Spojrzał przez okno.
– Myślę, że jest już wystarczająco ciemno – powiedział.
Wysiedli z samochodu i przeszli przez otwartą bramę na teren doków. Frachtowiec tonął we mgle. Jedynym światłem na jego pokładzie była dziwna, zielona poświata dobywająca się z jednego z otworów ładunkowych. Poza tym statek wyglądał na opuszczony. Weszli na molo, mijając stos ustawiony z pustych skrzyń na platformie ładowniczej.
Przy trapie statku zatrzymali się, nasłuchując plusku fal rozbijających się o kadłub, mieszającego się z lekkim dzwonieniem lin o stal. Hałas kolejnego startującego samolotu przestraszył ich oboje. Abby spojrzała na niebo i patrząc na samolot, miała wrażenie, że to ona się porusza w przestrzeni i czasie. Musiała opanować się, aby nie chwycić Katzki za rękę. Jak doszło do tego, że stoję tu teraz z tym mężczyzną? – zastanawiała się. Co za dziwny splot wydarzeń doprowadził do tego niespodziewanego momentu w moim życiu?
Katzka dotknął jej ramienia.
– Rozejrzę się po pokładzie. – Wszedł na kładkę. Przeszedł kilka kroków, zatrzymał się i obejrzał za siebie.
W bramie pojawiła się para samochodowych reflektorów. Pojazd jechał teraz w ich kierunku wzdłuż rzędu kontenerów. Była to furgonetka. Abby nie miała już czasu schronić się za skrzyniami. Stała uwięziona w kręgu światła na końcu pomostu. Furgonetka gwałtownie zahamowała. Zasłaniając oczy przed oślepiającym blaskiem, Abby nie widziała prawie nic. Słyszała tylko, jak otwierają się, a potem zatrzaskują drzwi samochodu. Czyjeś kroki zachrzęściły po żwirze. Przybysze starali się ustawić tak, aby odciąć jej jakąkolwiek drogę ucieczki. Katzka stanął obok niej. Nawet nie zauważyła kiedy zszedł z trapu. Nagle po prostu pojawił się pomiędzy nią a furgonetką.
– Dajcie spokój – zaczął. – Nie chcemy przecież żadnych kłopotów. – Dwaj mężczyźni, których sylwetki malowały się wyraźnie na tle świateł furgonetki, wahali się tylko przez chwilę, a potem zaczęli podchodzić coraz bliżej.
– Przepuśćcie nas! – powiedział Katzka.
Stojąc za plecami detektywa, Abby niewiele widziała. Nie miała pojęcia, co się dzieje. Katzka nagle pochylił się. Niemal w tym samym momencie rozległy się strzały i jakiś pocisk rykoszetem odbił się od betonu niedaleko od niej. Ona i Katzka równocześnie schronili się za skrzyniami. Detektyw przycisnął jej głowę do ziemi, kiedy napastnicy znowu zaczęli strzelać. Katzka również oddał trzy szybkie strzały.
Usłyszeli, że tamci wycofują się. Krzyczeli coś do siebie. Potem ktoś uruchomił silnik furgonetki. Rosnącym obrotom motoru towarzyszył chrzęst żwiru wyrzucanego spod kół wozu. Abby podniosła głowę i wyjrzała zza osłony. Ku swemu przerażeniu stwierdziła, że furgonetka jechała prosto na nich, rozwalając skrzynie na boki.
Katzka wycelował i strzelił. Cztery pociski strzaskały im przednią szybę. Furgonetka wpadła na molo, zarzuciło ją w prawo, potem w lewo. Katzka wystrzelił dwa ostatnie naboje. Furgonetka w dalszym ciągu jechała na nich. Abby zapamiętała oślepiający blask przednich reflektorów. Potem rzuciła się w bok, w ciemność.
Zanurzenie w lodowatej wodzie było szokiem. Rozpaczliwie młócąc rękami wodę, wypłynęła na powierzchnię, krztusząc się od słonej wody zanieczyszczonej rozlaną ropą. Słyszała mężczyzn krzyczących na molo nad nią, potem rozległ się głośny plusk. Woda zabulgotała i fala przelała się ponad głową Abby. Znowu wydostała się na powierzchnię kaszląc. Przy końcu pomostu głębia wydawała się świecić fosforyzującą zielenią. Furgonetka. Była pod wodą. Jej reflektory wysyłały dwa rozwodnione strumienie światła. W miarę jak samochód opadał coraz głębiej, zielonkawe światło stopniowo gasło, aż znikło zupełnie.
Katzka. Gdzie był Katzka? – myślała rozpaczliwie.
