– Dżinsy Claina Kleina były modne od początku do połowy lat osiemdziesiątych. To by oznaczało, że ona nie została zamordowana i zamurowana w tej ścianie przed rokiem tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym.
Szeryf Gaffney zapisywał wszystko, co mówiła, cicho nucąc pod nosem. Po chwili podniósł głowę i popatrzył na nią.
– Kogoś mi pani przypomina, panno Powell.
– Może widział mnie pan w jakimś piśmie prezentującym modę, szeryfie. Nie, proszę nie brać tego na serio. Żartowałam, nie jestem modelką. Na pewno bym pana zapamiętała, gdybyśmy się już kiedyś spotkali.
– To bardzo prawdopodobne – powiedział, skinąwszy głową. – Tyler, może ty masz jakiś pomysł?
Tyler potrząsnął tylko głową.
Wydawało się, że szeryf Gaffney ma jeszcze zamiar coś powiedzieć, ale szybko zrezygnował. Obrzucił tylko Tylera długim spojrzeniem.
– Będziemy w kontakcie – powiedział, podnosząc dłoń do kapelusza.
Podszedł do samochodu, brązowego forda z kogutem na dachu. Obejrzał się jeszcze, patrząc na nich spod zmarszczonych brwi. Wreszcie wcisnął się na siedzenie kierowcy. Nie zainteresował się, skąd ona pochodzi, to wspaniale. Wiedział, że nie mogła mieć z tym nic wspólnego, więc nieważne było, kim jest, skąd przyjechała i czym się zajmuje.
– To fantastyczny facet – powiedziała Becky, kiedy szeryf odjechał. – Szkoda, że nie ma córki, oprócz tych swoich brudnych chłopaków.
Widząc, że Tyler nie odrywa wzroku od ziemi, dotknęła lekko jego ramienia.
– O co chodzi? Boisz się, że naprawdę wpadnę w histerię dlatego, że znalazłam tę biedną dziewczynę?
– Nie, nie o to chodzi. Widziałaś szeryfa? Chociaż niczego takiego nie powiedział, było oczywiste, o czym on myśli.
– Nie rozumiem cię. O co chodzi, Tyler?
– Wiem, co przyszło mu do głowy w chwili, kiedy miał już wsiąść do samochodu: że ten szkielet to może być Ann.
Becky patrzyła na niego tępym wzrokiem.
– Moja żona. Ona nosiła dżinsy Calvina Kleina.
Następnego ranka Becky poszła do Składu Aptecznego Riptide, który znajdował się w Alei Naparstnicy, i stwierdziła z przerażeniem, że znalazła się w centrum zainteresowania. Jak na kogoś, kto chciał się zaszyć w ciemnym kącie, to niezbyt dobrze sobie radziła. Gdziekolwiek się pokazała, patrzono na nią ciekawie, wypytywano, przedstawiano swoim krewnym. Była dziewczyną, która znalazła szkielet. Nawet na stacji benzynowej Union 76, przy Rondzie Wilczego Łyka, obsługiwano ją wyjątkowo gorliwie. Menedżer Twierdzy Artykułów Spożywczych, pani Dobbs, poprosiła ją o autograf. Trzy osoby powiedziały jej, że kogoś im przypomina.
Było za późno, żeby ufarbować włosy na czarno. Poszła do domu i już z niego nie wychodziła. Tego dnia odebrała co najmniej dwadzieścia telefonów. Nie widziała się z Tylerem, ale wiedziała już, że miał rację, kiedy mówił o podejrzeniach szeryfa, ponieważ wszyscy myśleli podobnie i rozmawiali o tym z sąsiadami, nie ściszając nawet głosu.
Tyler nie poruszał tego tematu, kiedy przyszedł do niej późnym wieczorem. Zachowywał stoicki spokój. Miała ochotę wykrzyczeć, że ci ludzie nie mają racji, że Tyler jest wspaniałym człowiekiem, że nie mógłby nikogo skrzywdzić, tym bardziej swojej żony, wiedziała jednak, że nie powinna ryzykować i skupiać na sobie uwagi. To było zbyt niebezpieczne. Musiała wysłuchiwać opowieści o Ann, żonie Tylera i matce Sama, która rzekomo zniknęła piętnaście miesięcy wcześniej, nie zostawiając żadnej wiadomości ani dla męża, ani dla syna.
Przed dwoma laty Ann miała jeszcze matkę, lecz Mildred Kendred zmarła i Ann została sama z Tylerem. Nie miała krewnych, którzy by go wypytywali, gdzie podziała się jego żona. Popatrzcie tylko na małego Sama, jest taki cichy i zamknięty w sobie, pewnie coś widział – wszyscy byli tego pewni. To, że nie bał się swojego ojczyma, mogło oznaczać tylko jedno: dziecko wyparło ze świadomości te straszne wspomnienia.
