– Powód śmierci – uduszenie. Bez niespodzianek, ale morderca działał z dużą siłą, znacznie większą, niż było trzeba. Są bardzo głębokie sińce i uszkodzona kość gnykowa u nasady języka. Zmarła koło jedenastej.
– A co z seksem?
– Nie, dzięki. Jestem wykończony.
– Nie bądź taki!
– Dla ciebie wszystko – zaśmiał się. – Nie, nie uprawiała seksu.
Cholera! Koniec z łatwym ustaleniem DNA mordercy, pomyślała ze złością Stacy.
– Coś jeszcze?
– Żadnych śladów po narkotykach czy alkoholu. Nie była też chora. Można powiedzieć, że gdyby jej nie zabito, byłaby zdrowa jak rydz.
– Szczęściara – mruknęła.
– Co mówisz?
– Nic, nic… Myślisz, że morderca to facet?
– Sądząc po siniakach, raczej tak. Albo jakaś bardzo silna kobieta. I jeszcze coś. Myślę, że to cię zainteresuje. Wygląda na to, że jest mańkutem. Siniaki po prawej stronie gardła były głębsze, co wskazywałoby, że ma silniejszą lewą rękę.
Stacy przełożyła słuchawkę z lewej dłoni do prawej.
– Jesteś tego pewny?
– Nie, tylko zgaduję. Wiesz, doświadczenie, te rzeczy… To mogę już jechać do domciu?
– Jeśli będę mogła rano odebrać twój raport.
– Ale nie wcześniej niż o dziesiątej.
– Dobrze, ósma trzydzieści.
– Killian!
– Nie trać czasu, tylko szybko idź spać. Inaczej będziesz jutro nie do życia. – Przycisnęła widełki i wybrała numer Maca.
Odebrał po trzecim dzwonku. Był bardzo zaspany.
– Tak? – mruknął do słuchawki.
– Mac? Tu Stacy. Pete ma już wyniki sekcji. Usłyszała jakieś szelesty, a potem chyba żeński głos.
– Która godzina?
– Dwadzieścia po pierwszej.
– Stacy, na miłość boską! Przecież to środek nocy!
– Przeszkodziłam ci?
– Tak, miałem wspaniały sen o tym, jak rzuciłem tę gównianą pracę.
– Zrobisz to, jak rozwiążemy tę sprawę.
– My? – powiedział już nieco bardziej rześkim głosem. – Więc jesteśmy kumplami?
Zrozumiała, że tak właśnie myśli, i zmarszczyła brwi.
– Idź spać, stary. Masz być na nogach jutro o siódmej. Ja odbiorę raport.
Wtorek, 21 października 2003 r. 11. 45
Jane stała przed fasadą Urzędu Miasta, inspirowaną stylem art deco. Nie spała dobrze tej nocy. Wierciła się na łóżku i przewracała z boku na bok, przypominając sobie to, co wydarzyło się poprzedniego dnia: spotkanie z Dave’em, swoje rozważania dotyczące kontaktów ze Stacy i późniejszą wizytę siostry.
„Czy twoja znajomość z Elle Vanmeer miała wyłącznie zawodowy charakter?”.
Jane uznała, że to było właściwe pytanie. Stacy musiała je zadać. Wykonywała po prostu swoją pracę. Zadawała pytania, szukała odpowiedzi, by w końcu rozwiązać zagadkę. To pytanie było całkowicie rutynowe, powtórzyła raz jeszcze w myślach. I nic nie znaczyło.
Tylko dlaczego zamarła, kiedy je usłyszała? Dlaczego nie pozwoliło jej zasnąć? Czemu wciąż myślała o tym, co mogło ze sobą nieść?
Słowa siostry znowu zaczęły rozbrzmiewać w jej głowie.
„Czy twoja znajomość z Elle Vanmeer miała wyłącznie zawodowy charakter?”.
Czy jej się zdawało, czy też te słowa wprawiły Iana w zakłopotanie? Czy rzeczywiście poczuł się winny, mimo że później kategorycznie zaprzeczył?
Wiedziała, że nim się poznali, Ian nie żył jak mnich. Przez krótki czas był nawet żonaty z Moną Fields. Był przystojny, sympatyczny i pracował w branży, która przyciągała kobiety – piękne kobiety, Ian prowadził dość bujne życie. Powiedział o tym kiedyś Jane. Z własnej woli.
Więc dlaczego teraz miałby nie powiedzieć prawdy? Czy dlatego, że Elle Vanmeer była jego pacjentką? Czy może z powodu morderstwa?
