– Porucznik Killian zawsze w akcji – stwierdził zgryźliwie na powitanie.
– Ktoś w tym mieście musi ścigać tych cholernych przestępców – odparła ze śmiechem. – Ale ty chyba już wysiadasz. Jesteś blady i masz podkrążone oczy.
– Czuję, że coś mnie bierze.
– Więc lepiej trzymaj się od nas z daleka – rzucił Mac. – Jak my zachorujemy, to chyba zamkną nasz wydział.
Pete zabrał się do badań. Stacy poszła za nim aż do kuchni.
– I co możesz powiedzieć? Spojrzał na nią poirytowany.
– Tyle, że to morderstwo.
– Cholera jasna!
Pete włożył lateksowe rękawiczki.
– Jeśli chcesz wiedzieć więcej, to odsuń się i nie przeszkadzaj.
Niestety nie leżało to w charakterze Stacy.
– Podaj przynajmniej przybliżony czas śmierci. Pete podszedł do denatki, tak wybierając drogę, by nie naruszyć żadnych śladów.
– Sądząc po zsinieniu, zabito ją niedawno. Jakieś pięć, sześć godzin temu. Po sprawdzeniu temperatury ciała powiem dokładniej.
Stacy policzyła i spojrzała na Maca. To było wtedy, kiedy zamierzali ją odwiedzić. Po jego minie widziała, że on też do tego doszedł.
– Spieprzyliśmy tę robotę. Spieprzyliśmy równo. Teraz kapitan dobierze nam się do dupy.
– Jasne.
– Rozmawiałaś już z siostrą?
– Jeszcze nie. Chcesz przy tym być?
Skinął głową i wyszli razem na werandę. Jane siedziała skulona na ławeczce, Ian obejmował ją ramieniem.
– Możemy zadać ci parę pytań, Jane? – spytała Stacy, przykucnąwszy przy siostrze.
Zauważyła, że Jane z trudem przełknęła ślinę, a Ian zacieśnił jeszcze swój uścisk. Ale po chwili drżącym głosem zgodziła się na przesłuchanie.
– Więc powiedz, co cię tutaj sprowadziło.
Jane zaczęła opowiadać, jak zatrzymała się w klinice, dowiedziała o nieobecności asystentki męża i postanowiła sprawdzić, co się dzieje, chociaż Ian starał się ją do tego zniechęcić.
Mac spojrzał na Iana.
– Nie chciał pan, żeby żona tu przyjechała? A to dlaczego?
– Wydawało mi się, że jest… to znaczy Marsha jest – plątał się – bardzo chora. Nie chciałem, żeby Jane się zaraziła. Marsha zawsze była obowiązkowa, więc sprawa musiała być poważna.
– I nie zdziwiło pana, że nie przyszła do pracy i nie zadzwoniła?
– Jasne, że zdziwiło.
– Ale nie sprawdził pan, co się dzieje.
– Dzwoniłem. I to parę razy. Elsie też.
– Elsie?
– Moja kosmetyczka. Marsha nie odbierała. Nie mogliśmy zrobić nic więcej, bo ciągle pojawiali się nowi pacjenci. – Spojrzał na Jane, a potem znowu na Stacy.
– Oboje byliśmy dzisiaj bardzo zajęci.
– Więc dlaczego nie chciał pan, żeby żona pojechała do pani Tanner? – naciskał Mac. – To przecież było najlepsze wyjście.
– Co pan chce przez to powiedzieć? – zdenerwował się Ian.
– Zupełnie nic. Po prostu chcę zrozumieć pańskie motywy.
– Jane jest w ciąży. Nie chciałem, żeby zetknęła się z grypą czy czymś gorszym…
Zetknęła się z czymś najgorszym, pomyślała Stacy. Spojrzała na siostrę.
– Opowiedz dokładnie, jak to wyglądało, kiedy tu przyjechałaś.
Jane skinęła głową i zaczęła mówić drżącym głosem, tak cichym, że wszyscy musieli się pochylić w jej stronę, by coś słyszeć.
– Zadzwoniłam, ale nikt nie… Za domem szczekał pies. Pomyślałam, że coś się stało. Marsha nie zostawiłaby tak Tiny. Bardzo o nią dbała… – Zrobiła zatroskaną minę. – Czy ktoś się nią zajął? Trzeba ją nakarmić i napoić. Pewnie jest… przerażona.
– Zajmiemy się nią, Jane – powiedziała łagodnie Stacy. – Co było dalej?
– Ale gdzie ona się podzieje? Marsha nie miała rodziny.
