Kiedy weszła do swojej pracowni, zastała tam Teda stojącego przed „Anne”.
– Jest naprawdę piękna – powiedział, wciąż wpatrując. się w rzeźbę.
– Prawda? – Jane stanęła obok. – Poświęciłam jej cały weekend.
– Nie sądziłem, że będziesz mogła pracować. Wiesz, z powodu Iana…
– Praca mi pomogła. Bez niej chyba bym zwariowała. Ted obrócił się w jej stronę.
– Dzwoń do mnie, jakbyś czegoś potrzebowała. Zawsze gotów jestem ci pomóc.
Uścisnęła z wdzięcznością jego ramię.
– Potrzebuję trzech telefonów. Do Gretchen Cole, Lisette Gregory i Sharon Smith.
– Jasne. – Podszedł do komputera i wziął leżący obok zeszyt. Wypisał z niego trzy numery i podał jej karteczkę. – W porządku alfabetycznym. Ale rozesłałem już zaproszenia na wystawę do wszystkich twoich modelek.
– Tak, wiem. – Dostrzegła zdziwienie w jego oczach, ale nie zareagowała. – Będę na górze, gdybyś mnie potrzebował.
W mieszkaniu nalała sobie soku pomarańczowego i wziąwszy telefon komórkowy, usadowiła się wygodnie z podwiniętymi nogami na kanapie. Ranger spoczął u jej stóp.
Najpierw zadzwoniła do Gretchen Cole. Po chwili usłyszała jej głos:
– Tak, słucham?
– Gretchen? Tu Jane. Jak się miewasz?
– Jane? Raczej powiedz, jak ty się miewasz. Wciąż nie mogę uwierzyć, że Ian ma być sądzony.
– To pomyłka. Jest niewinny.
– Oczywiście. – Gretchen zniżyła głos. – Czy wciąż jest w więzieniu?
– Tak. – Jane chrząknęła, przygotowując się do zmiany tematu. – Czy dostałaś zaproszenie na otwarcie wystawy?
– Mhm, ale nie wiedziałam, czy nadal ją planujesz.
– Ian prosił, żebym jej nie odwoływała.
– On już taki jest… – Urwała nagle, zdając sobie sprawę z tego, co powiedziała. – Ee, więc wkrótce się zobaczymy…
– Chciałam cię jeszcze o coś zapytać. – Jane siliła się na niedbały ton. – Ian mówił, że byłaś jego pacjentką. Trochę się boję, że, no wiesz… skorzystał z naszej znajomości, by załatwić własne interesy.
– Och nie, Jane, to nie było tak. – Gretchen wydawała się rzeczywiście strapiona. – Ale wiesz, jak mi zależy na wyglądzie… Po tym, jak go poznałam, wspomniałam o tym koleżance. A ona powiedziała, że jest świetnym chirurgiem plastycznym i że nie znajdę nikogo lepszego.
– Więc to nie on się do ciebie zwrócił?
– Nie, jasne, że nie.
Jane nie przypuszczała nawet, że tak bardzo ją to martwiło. Poczuła olbrzymią ulgę i roześmiała się, nie do końca panując nad swoimi reakcjami.
– Tak, jest w końcu świetnym chirurgiem – powtórzyła.
– Właśnie! Ponieważ z tobą pracowałam, usiłował mnie skierować do kolegi, ale nie chciałam nawet o tym słyszeć.
Jane wzięła głęboki oddech. Pierwszą przeszkodę miała za sobą. Teraz czekała ją najtrudniejsza sprawa.
– Gretchen, wybacz, ale muszę ci zadać jeszcze jedno pytanie. Liczę na szczerą odpowiedź.
– Oczywiście, Jane. Słucham?
– Czy… czy Ian nie zachowywał się wobec ciebie… nieodpowiednio?
– Nieodpowiednio?
– No, czy ci się nie narzucał? Czy nie wysuwał żadnych propozycji?
– Nie, coś ty! – Odpowiedź była szybka i wydawała się szczera. Gdy do Gretchen w pełni dotarł sens pytania, dodała z mocą: – Zawsze zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen.
– Dzięki… – Tym razem ulga była jeszcze większa.
– Czy chcą ci wmówić, że Ian cię zdradzał? To nieprawda! Dla każdego jest jasne, że cię kocha.
Rozmawiały jeszcze przez chwilę, a potem pożegnały się i rozłączyły. Następnie Jane zadzwoniła do Lisette i nagrała się na sekretarkę, a potem do Sharon, która na szczęście była w domu.
Rozmowa z nią przypominała kropka w kropkę rozmowę z Gretchen.
