– A potem?
– Posprzątaliśmy, trochę gadaliśmy… A później poszłam do pracowni, żeby skończyć pracę nad filmem na wystawę.
– A Ian?
– Czytał. Musi przeglądać literaturę fachową.
– Jak długo pracowałaś?
– Sama nie wiem. – Drżącą dłonią poprawiła wciąż wilgotne włosy. – Parę godzin.
– Od której godziny do której?
– Nie wiem! – Skoczyła na równe nogi i trochę się zachwiała. – Jakie to ma znaczenie?
– Duże, Jane. – Stacy też wstała i wzięła ją za ręce. – Zaufaj mi. To sprawa życia lub śmierci. Musisz sobie przypomnieć.
Przerażenie odebrało jej wszystkie siły. Opadła na krzesło niczym pozbawiona życia kukła.
– Skończyliśmy kolację po wpół do ósmej, najpóźniej o ósmej. Sprzątanie nie zajęło dużo czasu. Potem poszłam do pracowni, a Ian do swego pokoju.
– To znaczy, że skończyłaś pracę około dziesiątej?
– Ian mnie obudził. Zasnęłam, a potem…
– Zasnęłaś?!
Serce Jane na moment zamarło. Nie powinna była tego mówić. Ale gdyby teraz coś przemilczała, mogło to później zaszkodzić Ianowi. Podważyć zaufanie do jej zeznań. Lepiej wyrzucić to z siebie już teraz.
– Tak – odparła. – Spytałam go, która godzina, a on powiedział, że dziesiąta, ale…
Zegar w salonie pokazywał, że jest później. I to aż o dwie godziny!
Nie, nie, musi się mylić. Jane wsparła głowę na dłoniach. Wydała jej się ciężka, bardzo ciężka.
– Co takiego, Jane? Czy przypominasz sobie coś jeszcze?
– Nie, nie. Miałam dziś… straszny dzień.
– Więc obudził cię o dziesiątej?
– Prawdę mówiąc, wcale mnie nie obudził. Miałam koszmarny sen i obudziłam się z krzykiem, a Ian zaraz do mnie przybiegł.
Stacy wydawała się zadowolona z tej odpowiedzi. Milczała przez chwilę, jakby zbierając myśli.
– Ian wychowywał się w Atlancie, prawda?
– Niedaleko, w Athens.
– Więc kibicuje Bravesom?
– Chodzi ci o tę drużynę bejsbolową?
– Właśnie.
– Być może, chociaż nie interesuje się za bardzo bejsbolem. I w ogóle sportem.
Stacy wstała i podeszła do okna. Spojrzała na panoramę miasta. Jane wyczuła, że jest spięta i że toczy wewnętrzną walkę.
Obróciła się do niej dopiero po dłuższej chwili.
– Muszę cię spytać o coś jeszcze. Wiem, że się na mnie pogniewasz, ale muszę to zrobić. I chcę, żebyś niezależnie od wszystkiego była ze mną zupełnie szczera.
Jane skinęła głową, nie mogąc wydobyć z siebie głosu.
– Czy jesteś pewna, że Ian cię nie zdradza?
– Nie możesz przecież…
– Czy jest ci wierny?
– Tak! Jestem pewna.
– I potwierdziłabyś pod przysięgą to wszystko, co usłyszałam od ciebie przed chwilą?
Jane poczuła, jak strach chwyta ją za gardło. Uniosła dłoń do ust.
– Pod przysięgą? Ale dlaczego?… Czy coś przede mną zataiłaś?
– W ogóle nie powinnam była tu przychodzić i… i z tobą rozmawiać. Ale Ian ma kłopoty. Musisz wynająć prawnika.
Przez chwilę nie mogła oddychać. Miała wrażenie, że Ziemia wyskoczyła z orbity.
– Chyba nie mówisz poważnie. To… to musi być jakiś żart.
– Żałuję, ale nie.
Jane z trudem złapała oddech.
Chłód, który przylgnął do Iana. Problemy z czasem.
Gdzie Ian mógł wychodzić, kiedy ona zasnęła w pracowni? Wszystko jedno, ale na pewno nie pojechał do La Plaza, żeby zamordować tę kobietę!
Ian należał do najłagodniejszych ludzi, jakich znała. Był szczery i uczciwy. Prędzej by sobie uciął rękę, niż podniósł ją na kobietę.
Tylko czemu Stacy nie może tego zrozumieć?
– Dlaczego mi to robisz? – zwróciła się do niej.
– Jesteś zazdrosna? Chcesz mi odpłacić za to, że wyszłam za Iana? Czy może mścić się za uprzedzenia mojej babki?
