– Wcale nie jesteś taka silna, Jane…
– Właśnie że jestem! – Odskoczyła od niego rozgniewana. – Wcale mnie nie znasz!
– Więc jedź. Baw się dobrze. Zrobiło jej się przykro.
– Przepraszam, Ted. Nie powinnam tak mówić. – Urwała na chwilę. – Ale muszę z nimi porozmawiać.
– Jak uważasz.
– I zostaniesz tu?
Spojrzał na nią uważnie. W jego oczach zagrała cała gama emocji.
– Tak naprawdę, to ty mnie nie znasz, Jane. Otworzyła usta, żeby znowu go przeprosić, ale zmieniła zdanie i szybko opuściła pracownię.
Na dworze było ładnie, ale zimno. Włożyła kurtkę i przeszła do samochodu. Mona Fields mieszkała w University Park, niedaleko prestiżowej wyższej uczelni metodystów. Dzielnica obok, Highland Park, również należała do najmodniejszych w mieście.
Bez problemu trafiła na ulicę Mony, Bryn Mawr, i odszukała dom w stylu śródziemnomorskim. Zaparkowała na ulicy i spojrzała na wypełniony azaliami, zimowitami i ozdobnymi krzewami ogród. To była prawdziwa uczta dla oczu. Nie przyjechała tu jednak po to, żeby podziwiać rośliny.
Nie zważając na swoje zdenerwowanie, od razu zadzwoniła do drzwi. Otworzyła jej kobieta w średnim wieku w czystym i wykrochmalonym czarnym fartuszku. Mówiła po angielsku, ale z silnym hiszpańskim akcentem. Zaprosiła Jane do środka, prosząc, żeby poczekała.
Po paru minutach pojawiła się Mona. Była ubrana w obcisłe spodnie i sweter z wycięciem. Poza tym miała kolczyki i naszyjnik z brylantami.
Jane zapomniała już, jaka jest piękna.
– Dzień dobry. – Uśmiechnęła się do niej.
– Ach, Jane. Co cię do mnie sprowadza?
– Ian – odparła krótko.
– A tak, wiem, że ma kłopoty. Biedaczek. – Wskazała salonik na prawo od wejścia. – Chodźmy tam.
Pokój był bardzo kobiecy, może tylko, jak na gust Jane, zbyt bogato zdobiony. Usiadły naprzeciwko siebie. Po chwili pojawiła się służąca.
– Czy coś podać, proszę pani?
– Nie, raczej nie. – Spojrzała na Jane, a ta pokręciła głową. Gdy służąca odeszła, Mona spytała: – Jak więc mogłabym pomóc Ianowi?
– On na pewno nie zabił tych kobiet. Mogę przysiąc. Mam nadzieję, że się ze mną zgodzisz.
– I co dalej? Mam się za nim wstawić w sądzie?
– Tak, jeśli tylko zgodzi się na to jego adwokat.
– Przykro mi, ale policja cię uprzedziła. Jane poczuła nagłą pustkę.
– Byli tu? – niemal jęknęła..
– I to już ładnych parę dni temu.
– O co pytali?
Mona uśmiechnęła się i założyła nogę na nogę. Jane zwróciła uwagę na to, że są bardzo długie. Właśnie z takimi nogami można było wygrać konkurs piękności.
– Czy Ian był wiernym mężem. – Urwała. – A konkretniej, czy mnie zdradzał.
Jane poczuła, jak robi jej się sucho w ustach. Przypomniała sobie pytanie Teda: „Co zrobisz, jeśli powie ci coś, czego nie chciałabyś usłyszeć?”.
Mona pochyliła się w jej stronę i ponownie anielsko się uśmiechnęła.
– Wiesz, zawsze uważałam, że ten jego kutas narobi mu kłopotów. I wygląda na to, że tak się właśnie stało.
Jane aż jęknęła zaszokowana, ale Mona ciągnęła dalej słodkim głosikiem:
– W najlepszym przypadku można powiedzieć, że jest podrywaczem, ale ja uważam, że jest uzależniony od seksu. Zdradzał nie tylko mnie, ale również swoje kochanki, bo miał już na oku nowe. Chyba to wiedziałaś, kiedy decydowałaś się na małżeństwo?
Jane milczała, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Mona popatrzyła na nią z litością.
– Och, przepraszam. Więc jednak nie… – Zamilkła na chwilę. – Łudziłaś się, że będzie ci wierny… Że nie będzie cię zdradzał… – Potrząsnęła złotymi włosami. – On nawet nie zna znaczenia słowa wierność. Kutas jest jego całym życiem.