Tak, teraz byli o tym przekonani. Tyler walnął żonę w głowę -pewnie chciała go porzucić, o to chodziło – a potem zamurował ją w ścianie sutereny Jacoba Marleya. A mały Sam niewątpliwie coś widział… tak bardzo się zmienił po zniknięciu matki.
Przez następne dni Tyler nadal był spokojny, nie komentował domysłów, ignorował ukradkowe spojrzenia ludzi, którzy rzekomo byli jego przyjaciółmi. Becky widziała jednak, że był nieszczęśliwy. Nie mogła nic na to poradzić, poza powtarzaniem w kółko:
– Tyler, wiem, że to nie Ann. Udowodnią, że to ktoś inny, zobaczysz.
– W jaki sposób?
– Jeśli się nie dowiedzą, kim ona była, to zainteresują się ucieczkami z domów. Poza tym są jeszcze testy DNA. Dowiedzą się. Niedługo mnóstwo ludzi będzie cię błagać o przebaczenie.
Popatrzył na nią bez słowa.
Następnego dnia Becky wybrała się na zakupy do Twierdzy Artykułów Spożywczych dopiero o ósmej wieczorem, mając nadzieję, że będzie tam mało ludzi. Szybko przechodziła pomiędzy półkami. Ostatnią pozycją na jej liście było masło z orzeszków ziemnych. Znalazła je i wzięła mały słoiczek. Za późno się zorientowała, że słoik jest popękany – rozleciał się jej w rękach w tym samym momencie, kiedy zaczęła wołać kogoś z obsługi. Część zawartości wychlapała się na słoiki dżemów i galaretek, reszta spadła na podłogę. Becky zastygła w bezruchu, patrząc na to pobojowisko.
– Widzę, że kupuje pani naturalny produkt, bez cukru. Ja też tylko takiego używam.
Obróciła się szybko, poślizgnęła na maśle orzechowym i omal nie wpadła na kartony z zupą. Jakiś mężczyzna chwycił ją za ramię i postawił na nogi.
– Przepraszam, że panią zaskoczyłem. Znajdę inny słoik. Właśnie idzie chłopak z mopem. Powinien pani wytrzeć podeszwy tenisówek.
– Tak, to prawda.
Nie znała tego mężczyzny, ale to nie miało specjalnego znaczenia, ponieważ nie znała większości ludzi w mieście. Miał na sobie czarną kurtkę, ciemne dżinsy i buty do biegania firmy Nike. Zrobił na niej wrażenie wielkiego, twardego faceta. Miał przydługie ciemne włosy i równie ciemne oczy.
– Jedyny kłopot – ciągnął po chwili milczenia – to rozmieszanie tego masła przed włożeniem go do lodówki. Olej okropnie się wtedy rozpryskuje. Uśmiechnął się, ale jego oczy pozostały chłodne, jakby patrząc na ludzi, widział tylko ich ponure tajemnice. Nie chciała, żeby w ten sposób patrzył na nią, żeby zaglądał w głąb jej serca. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Chciała jak najszybciej wyjść ze sklepu.
– Wiem – powiedziała, cofając się o krok. Kim on jest? Dlaczego stara się być miły?
– Panno Powell, jestem Młody Jeff. Stary Jeff, mój tato, jest asystentem menedżera. Niech pani się nie rusza, oczyszczę pani tenisówkę.
Gwałtownie podniósł jej nogę do góry, aż się przechyliła do tyłu.
Tajemniczy mężczyzna podtrzymywał ją, kiedy Młody Jeff wycierał mokrym papierowym ręcznikiem podeszwę jej buta.
– Cieszę się, że panią spotkałem, proszę pani. Chciałbym wiedzieć, czy ten biedny nieżywy szkielet to pani McBride. Wszyscy mówią, że to nie może być nikt inny, skoro pani McBride zniknęła nagle i wcale nie tak dawno temu. Mówią też, że pani wie, że to jest pani McBride, że jest pani tego pewna, ale jak to możliwe? Czy pani znała panią McBride? -dopytywał się chłopak.
Wreszcie uwolnił jej nogę. Odsunęła się od Młodego Jeffa i tego drugiego mężczyzny co najmniej o pół metra. Zrobiło jej się nagle bardzo zimno.
– Nie, Jeff. Nie znałam Ann McBride i nic o niej nie wiem. Ludzie zbyt wcześnie wyciągają wnioski. Założę się, że dowiemy się już niedługo, iż ta biedna kobieta to nie jest Ann McBride. Powiedz wszystkim, że takie jest moje zdanie.
Читать дальше