Stacy poczerwieniała.
– Czy nie widzisz, że to nie chodzi o mnie, Jane? Dowody przemawiają na jego niekorzyść.
– Nie wierzę ci! – Jane znowu wstała. – Nie ma żadnych dowodów. Nie może być, skoro Ian tego nie zrobił.
– Przecież staram się wam pomóc. Gdybyś posłuchała mnie przez chwilę…
– I to nazywasz pomocą?! – Jane niemal krzyknęła.
– Po prostu usiłujesz go w to wrobić! Na pewno znalazłabyś innego podejrzanego, gdybyś dobrze poszukała.
– Bardzo bym chciała, ale naprawdę nie mogę niczego zmienić.
– Dlaczego mnie tak nienawidzisz?! – wrzasnęła Jane. – Co ja ci takiego zrobiłam?!
– Przychodząc tu, narażam się, że wywalą mnie z pracy – powiedziała zimno Stacy. – A ty mi tak odpłacasz? To jest twoja wdzięczność? Bardzo ci dziękuję.
Jane założyła ręce na piersi, czując, jak myśli kłębią jej się w głowie. To koszmar. Za chwilę obudzi się z krzykiem.
Mężczyzna na motorówce robi pętlę, żeby przejechać ją raz jeszcze. Żeby skończyć to, co zaczął.
Właśnie tego się podświadomie obawiała. Miała wszystko i teraz zaczęła to tracić. – Jane? Jane? Czy wszystko w porządku?
, Nie, nic już nigdy nie będzie w porządku. – Powinnaś już iść.
Stacy otworzyła usta, a potem bez słowa zaczęła się zbierać do wyjścia. Zatrzymała się dopiero w kuchennych drzwiach.
– Bardzo mi przykro, Jane – powiedziała łagodnie. – Naprawdę.
Jane stała bez ruchu, aż dobiegł do niej trzask zamykanych na dole drzwi. Dopiero wtedy opadła na krzesło i zaczęła płakać.
Środa, 22 października 2003 r. 17. 35
– Cześć, Stacy – przywitała się z nią Kitty i podała kilka kartek z informacjami. – Kapitan cię szuka.
– Dzięki – mruknęła Stacy i zrobiła wszystko, żeby się nie skrzywić.
Zaproszenie do gabinetu szefa, i to po służbie, nie wróżyło nic dobrego. Albo będzie miała zajęty wieczór, lub też może się okazać, że jest zupełnie wolna…
A jeśli dowiedział się, że była dziś u siostry? Tylko skąd?
Mac, niczym diabełek z pudełka, pojawił się u jej boku.
– Gdzie byłaś? – spytał.
– U lekarza. Ginekologa – skłamała z nadzieją, że to powstrzyma dalsze pytania.
– Jasne.
Starała się nie zwracać uwagi na ironię, z jaką to powiedział.
– Kapitan też cię wezwał?
– Mhm.
Spojrzała na niego uważnie.
– Co się dzieje, Mac? Czy to jakaś pułapka? Partner unikał jej wzroku.
– Wiem tylko, że kapitan nas wzywa. To wszystko. Wiedziała, że kłamie, ale nie zamierzała się z nim spierać. Przecież za chwilę będzie miała wszystko czarno na białym.
Drzwi do biura kapitana były otwarte. Stacy zapukała we framugę, ale szef zgromił ją wzrokiem i nakazał ponuro, żeby weszli.
– Zamknijcie drzwi – dodał. – Możecie usiąść.
– Dziękuję, postoję.
Kapitan przeniósł na nią ciężkie spojrzenie. Stacy omal się pod nim nie ugięła.
– Zdejmuję cię ze sprawy Vanmeer i Tanner.
– Dlaczego?
– Bo jesteś osobiście zaangażowana! Nie możesz się nią zajmować!
– Staram się być obiektywna, panie kapitanie.
– Twój szwagier jest głównym podejrzanym w obu sprawach. Powinnaś sama zrezygnować. Aż mnie korci, żeby cię zawiesić.
– Pracowałam nad tą sprawą, panie kapitanie. Włożyłam w nią sporo wysiłku…
– Nie ma dyskusji. – Szef spojrzał na Maca. – McPherson, będziesz teraz pracował z Libermanem.
Stacy spojrzała na kumpla ze strasznym uczuciem. Tak, zdradził ją! To on doniósł kapitanowi!
Pomyślała z goryczą, że nie powinna się temu dziwić. Mogła się tego spodziewać. Mac był przecież bardzo ambitny i oddany służbie. A ona już zaczynała mu ufać. Była głupia, po prostu beznadziejnie głupia.
Читать дальше