Nagle stanął jej przed oczami obraz z koszmaru. Na chwilę zabrakło jej tchu.
Mężczyzna w łodzi zawraca, chcąc przejechać ją raz jeszcze. Żeby skończyć to, co zaczął.
Nie, nie pozwoli sobie ukraść szczęścia. Nie będzie się obawiać, że tak się może stać. To rezultat tego, przez co przeszła. I nic więcej.
Ian powiedział prawdę. Przecież nie jest kłamcą. Na pewno, podobnie jak ona, nie spodziewał się tego pytania i dlatego zawahał się przy odpowiedzi.
Pomyślała z ulgą, że tak właśnie powinna stawiać czoło swoim strachom. Rozważyć wszystko i dojść do logicznych konkluzji. Tak jak radził jej Dave.
Polecił jej również, żeby porozmawiała z siostrą. Żeby wyciągnęła do niej przyjazną dłoń.
Ale Jane nie przyszła tutaj w tym celu. W każdym razie nie tylko…
Wzięła głęboki oddech i ruszyła po schodach. Chciała sprawdzić, co planuje Stacy.
I jeśli to będzie konieczne, przekonać ją, że śledztwo idzie w złym kierunku.
Kiedy znalazła się na górze, jakiś policjant przytrzymał jej drzwi. Podziękowała mu i weszła do ciemnego, nieprzyjemnie rozgrzanego wnętrza. Minęła parę kolejek z pechowcami, którzy przyszli zapłacić mandaty, wciąż szukając informacji.
Co prawda była tutaj parę razy, ale dawno temu. W końcu dotarła do mężczyzny w mundurze, który siedział za biurkiem.
– Chciałam się widzieć z porucznik Killian z Wydziału Zabójstw.
– Nazwisko?
– Jane Westbrook. Jestem jej siostrą. Szkieletowaty mężczyzna z zabójczym wąsikiem amanta filmowego przebiegł po niej wzrokiem, jakby szukał śladów rodzinnego podobieństwa.
Po czym wziął słuchawkę i wybrał jakiś numer. Następnie odwrócił się do Jane plecami, chcąc się zapewne dowiedzieć, czy może ją dalej puścić. Wreszcie skinął głową i wskazał pobliskie windy.
– Proszę wjechać na drugie piętro – powiedział. – Bez trudu pani trafi.
– Dziękuję – rzuciła, chociaż recepcjonista zajął się już następną klientką.
Przeszła do wind. Z ostatniej wizyty pamiętała zdobione gwiazdkami metalowe drzwi. Ich przepych kontrastował z zaniedbanym wnętrzem urzędu.
Nacisnęła przycisk ze strzałką w górę i po chwili drzwi otworzyły się bezszelestnie. Kiedy weszła do środka, serce zatrzepotało jej w piersi. Poczuła, że ma wilgotne dłonie. Kiedy to ostatnio tak po prostu zajrzała do siostry?
Zaraz po tym, jak zmarła babcia. Ta wizyta okazała się prawdziwą katastrofą.
Winda zatrzymała się na drugim piętrze. Drzwi się otworzyły. Na korytarzu czekała Stacy. Patrzyła na nią nieufnie.
– Cześć, Stacy – powiedziała śpiewnie Jane i od razu uznała, że zabrzmiało to kiepsko. Mówiła tonem dziecka, które przyłapano na gorącym uczynku.
Niechętnie wyszła z windy, świadomą, że drzwi zamknęły się za nią niemal natychmiast.
– Wszystko w porządku? – spytała Stacy.
– Tak. Zastanawiałam się, czy możemy zjeść razem lunch.
– Lunch? – powtórzyła siostra. – We dwie?
– Czemu nie? Słyszałam, że siostry tak robią.
– Niektóre siostry. Nie byłyśmy razem na lunchu od ładnych paru lat.
– Może chciałabym to naprawić…
– Niestety nie mogę teraz wyjść. Bardzo mi przykro. Sądząc z jej tonu, wcale nie było jej przykro. Jane postanowiła się nie poddawać.
– Więc może napijemy się kawy?
Na wargach Stacy pojawiło się coś w rodzaju nikłego uśmiechu.
– Dobra. Chodź, ja stawiam.
Poprowadziła Jane do drzwi z napisem „Wydział Zabójstw”. Weszły do środka, gdzie siedziała młoda sekretarka i żuła gumę.
– Czy ktoś jest w jedynce od przesłuchań?
– Nie – mruknęła dziewczyna i spojrzała ciekawie na Jane.
Stacy nie miała zamiaru niczego wyjaśniać.
Читать дальше