– Kłamiesz – powiedziała z trudem.
Mona nie obraziła się i tylko pokręciła głową.
– To wcale nie znaczy, że cię nie kocha. Po prostu ma potrzeby, których nie możesz zaspokoić.
– To… to nieprawda. – Jane wstała i lekko się zachwiała.
Po chwili już była przy wyjściu z pokoju. Mona wyciągnęła do niej wypielęgnowaną dłoń.
– Naprawdę bardzo mi przykro. Wiem, co czujesz. Ja też kiedyś cierpiałam z jego powodu.
Jane obróciła się na pięcie i ruszyła do drzwi wyjściowych. Bała się, że lada chwila zacznie płakać. Jednak Mona dogoniła ją i chwyciła za ramię.
– Pamiętasz, jak spotkałyśmy się w Galerii Sztuki? Ian zadzwonił do mnie jeszcze tego samego dnia. Spytał, czy nie miałabym ochoty na małe jebanko. Tak się właśnie wyraził. Za stare, dobre czasy… Powiedziałam mu, żeby poszedł do diabła. I chyba w końcu mnie posłuchał.
Roześmiała się, a Jane zobaczyła kobietę, którą mąż jej kiedyś opisywał. Taką, którą bawi robienie komuś krzywdy.
– Żałuję, że dowiedziałaś się tego ode mnie. Ale ze mną też ożenił się dla pieniędzy. Tyle że ty straciłaś więcej…
Jane wyrwała jej się i wypadła na zewnątrz. Biegła w słońcu, wycierając łzy z policzków.
– Znam go dobrze i nie sądzę, żeby zabił te kobiety – zawołała za nią Mona. – To też powiedziałam policji.
Jane udało się jakoś dojechać do domu, chociaż była tak zdenerwowana, że czasami nie widziała, co ma przed sobą. Kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie plecami i wybuchnęła głośnym płaczem.
Po chwili z pracowni wychynął Ted i zaraz znalazł się przy niej.
– Mój Boże, Jane! Co się stało? Źle się czujesz?
– Fa… fatalnie – zdołała odpowiedzieć.
Chciała przejść obok, ale Ted ją zatrzymał i przyciągnął do piersi. Przez moment starała się nie poddawać żalowi, ale potem przytuliła się do Teda, zanosząc się szlochem.
Pozwolił jej się wypłakać. Gładził ją po włosach i szeptał jakieś słowa pociechy.
– Miałeś rację – jęknęła, kiedy w końcu przestała płakać i wytarła nos. – Nie… nie powinnam była tam iść. Żona Iana mó… mówiła o nim straszne rzeczy.
– Przykro mi, Jane. – Uścisnął jej dłoń. – Wcale nie zależało mi na tym, żeby mieć rację.
– Powiedziała, że ożenił się ze mną dla pieniędzy. I że na pewno mnie zdradzał. Że w ogóle lu… lubi kobiety.
Zacisnął dłoń jeszcze mocniej. Kiedy spojrzała mu w oczy, poraziła ją intensywność jego spojrzenia.
– Jeśli cię oszukiwał, to ma, na co zasłużył!
– Ależ Ted…
– To straszne, że tak cierpisz. Nie chciałem, żeby tak się stało…
– No jasne, przecież to nie twoja wina.
– Muszę już iść. Mam spotkanie. – Puścił jej dłoń i wycofał się. Był wyraźnie zmartwiony.
– Ted? – zawołała, kiedy znalazł się przy drzwiach. – Czy chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?
Popatrzył na nią z niekłamanym bólem.
– Wszystko we wszechświecie ma swój cel. I wszystko ma swoją przyczynę. Pamiętaj o tym, Jane.
I już go nie było.
Długo jeszcze patrzyła na drzwi, zastanawiając się nad sensem tych słów. Jednak najdziwniejsza wydała jej się pełna cierpienia mina Teda.
Znowu zaczęła się zastanawiać nad tym, co też miał jej jeszcze do powiedzenia.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTY
Piątek, 31 października 2003 r. 20. 10
Stacy weszła do Galerii Sztuki Współczesnej muzeum w Dallas. Była spóźniona.
Postanowiła wcześniej zakończyć przeglądanie gazet z 1987 roku. Nie znalazła tego, czego szukała, ale nie można też było powiedzieć, że cała praca poszła na marne.
Читать дальше