Pływała w koło, płynnie poruszając ramionami i starając się dojrzeć coś w ciemnościach. Powierzchnia wody ciągle jeszcze była wzburzona. Niewielkie fale raz po raz zalewały jej twarz. Oczy piekły od słonej wody. Usłyszała plusk i kilka metrów od niej wyłoniła się głowa Katzki. Detektyw spojrzał w jej kierunku, sprawdzając, jak sobie daje radę. Potem popatrzył w górę. Znowu usłyszeli jakieś głosy. Tym razem było ich więcej. Czyżby do tamtych dołączył ktoś ze statku? Kroki dwóch, może trzech mężczyzn zadudniły po pomoście. Krzyczeli coś do siebie, ale ich głosy wydawały się zniekształcone.
Nie mówią po angielsku – pomyślała Abby, ale nie potrafiła rozpoznać języka.
Nagle nad nimi pojawiło się światło, jego strumień wolno przecinał mgłę, przesuwając się po powierzchni wody. Katzka zanurkował. Abby poszła w jego ślady. Wstrzymała oddech i popłynęła najdalej, jak tylko mogła od pomostu. Kierowała się na otwartą przestrzeń. Raz po raz wynurzała się, aby zaczerpnąć powietrza i nurkowała znowu. Kiedy wynurzyła się po raz piąty, znajdowała się w całkowitych ciemnościach.
Na molo poruszały się teraz dwa światła, bezlitośnie przebijające mgłę jak para niesamowitych oczu. Usłyszała plusk wody gdzieś niedaleko, a potem głośny wdech. Wiedziała, że to Katzka wypłynął niedaleko od niej.
– Zgubiłem broń – wykrztusił.
– Czego oni od nas chcą?
– Nie przestawaj płynąć. Do następnego pomostu.
Noc nagle stała się zaskakująco jasna. Na frachtowcu włączono światła pokładowe. Każdy kawałeczek molo był teraz dokładnie oświetlony. Jeden mężczyzna stał na trapie, drugi kucał z latarką przy brzegu pomostu. Za nimi stał trzeci z gotową do strzału bronią, wycelowaną w wodę.
– Płyń! – nakazał Katzka.
Abby zanurkowała. Brnęła do przodu przez ciemność. Nigdy nie była dobrym pływakiem. Głęboka woda przerażała ją. Teraz płynęła przez wodę tak czarną, że mogła równie dobrze być bez dna. Wydostała się na powierzchnię, aby zaczerpnąć tchu, ale ciągle brakowało jej powietrza niezależnie od tego, jak głęboko starała się oddychać.
– Abby, nie zatrzymuj się! – ponaglał Katzka. – Dopłyń tylko do następnego pomostu!
Abby spojrzała w kierunku frachtowca. Zauważyła, że reflektory zataczały coraz to większe kręgi na wodzie. Strumień światła zbliżał się do nich. Raz jeszcze zniknęła pod wodą.
Kiedy wreszcie wygramolili się na brzeg, Abby ledwie mogła poruszać rękami i nogami. Jakoś wczołgała się na skały śliskie od ropy i wodorostów. Podniosła się na czworaka i zwymiotowała do wody. Katzka wziął ją za rękę i przytrzymał. Bardzo się trzęsła z wysiłku i zimna. Pomyślała, że gdyby nie jego uścisk, to rozpadłaby się na kawałki. W końcu w jej żołądku nie zostało już nic. Podniosła głowę.
– Lepiej? – zapytał szeptem.
– Jest mi strasznie zimno.
– Musimy więc przenieść się gdzieś, gdzie jest cieplej. – Spojrzał na molo ponad nimi. – Chyba możemy się tam dostać. Chodź.
Razem wdrapali się jakoś po skałach, raz po raz ześlizgując się po mchu i wodorostach. Katzka pierwszy wgramolił się na pomost, a potem wyciągnął rękę i pomógł jej wejść na górę. Oboje przykucnęli. Krąg światła latarki prześliznął się po mgle i zatrzymał na nich. Pocisk odbił się od betonu tuż za Abby.
– Ruszamy! – nakazał Katzka.
Rzucili się biegiem. Światło podążało za nimi, jego strumień malował zygzaki w ciemnościach. Zbiegli z pomostu i popędzili w kierunku kontenerów.
Kule trafiały w ziemię wokół nich, wzbijając w górę fontanny żwiru. Przed nimi majaczyły kontenery ustawione w gigantyczny labirynt. Skryli się za pierwszy rząd, usłyszeli pociski uderzające w metal. Potem napastnicy przestali strzelać. Abby zwolniła trochę, aby odetchnąć. Ciągle jeszcze było jej niedobrze ze zmęczenia. Drżała tak bardzo, że plątały jej się nogi.
Читать дальше