– W takich przypadkach pies trafia do schroniska, dopóki ktoś się o niego nie upomni.
– Nie! – Jane spojrzała na Stacy, a potem na Iana. – Marsha by tego nie zniosła. Nie możemy jej tego zrobić!
– Weźmiemy ją – zapewnił ją mąż. – Ranger będzie miał koleżankę.
Stacy ścisnęło się w gardle, kiedy Jane spojrzała na Iana z wdzięcznością i oddaniem.
– Dziękuję, kochanie.
Stacy chrząknęła. Postanowiła sprowadzić rozmowę na poprzednie tory.
– Co się stało po tym, jak usłyszałaś szczekanie psa?
– Stwierdziłam, że Marsha nie zostawiłaby Tiny na zimnie. Uznałam, że coś jest nie w porządku, i sprawdziłam drzwi.
– Widziałaś kogoś? A może słyszałaś coś poza psem? Jane pokręciła głową.
– Poczułam brzydki zapach. Pomyślałam, że to dlatego, że…
– Tak? – spytała łagodnie Stacy.
– Że Marsha jest chora – dokończyła, wycierając oczy. Mac obrócił się do Iana.
– Czy robi pan dużo implantów? To pytanie wyraźnie go zaskoczyło.
– Słucham?
– Implantów – powtórzył Mac. – Czy często powiększa pan piersi?
– A co to ma wspólnego z…?
– Tak czy nie?
– W poprzedniej pracy robiłem tego sporo.
– A teraz?
– Trochę. Ale specjalizuję się w rekonstrukcji twarzy.
– Czy to się opłaca?
Ian zerknął na Stacy, a potem utkwił wzrok w śledczym.
– Muszę odwieźć żonę do domu. Czy to nie może poczekać?
– Jeszcze tylko parę pytań. Czy rekonstrukcja twarzy naprawdę się opłaca?
– Czasami tak. Zależy od pacjenta. Czy ma dodatkowe ubezpieczenie, czy nie. I kiedy można liczyć na wypłatę z tego ubezpieczenia. Staram się nikogo nie odsyłać z kwitkiem.
– Jest pan prawdziwym świętym.
Ian skrzywił się, wyczuwając sarkazm w głosie McPhersona.
– Lubię pomagać ludziom.
– A czy zajmuje się pan jeszcze operacjami kosmetycznymi?
– Tak. Dzięki temu mam pieniądze.
– Ale przecież pańska żona jest bogata. Nie potrzebuje pan się o nie martwić.
Jane jęknęła i potrząsnęła głową, jakby nie chciała tego słuchać, Ian wstał i spojrzał ponuro na Maca.
– Odwiozę teraz żonę do domu – oznajmił oficjalnym tonem i objął Jane, która stanęła u jego boku. – Jakby miał pan jakieś pytania, proszę dzwonić albo tam, albo do kliniki.
– Jeszcze jedno, doktorze. – Ian obejrzał się przez ramię. – Morderca zakneblował panią Tanner biustonoszem. Jak pan myśli, dlaczego?
– Skąd mam wiedzieć?
– O której był pan dzisiaj w klinice, panie doktorze?
– Zaczynam pracę o dziewiątej.
– Więc wyjeżdża pan z domu o ósmej?
– Mniej więcej. Czasami trochę wcześniej, czasami później.
– A dzisiaj?
– Słucham?
– O której pan dzisiaj wyjechał? Wcześniej czy później?
Stacy odniosła wrażenie, że Ian pobladł. Mogła się jednak mylić.
– Wcześniej – rzucił cierpko. – Jak mówiłem, miałem dziś dużo pracy. Musiałem też zadzwonić w parę miejsc i przejrzeć papiery pacjentów.
– Dzięki za pomoc – powiedziała Stacy. – Będziemy w kontakcie.
Patrzyła, jak szwagier pomaga Jane wsiąść do samochodu, a potem spojrzała groźnie na partnera.
– Co też, na miłość boską…?!
– Robię? – podchwycił. – Tylko to, co do mnie należy. Dziwię się, że ty na to nie wpadłaś, Stacy.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi.
– Jak na postrach policji, w tej sprawie zachowujesz się wyjątkowo delikatnie. Chciałabyś o tym pogadać?
– A może jednak zaczniemy od sprawdzenia tego, co się tu działo, chociaż widzę, że aż się palisz, aby od razu wsadzić kogoś na krzesło elektryczne – rzuciła zjadliwie.
Chciała przejść obok, ale Mac złapał ją za ramię.
Читать дальше