieskie lub szare oczy, dosyć chudy i wysoki. Tysiące takich chłopaków biega po mieście…
Później zapytała o tego chłopca jeszcze parę innych osób, które go widziały, i wszystkie potwierdziły opis Teda.
Coś jej jednak nie pasowało. Jakby ktoś wszystko starannie wyreżyserował. Nie mógł to być jakiś anonimowy psychol działający z oddali, tylko osoba dobrze wprowadzona w szczegóły. Przecież kwiaty dostarczono bardzo późno, kiedy w galerii mogło już nikogo nie być, a jednak pojawiły się w najlepiej dobranym momencie jako ostatni, makabryczny akord wernisażu. Wybrano też moment, kiedy Ted był przy drzwiach i mógł przyjąć bukiet, dzięki czemu posIaniec szybko zniknął, nie zapadając szczególnie w pamięć zgromadzonym. No i najważniejsze: skąd prześladowca Jane wiedział o białych różach?
Osoba, która je wysłała, dobrze wiedziała, że Jane przyjmie je z radością. I że od razu sięgnie po bilecik.
Chodziło o to, żeby ją jak najbardziej przestraszyć.
„Znowu usłyszę twój krzyk.
Jestem bliżej, niż myślisz”.
To bardzo niepokojące słowa, musiała przyznać. Potwornie niepokojące.
Zaczęła sobie przypominać, kto był w galerii w chwili, kiedy dostarczono kwiaty. Dyrektor muzeum wraz z asystentką. Pani kustosz. Pracownicy firmy organizującej przyjęcie, którzy przyszli chwilę wcześniej, żeby posprzątać… Ona i Dave. Ted Jackman. Parę innych, nieznanych jej osób. Kilka postaci w maskach… Pytała nawet o nazwiska tych osób, ale przecież mogły być fałszywe.
Czy prześladowca Jane mógł się ukryć za maską? Z całą pewnością chciał tam być i zobaczyć jej reakcję. Im bardziej poczuje jej strach, tym bardziej będzie zadowolony – Stacy nie miała co do tego żadnych wątpliwości.
Ciekawe, czy sam czuł się bezpiecznie?
Stacy raz jeszcze zaczęła sobie przypominać kolejnych gości. Wybrała Teda Jackmana. Ciekawe, czy mają o nim jakieś wiadomości w policyjnych komputerach. Mogłaby wpisać jego imię i nazwisko do Centralnego Rejestru Przestępców i zobaczyć, co jej wyskoczy. Miałaby wówczas dostęp do takich informacji, jak numer ubezpieczenia, data urodzenia, znaki szczególne, przestępcza działalność, wszelkiego rodzaju powiązania.
– Dziękuję za odwiezienie. – Jane pierwsza przerwała ciszę.
Stacy zerknęła na siostrę.
– Cieszę się, że tam byłam.
– Myślałam, że to kwiaty od Iana.
– Tak, wiem. Właśnie o to chodziło.
– To chyba ktoś, kogo znam, prawda?
Stacy raz jeszcze spojrzała na siostrę, zdziwiona, że mimo ogromnego napięcia i stresu potrafi tak logicznie rozumować.
– Zna cię na tyle dobrze, że wiedział, jak przyjmiesz te róże.
– Domyślasz się, kto to może być?
– Nie. Na razie.
Stanęły przed domem Jane. Stacy popatrzyła na swoje zaciśnięte na kierownicy dłonie. Dopiero po chwili zdołała rozluźnić uścisk.
– Czy powinnam się bać? Tylko powiedz prawdę.
– Tak, i to bardzo. Tylko wtedy będziesz wystarczająca ostrożna.
– Ale mi pomogłaś – mruknęła z przekąsem Jane. Stacy uścisnęła jej chłodną, jakby wilgotną dłoń.
– Obiecuję, że się tym zajmę. Zobaczysz. Jane nieco się rozluźniła.
Gdy wysiadły z auta, z salonu tatuażu wyskoczyło paru przebierańców. Od strony Elm Street dobiegała alternatywna muzyka. Gdzieś w oddali słychać było policyjną syrenę.
– Kiepsko się czuję – powiedziała Jane, opierając się na drzwiczkach. – Kręci mi się w głowie i… i w ogóle.
Jęknęła. Strach wykrzywił jej twarz. Ręką złapała się za lekko wystający brzuch.
– O Boże! Stacy! Dzie… dzieje się coś złego…
– Jesteś zmęczona. – Stacy starała się zachować spokój. – Powinnaś odpocząć…
Objęła ją i pomogła wejść do domu, a potem po schodach. Kiedy weszły, usłyszały, jak Ranger skowyczy i miota się w klatce. Zaprowadziła siostrę do sypialni i pomogła położyć się na wielkim łóżku. Wyobrażała sobie, jak samotna musi czuć się w nim bez Iana.
Читать дальше