– Nic. Wiktor nigdy nie wspominał tej nazwy. Przy tak dużych transakcjach zazwyczaj omawiał to z… – W słuchawce zapadła cisza. Abby usłyszała jakieś głosy w tle, później szybkie słowa wyjaśnienia. Potem Nina znowu się odezwała. Jej głos był spięty. Mówiła ciszej. – Muszę kończyć.
– Mówiła pani, że to duża transakcja. Jak duża?
Przez chwilę Nina nie odpowiadała. Abby zastanawiała się nawet, czy nie odłożyła słuchawki. Potem usłyszała szept.
– Pięć milionów – powiedziała Nina. – Przekazał pięć milionów dolarów.
Gdy Nina rozłączyła się, usłyszała kroki Wiktora, ale nie podniosła głowy, kiedy wszedł do sypialni.
– Z kim rozmawiałaś? – zapytał.
– Z Cynthią. Zadzwoniłam, żeby podziękować jej za kwiaty.
– Które to były?
– Orchidee.
Spojrzał na wazon na toaletce.
– Ach tak. Bardzo ładne.
– Cynthia mówi, że wybierają się na wiosnę do Grecji. Chyba znudziły się im Karaiby. – Jak łatwo przyszło jej to kłamstwo. Kiedy to się zaczęło. Kiedy przestali mówić sobie prawdę?
Usiadł obok i czuła, że jej się przygląda.
– Kiedy poczujesz się lepiej – powiedział – może też wrócimy do Grecji. Może nawet z Cynthią i Robertem. Chciałabyś?
Skinęła głową i spojrzała na swoje dłonie, na palce cieńsze i bardziej przezroczyste z każdym dniem. Ja już nigdy nie będę czuła się lepiej. Oboje o tym wiemy – pomyślała.
Wysunęła stopy spod przykrycia.
– Muszę pójść do łazienki – powiedziała.
– Pomóc ci?
– Nie. Poradzę sobie. – Wstając, przez chwilę czuła zawroty głowy. Ostatnio często je miewała, zawsze kiedy wstawała albo po najmniejszym nawet wysiłku. Nie mówiła o tym Wiktorowi, w takich wypadkach czekała, aż niemiłe uczucie przejdzie. Teraz powoli ruszyła do łazienki. Usłyszała, jak podnosi słuchawkę telefonu.
Dopiero kiedy zamknęła drzwi, zdała sobie nagle sprawę, jaki popełniła błąd. Ostatni numer, na jaki zadzwoniła, ciągle jeszcze był w pamięci aparatu telefonicznego. Wystarczyło, żeby Wiktor przycisnął guzik wywołujący ostatni numer, a dowiedziałby się, że kłamała. Było to coś, czego mogła się po Wiktorze spodziewać. Nie dzwoniła do Cynthii. Na pewno dowie się, że rozmawiała z Abby DiMatteo.
Nina stała, opierając się plecami o drzwi łazienki i nasłuchiwała. Usłyszała, jak odkłada słuchawkę.
– Nina? – dobiegł ją głos Wiktora.
Kolejna fala zawrotów głowy. Pochyliła się, walcząc z ciemnością przesłaniającą jej wzrok. Miała wrażenie, że nogi rozpływają się pod nią. Poczuła, jak osuwa się na podłogę.
Mocno zastukał do drzwi.
– Nina, muszę z tobą pomówić.
– Wiktor – szepnęła, ale wiedziała, że nie mógł jej usłyszeć. Nikt jej nie słyszał. Leżała na podłodze w łazience, nie miała siły poruszyć się ani zawołać go. Czuła, że serce w jej piersi trzepoce się jak skrzydła motyla w siatce.
– To nie może być tutaj – powiedziała Abby.
Ona i Katzka siedzieli w samochodzie zaparkowanym przy ulicy w Roxbury, obok zakratowanych sklepowych witryn i jakichś zakładów na skraju bankructwa. Jedynym jako tako idącym interesem była siłownia znajdująca się o kilka budynków dalej. Przez jej otwarte okna słychać było szczęk ciężarów od czasu do czasu przerywany męskim śmiechem. Obok siłowni znajdował się opuszczony budynek z napisem „Do wynajęcia”. Następna z kolei była siedziba Amity, czteropiętrowy barak z brązowego kamienia. Ponad wejściem widniała tablica:
Sprzęt Medyczny
Amity Medical Supplies
Handel i Usługi.
Za zakratowanymi oknami znajdowała się mizerna wystawa sprzętu oferowanego przez przedsiębiorstwo: kule i laski, butle z tlenem, piankowe wkładki zapobiegające powstawaniu odleżyn, szpitalne szafki. I manekin ubrany w pielęgniarski fartuch i czepek – model sprzed mniej więcej dwudziestu lat. Abby patrzyła przez ulicę na nędzną wystawę.
milionów dolarów takiej firmie?
