Stacy zmrużyła nieco oczy.
– Wal śmiało.
– Czy chodziłaś z Ianem Westbrookiem? Liberman, ta gadatliwa świnia! – pomyślała ze złością.
Popełniła błąd, bo zwierzyła mu się, kiedy jeszcze razem pracowali.
– Umówiliśmy się parę razy. Nic poważnego.
– Przedstawiłaś go siostrze, a on cię rzucił i zaczął chodzić z Jane. Gzy tak?
– Jeśli chcesz powiedzieć, że poczułam się przez to skrzywdzona, to nie, nie poczułam się.
– Czyli co, ucieszyłaś się, kiedy dał ci kosza? – spytał z ironią.
Wzruszyła ramionami.
– Jasne, że nie. Ale specjalnie się nie przejęłam, Ian jest fajny, ale coś między nami nie zagrało.
– Nie wierzę.
Stacy poczuła, jak krew napływa jej do policzków.
– Nigdy nie kłamię! Nie oskarżaj mnie o takie rzeczy.
– Prawdę mówiąc, uważam, że to doktor Westbrook jest kłamcą. Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, dlaczego wybrał twoją siostrę?
– O co ci chodzi?
Mac pochylił się w jej stronę.
– Zostawił cię, ponieważ Jane ma kasę.
Kiedyś myślała podobnie. Starała się nawet tym pocieszać.
Ale czuła się wtedy upokorzona i była zła na siostrę. Porzuciła te podejrzenia, kiedy zobaczyła ich razem. Wyglądali na naprawdę zakochanych.
Czy to możliwe, żeby Ian odgrywał komedię? Wydawał się tak zauroczony Jane, tak szczęśliwy…
– Ian kocha moją siostrę. Nie uwierzę, że jest inaczej. Poza tym ma dobrą pracę i sam sporo zarabia…
– Mówimy o naprawdę dużej forsie. Westbrook nie natłucze tyle forsy przez całe życie, choćby nawet zrobił tysiące cycków.
Stacy zacisnęła usta, pogrążona we własnych myślach. Nigdy nie spojrzała na cały problem od tej strony. Wiedziała, że Ian miał czasami dosyć swoich klientek. Teraz mógł powiedzieć, żeby go pocałowały gdzieś. Nie musiał już pracować. Żeniąc się z Jane, rozbił bank.
„Jestem w ciąży, Stacy. To już ósmy tydzień”.
Ogarnął ją niepokój, wywoIany jakimś dręczącym przeczuciem.
– Chciałbym, żebyśmy złożyli wizytę asystentce Westbrooka – dodał Mac. – To ona odbiera telefony, załatwia korespondencję i umawia go z pacjentkami. Innymi słowy, wie o wszystkim, co dzieje się w jego gabinecie. Jeśli coś zaszło między nim a Elle Vanmeer, założę się, że doskonale o tym wiedziała.
– Instynkt podpowiada mi, że nic z tego nie będzie.
– Jak go poznałaś, Stacy? – Mac zniżył głos i spojrzał na nią znacząco.
Zawahała się, wiedząc, że to, co ma do powiedzenia, nie pomoże Ianowi.
– Poszłam na konsultacje – przyznała. – Ale nie jako pacjentka, a on nie był jeszcze żonaty. – Kiedy Mac pokręcił głową, jeszcze bardziej się zirytowała. – Skąd przypuszczenie, że Ian jest winny?
– A skąd pewność, że nie? – Przysunął się bliżej. – Mąż Elle Vanmeer twierdzi, że sypiała ze swoim chirurgiem plastycznym. Wcale nie twierdzę, że Westbrook jest winny, ale moim zdaniem trzeba go sprawdzić. – Ponieważ Stacy milczała, naciskał dalej: – Albo jesteś gliną, albo szwagierką doktora Westbrooka. Nie możesz być jednym i drugim.
Wiedziała, że ma rację.
– Dobrze. Mac. Możemy jechać.
Wtorek, 21 października 2003 r, 17. 15
Jane wyszła, nucąc, ze swojej pracowni. Zrobiła już formy twarzy Anne, jej ud, wzgórka łonowego, prawego biodra, ramienia i piersi. Ted obiecał, że zostanie dłużej i przygotuje je do wykonania odlewów. Czas wciąż ją gonił. Jeśli chce pokazać „Anne” na wystawie, musi zrobić odlewy już następnego ranka.