Jane poczuła się niemal szczęśliwa. Powoli znów nabierała zaufania do Iana. To one poprosiły go o pomoc, on zaś cały czas traktował je jak pacjentki, a nie atrakcyjne kobiety.
Jane postanowiła wybrać się do jego byłej żony, Mony Fields, Miss Teksasu sprzed paru lat, kobiety bogatej i ustosunkowanej. Jane spotkała się z nią tylko jeden raz – na wystawie w Galerii Sztuki Współczesnej.
Mona była dla niej wtedy bardzo miła. I chociaż Jane czuła się wówczas fatalnie, wynikało to z braku poczucia bezpieczeństwa i zbyt niskiej samooceny, a nie z tego, co była żona Iana powiedziała lub zrobiła.
Mona była tak piękna, że Jane czuła się przy niej jak kopciuszek. Miała naturalne blond włosy, niebieskie oczy i doskonałą figurę. Ian mawiał, że ma anielską twarz i diabelską duszę. Wytrzymał z nią niecałe dwa lata.
Wzięła torebkę oraz kurtkę i zamknęła Rangera w klatce w kuchni. Dopiero wtedy zeszła na dół i zajrzała do pracowni.
– Coś ciekawego? – spytała.
– Prośba o wywiad od krytyka sztuki z „Timesa”
– Z Nowego Jorku czy Los Angeles?
– Z Los Angeles. Nieźle, co?
– Pewnie. – Poczuła się pochlebiona, ale nie było jej z tego powodu przyjemnie. Tak, spotkał ją zaszczyt, wiedziała o tym, ale nie potrafiła przekonać siebie, że jest kimś ważnym.
Ted spojrzał na jej kurtkę.
– Wybierasz się gdzieś?
– Tak. – Podciągnęła torebkę wyżej na ramię. – Jadę do byłej żony Iana.
– Byłej żony? – powtórzył ze zdziwieniem. – Po co?
– Muszę z nią porozmawiać. Na osobności.
– Zaczynasz się denerwować, prawda? Tymi wszystkimi podejrzeniami, plotkami…
Jane aż poczerwieniała.
– W każdym razie nie zamierzam siedzieć bezczynnie!
– I chcesz przeprowadzić własne śledztwo – domyślił się Ted. – Czy nie powinien się tym raczej zająć adwokat, którego zatrudniłaś?
– Eltona nie obchodzi, czy Ian jest winny, czy nie. Chodzi mu tylko o to, żeby sąd uznał go za niewinnego. A ja wiem, że mój mąż tego nie zrobił!
Ted pokręcił głową.
– Chodzi ci o zdradę czy o morderstwa?
To pytanie wcale się jej nie spodobało. Było obliczone na to, by sprawić ból. Jane poczuła gwałtowny przypływ gniewu.
– Pilnuj własnych spraw!
Ted pobladł.
– Uważam się za twojego przyjaciela, a przyjaciele powinni mówić sobie prawdę. To robota dla policji i prawników.
– I mam spokojnie patrzeć, jak wrabiają w to mego męża?
Zauważyła, że Ted chce jeszcze z nią polemizować, ale w końcu zrezygnował.
– Jak uważasz – powiedział z westchnieniem.
– Potrzebuję adresu Lisette Gregory. Możesz go znaleźć?
– Lisette – powtórzył, zdziwiony nagłą zmianą tematu. – Teraz?
– Tak, koniecznie.
Wziął leżący przy komputerze zeszyt. Obejrzał się przez ramię.
– Jeśli chcesz, żebym wysłał jej jeszcze jedno zaproszenie…
– Nie. Lisette była też pacjentką Iana. Chcę z nią porozmawiać, zanim zrobi to policja.
Jego twarz pociemniała.
– To niebezpieczne, Jane. To może ci zaszkodzić jako artystce. Nie możesz teraz…
– Już podjęłam decyzję – przerwała mu. – Daj mi ten adres.
– Chcesz rozmawiać ze wszystkimi pacjentkami? Co ci to da? A jeśli któraś… – Urwał i spojrzał w bok. – Nieważne. Jesteś dorosła i wiesz, co robisz.
Zapisał adres na kartce i podał ją Jane.
– Jeśli któraś… Dokończ, Ted.
– Jeśli powie ci coś, czego nie chciałabyś usłyszeć? Poczuła się wstrząśnięta tymi słowami. Z góry założyła, że nic takiego nie nastąpi. A jeśli tak? Co wtedy?
Dotknął jej policzka. Delikatnie, tak że tylko poczuła opuszki palców.
Читать дальше