– Może to tylko filia jakiegoś większego przedsiębiorstwa. Może widział w tym okazję do jakiejś korzystnej inwestycji.
Pokręciła głową.
– Nic tu się nie zgadza. Proszę postawić się na miejscu Wiktora Vossa. Żona jest umierająca. On za wszelką cenę chce załatwić jej operację serca. Przecież nie będzie w takiej chwili myślał o inwestycjach.
– Nie wiadomo. A jak bardzo zależy mu na jego żonie?
– Bardzo.
– Skąd pani wie? Spojrzała na niego.
– Po prostu wiem.
Patrzył na nią i milczał w ten swój dziwnie tajemniczy sposób. Już jej to przestało – To nie może być właściwe Amity.
– Tylko to znajduje się w spisie adresów i telefonów – powiedział Katzka.
– Po co miałby przekazywać pięć milionów.
Otworzył drzwi samochodu.
– Zobaczę, czy da się czegoś dowiedzieć.
– Co zamierza pan zrobić?
– Rozejrzeć się. Zadać kilka pytań.
– Pójdę z panem.
– Nie, zostanie pani w samochodzie – zaczął wysiadać, ale Abby przytrzymała go.
– Proszę posłuchać – powiedziała. – To ja mogę wszystko stracić. Już nie mam pracy. Niedługo odbiorą mi pozwolenie na wykonywanie zawodu. Ludzie mówią o mnie psychopatka. W moim życiu wszystko się poplątało. To może być moja ostatnia szansa na odzyskanie tego, co miałam.
– W takim razie lepiej byłoby nie zaprzepaścić tej szansy, prawda? Ktoś mógłby panią rozpoznać. To by nas zdradziło. Czy chce pani podejmować takie ryzyko?
Usiadła z powrotem. Katzka miał rację. Nie chciał zabierać jej tutaj, ale ona uparła się. Powiedziała mu, że mogła tu przyjechać sama bez niego. Ale przyjechała z nim, a teraz nie mogła nawet wejść do tego budynku. Już nawet nie mogła walczyć samodzielnie. To także zostało jej odebrane. Siedziała zła na własną bezsilność. Zła na Katzkę. Wiedział, że sama jest bezradna.
– Proszę zablokować drzwi – powiedział wysiadając.
Patrzyła, jak przechodził przez ulicę, jak wchodził przez odrapane drzwi. Wyobrażała sobie, co mógł zastać w środku. Przygnębiające rzędy wózków inwalidzkich, basenów, fartuchów zapakowanych w żółtą folię dla ochrony przed kurzem. Pudełka z ortopedycznym obuwiem. Potrafiła wyobrazić sobie każdy szczegół. Sama odwiedzała takie sklepy, kupując swoje pierwsze ubrania do szpitala.
Minęło pięć minut. Potem dziesięć.
Katzka, Katzka. Co pan tam tak długo robi? Powiedział, że zada kilka pytań, że spróbuje ich nie spłoszyć. Wierzyła, że on ma rację. Przeciętny gliniarz z wydziału zabójstw był prawdopodobnie mądrzejszy niż przeciętny chirurg. Ale może nie bardziej inteligentny niż przeciętny stażysta. Głupota chirurgów była tematem wielu żartów w szpitalu. Internista używa w pracy szarych komórek, natomiast chirurg – narzędzi. Internista wsiada do windy i drzwi zaczynają się zamykać za wcześnie, on próbuje je zatrzymać wsuwając między nie rękę. Chirurg natomiast wkłada między drzwi głowę.
Minęło dwadzieścia minut. Było już po piątej i anemiczny blask słońca zaczął ustępować miejsca zmierzchowi. Przez uchyloną szybę słyszała nieustanny szum samochodów z bulwaru Martina Luthera Kinga. Godzina szczytu. Jakichś dwóch dryblasów wyszło z siłowni i wpakowało się do swoich samochodów. Cały czas patrzyła na wejście do budynku „Amity”. Czekała, aż pojawi się w nich Katzka.
Była piąta dwadzieścia. Ruch zaczął zwiększać się nawet na tej uliczce. Abby starała się nie tracić z oczu wejścia, ale widok przesłaniały jej teraz samochody. Potem nagle strumień aut przestał płynąć i dostrzegła mężczyznę wychodzącego bocznymi drzwiami. Zatrzymał się na chodniku i spojrzał na zegarek. Kiedy znowu podniósł głowę, Abby poczuła, jak serce zaczyna jej walić. Rozpoznała tę twarz. Groteskowo krzaczaste brwi. Nos przypominający kształtem dziób jastrzębia. To był doktor Mapes. Kurier, który dostarczył serce dla Niny Voss na salę operacyjną.
Читать дальше