Sam proces był dosyć prosty. Prawdę mówiąc, zdarzało się, że ją za to krytykowano. Najpierw robiła gipsowe formy, które po wyschnięciu wygładzała, wypełniała ubytki i jeszcze raz polerowała. Kiedy forma była już gotowa, wypełniała ją kroplami ze stopu lutowniczego, który rozpuszczała za pomocą gazowego palnika. Bez odlewni, traconego wosku, wlewu, wirówki, podnośników, bloków i tym podobnych.
Na studiach zajmowała się tradycyjną metaloplastyką. Stworzyła wtedy potężne dzieła, które wymagały olbrzymiej pracowni, potem odlewni, a także pomocy innych studentów, by poskładać całość.
Uznała to jednak za ograniczenie, bowiem Jane uważała, że sztuka powinna być skrajnie indywidualnym przekazem.
Obecna koncepcja pracy narodziła się, kiedy przeglądała rzeczy matki po jej śmierci, a konkretnie wtedy, gdy natknęła się na koronkowy welon ślubny. Włożyła go i natychmiast poczuła się odmieniona. Koronki sprawiły, że stała się bardziej ulotna i zwiewna.
Od razu ją to zaintrygowało. Zadała sobie podstawowe pytanie: jak można osiągnąć ten sam efekt w sztuce?
Po paru latach prób i błędów zdecydowała się na cynę.
Być może proces nie był skomplikowany technologicznie, ale z całą pewnością zajmował dużo czasu. Odlew powstawał bardzo wolno, kropla po kropli, a Jane musiała jeszcze sprawdzać, czy tworzony kształt odpowiada jej wizji.
Stop lutowniczy składał się z cyny, ołowiu i niewielkiej ilości srebra. Był lżejszy od tradycyjnego brązu, a mimo to piękny i trwały. Powierzchnię można było wypolerować lub spatynować.
Weszła po wewnętrznych kręconych schodach i zatrzymała się w przedpokoju na górze. Po chwili pojawił się przy niej Ranger, machając ogonem.
– Cześć, stary. – Podrapała go za uchem. – Miałeś fajny dzień?
Szczeknął i spojrzał na nią z uwielbieniem.
– Miło, że wszystko gra. Może wyjdziemy na spacer przed powrotem Iana, co?
– Za późno, już jestem w domu.
– Ian? – Spojrzała zdziwiona na zegarek, a potem ruszyła w stronę kuchni.
Zastała tam męża, który stał przy dużym oknie i patrzył na Dallas. Z kuchni widać było sporą część miasta wraz z Chase Tower, zwanej przez mieszkańców Dziurką od Klucza, ze względu na jej kształt. Budynek wyglądał szczególnie ładnie po zmierzchu, kiedy oświetlano środkową część szklanego szczytu.
Podeszła do męża. Zauważyła, że trzyma w dłoni kieliszek z resztką czerwonego wina.
– Wcześnie zacząłeś. Miałeś zły dzień? Uniósł kieliszek do ust. Przez moment milczał.
– Można tak powiedzieć.
– Powinieneś był przyjść do mnie do pracowni. Skończyłabym wcześniej.
– Musiałem trochę pomyśleć. – Spojrzał na Jane. Westchnęła, Ian miał czerwone oczy, jakby przed chwilą płakał.
– Co się stało? – spytała delikatnie. – Czy coś złego?
– Po południu była u mnie policja.
– Policja? – To słowo zabrzmiało niczym policzek. – Dlaczego?
– Wiem tyle, co i ty. Znowu pytali mnie o Elle. O to, jak dobrze ją znałem. Tak jak wczoraj.
– Czy Stacy…?
– Tak.
Potrząsnęła głową ze złości. Poczuła się zdradzona.
– Widziałam się z nią dzisiaj. Wpadłam do niej do pracy. Nie mówiła, że ma zamiar… – Urwała. To jasne, że siostra nigdy by jej tego nie zdradziła. Jane położyła dłonie na brzuchu. – Powiedziałam jej o dziecku. Próbowałam naprawić to, co między nami się popsuło, ale… nie wyszło to dobrze.
– Po prostu robi, co do niej należy. – Kiedy Jane spojrzała w bok, Ian wziął ją pod brodę, by spojrzeć jej w oczy. – Była dla mnie bardzo miła. Widziałem, że jest jej przykro z powodu tego, co się działo.
– Zawsze jej bronisz.
– Muszę to robić.
– Niby czemu?
– Dzięki niej cię poznałem. Jestem jej to winny. Jane poczuła, że jej gniew topnieje. Objęła męża.
– Kocham cię.
Pocałował ją lekko i wyswobodził się z jej objęć.
Читать дальше